Tej nocy śnił mi się koszmar. Szamotałem się, byłem cały mokry z przerażenia. We śnie byłem tyranem, wilkiem który zabijał każdego... Każdego, aż został całkiem sam. Nie chciałem takim zostać.
Wstałem po cichu nie budząc wader. Nie chciałem, żeby zobaczyły mnie w takim stanie. Pomaszerowałem do Gorących Źródeł, aby się obmyć. W odbiciu za sobą zauważyłem wilczyce. Sunshine podeszła bliżej i przytuliła się do mnie.
-Dzięki za otuchę-powiedziałem zawiedziony sucho.
-Nie martw się wszystko będzie dobrze.
-Nie rozumiesz... Każdy boi się wojny. Uciekają na mój widok, bo to moja wina. Nikt nie chce stanąć po mojej stronie. Wcale się nie dziwie i nie mam im tego za złe, sam wolałbym siebie unikać...
-Może wrucimy do legowiska?- odpowiedziała krótko wilczyca.
-Nie wiesz... Ja tu zostanę, chcę odpocząć, zrelaksować się, pomyśleć nad tym wszystkim.
Wilczyca nie czekając na moją odpowiedz powędrowała w kierunku Jaskini Wschodzącego Słońca. Bardzo ucieszyłem się że nie chciała ze mną zostać, jednocześnie podtrzymała mnie na duchu. To było bardzo miłe z jej strony. Smutny patrzyłem we własne oblicze. "Niech to już się skończy" pomyślałem w duchu zasypiając.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz