Zdałem sobie sprawę z tego, że w ramionach trzymam Verne. Jest to samica Beta z Watahy Lata. Była bardzo piękna, ale w głębi serca czułem że to nie to... Tak na prawdę byłem szaleńczo zakochany w Cassy. Czułem się źle będąc z Verną. Musiałem to przerwać czym prędzej.
Szybko odsunąłem się od Niej. I cicho wykrztusiłem.
- Przepraszam, ale... Ale nie mogę.
- Nie rozumiem. Jak to? Zrobiłam coś nie tak.?- speszyła się lekko patrząc mi głęboko w oczy jak by chciała, zagłębić się w mym umyśle.
-To nie przez Ciebie. To przeze mnie. To zbyt trudne.
Po tych słowach odszedłem bez słowa na pożegnanie w stronę Płonącego Wulkanu. Czułem się potwornie. Na chwilę przystanąłem i zapatrzyłem się w kłębiaste chmury. Były przepiękne. Szybko otrząsnąłem się z nierzeczywistych marzeń i już byłem u celu.
Czekał na mnie Słowik. Położyłem się na ciepłej jeszcze magmie, a Słowik usiadł mi na barku jak by chciał coś mi cichutko wyszeptać. Usnąłem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz