czwartek, 28 lutego 2013

(Wataha Lata) od Killed'a

Rapix nieco mnie wystraszyła ale nie okazywałem tego. Postanowiliśmy się ścigać, jednak w trakcie wyścigu coś się Rapix stało i zemdlała. Spadała z wielką szybkością i nie  mogłem ją złapać. Aż uderzyła w ziemię. Stanąłem koło niej. Nie wiedziałem jak jej pomóc i co się stało. Wziąłem ją na grzbiet i zaniosłem do Medyczki u której byłem troszkę wcześniej. Po paru godzinach, długiego stania przed jaskinią wyszła Rapix.
- Rapix ! Ty żyjesz. – Ucieszyłem się na jej widok. – Dobrze się czujesz?
- Niezbyt. Nie wiesz co to było? – Zapytała się mnie. Ja spojrzałem na nią ze zdziwieniem;
- Nie mam pojęcia.
Odprowadziłem ją do jaskini i nastała noc.
- Zostaniesz z nami? – Zapytała się.
Odmówiłem. Nie chcę do żadnej watahy ani nic. Ale… chciałem być obok Rapix.
Położyłem się obok drzewa. I zasnąłem.

(Wataha Lata) od Rapix

Wiedziałam, że obserwuje mnie Killed. Postanowiłam go trochę zmylić. Najpierw biegłam najszybciej jak potrafiłam po łące, a potem wzbiłam się w powietrze i zniknęłam z oczu Killedowi w chmurach.
Schowałam się w wielkiej chmurze i zobaczyłam kryjącego się w trawach basiora. Leciałam nad nim i jak strzała bezszelestnie wylądowałam za nim. Krzyknęłam :
-Część !
Killed , aż podskoczył ze strachu. Roześmiałam się i uśmiechnęłam do basiora.
-Wystraszyłaś mnie. -Powiedział.
- Tak wiem, wiesz fajnie było popatrzeć jak się boisz. - powiedziałam ze śmiechem do basiora.
-Ja ... się nie bałem . - Uparcie bronił się Basior i uśmiechnął się zawstydzony.
-Jak skrzydło ? Widzę , że już chyba lepiej ? - Uśmiechnęłam się.
-Już lepiej , można powiedzieć , że mi je "zreperowano". Co tutaj robisz ? -Zapytał mnie Killed.
-Ćwiczę szybkość , kocham się ścigać. - Odrzekłam.
-Ja również to kocham , może mała rundka wokół polany ? - Zaproponował.
-Dobrze , sam tego chciałeś. - Popatrzyłam wilkowi w oczy i wyścig się zaczął.
Ścigaliśmy się długo , wzbijaliśmy się w powietrze po czym szybcy jak strzała pikowaliśmy w dół.
Nagle poczułam się dziwnie , zaczęłam zwalniać usłyszałam głos Killeda.
-Już się poddajesz ?
Przyspieszyłam i nagle ... uderzyłam w coś , jakby niewidzialna bariera. Killed przeleciał przez nią normalnie , ale mnie zatrzymała. Uderzenie było na tyle silne , że straciłam przytomność i zaczęłam spadać , ostatnie co pamiętam to uderzenie o ziemię i ból.

(Wataha Lata) od Kondrakara

Późnym wieczorem zasnąłem ze zmęczenia po warcie przy portalu. Miałem sen...straszny sen...
Widziałem to jak wizję, bo nikt mnie nie słyszał i nie widział w tym śnie. Choć na początku snu bawiłem się z rodziną, potem ujrzałem ciemność. Przybył jakiś wilk i rozpoczęła się wojna...
Zauważyłem cień ogromny i pełny grozy gdy się odwróciłem ujrzałem na skale czarną zjawę całą we mchu.
Począłem się zastanawiać
-Od kiedy zjawy mają cień ?!
Zjawa kiwnęła głową i zza krzaków wyskoczył czarny basior z czerwonymi ślepiami porwał mojego braciszka.
-Kondro! Ratuj... -krzyczał
-Cicho bądź!-odezwał się groźnie wilk, który go porwał
-Odnajdę cię choćby nie wiem co! Wrócę do ciebie bracie!- zaczęła krzyczeć moja postać.
Coś się na mnie rzuciło od tyłu i nie wiem co dalej się działo ze mną... Próbowałem zdjąć z siebie zjawę siedzącą na mnie, bo to ona się na mnie rzuciła i trzymając szponami powiedziała:
-Nigdy nie znajdziesz brata! A Verna nigdy nie wyjdzie z portalu, będzie moja żoną na wieczność. -Zaczął się złowieszczo śmiać. Obudziłem się przerażony!
Geneza tez się obudziła i powiedziała:
-Kondro jest pełnia księżyca, środek nocy czemu nie śpisz?-mówiła przestraszona
- Miałem zły sen, znowu o mojej przeszłości...-odpowiedziałem jej zasmucony
-Nie martw się to tylko zły sen. Zaraz o nim zapomnisz.-pocieszyła mnie a ja się do niej przytuliłem zamyślony o śnie patrzyłem w sufit skalny w jaskini.
Zdziwił mnie ten sen...czyżby to była moja przeszłość???-myślałem o tym przez całą noc i nie mogłem zasnąć.
-Ja też miałam zły sen o jakiejś zjawie...-powiedziała Geni ze strachem
-Już nic ci ta zjawa nie zrobi, bo jestem przy tobie.-powiedziałem jej zdziwiony,że tez miała sen ze zjawą.
Za chwilę jednak wszyscy poklei się budzili i mówili o zjawie...
Musiałem pogadać ze Scythe to już było zadziwiające i prawdziwe bo to nie mógł być zwykły sen!
-Scythe nie sądzisz ,że to bardzo dziwne, wszyscy mieli sen ze zjawą.-zacząłem mówić
-Ja także miałem zjawę w śnie, krzyczała walcząc ze mną i mówiła, że Aoime i reszta nigdy nie wrócą co mnie nieco przestraszyło.-powiedział mi Scythe
- Mi zjawa mówiła, że Verna ma być jej żoną i nigdy nie wróci także ze mną walcząc, czy to nie jest dziwne?
-No jest,ale nic nie wiadomo może to pułapka żeby nas tam sprowadzić.
Lepiej nie wierzyć zjawą, szczególnie tym ze szponami i zapachem ku naszemu zdziwieniu.-kontynuował z poważną miną basior.
-I zjawą z cieniem też nie wolno wierzyć.-dodałem
-Masz rację Kondro,ale teraz trzeba wszystkich uspokoić i powiedzieć ,żeby nie wierzyli w ten sen pomożesz mi w tym?-zapytał Scythe
-Jasne, pomogę ci przyjacielu.-po moich słowach basior znieruchomiał wzruszony z rumieńcami na twarzy.
- Nazwałeś mnie przyjacielem?-zapytał lecz za chwile się ogarnął i poszliśmy wszystkich poinformować
i uspokoić. Nie wiem co dziwnego w słowie przyjaciel ,ale dla Scythe to słowo musi wiele znaczyć skoro tak się wzruszył.



środa, 27 lutego 2013

(Wataha Lata) od Killed'a

       Nie ruszyłem za Rapix, moja duma mi na to nie pozwalała. Pomyślałem, że jak jest tu Ona to na pewno są inne wilki. Ruszyłem w stronę jaskini i spotkałem po drodze wilka, moja ciekawość i  chęć do pomocy obudziła się gdy tylko go zobaczyłem. Leżał, a raczej spał. Gdy tylko podszedłem bliżej, obudził się. Zapytałem się czy nie pomóc mu przypadkiem i przedstawiłem się. Nazywał się Kondrakar. Poprosił mnie o tym, bym pomógł mu w dojściu do jaskini. Uczyniłem to bez zastanowienia. Przypominał mi kogoś, ale ciężko było określić kogo. Po paru minutach i parę chwil rozmowy przybiegła wilczyca pamiętałem jej imię, była to Geneza ooo matko… tak ta Geneza która była wtedy z Rapix. Wyglądała na bardzo zmartwioną. Od razu podleciała do Kondra z pytaniem czy wszystko w porządku.
         Zapytała mnie czy już ją gdzieś nie widziałem, zaprzeczyłem… chociaż kłamać nie umiem. Jednak wilczyca domyśliła się, że to ja spadłem na Rapix, teraz śmieszyło mnie to okropnie ale nie dałem sobie poznać po tym, jedynie zawstydziłem się. Kondrakar zapytał się mnie czy nie potrzebuję pomocy, widział moje skrzydło odparłem, że tak – chciałem wrócić do domu. Kondrakar oznajmił nam, że ruszamy do Cassy, iż to medyczka powinna mi pomóc. Hmm, założę się, że moja mina w owej rozmowie była dziwna. Kondro chciał lecieć, jednak moje skrzydło całkowicie odmówiło posłuszeństwa, pozostało iść pieszo. Po paru godzinach czarowania – marowania owej Cassty moje skrzydło było całe, byłem zaskoczony.  Przypomniałem sobie o Rapix postanowiłem odwiedzić ją. Domyśliłem się gdzie może być, co prawda, nie znałem tej krainy ale ufałem swojemu instynktowi i malował mi On wszystko, każdą drogę owej krainy. I znalazłem ją, trenowała chyba szybkość bo jak furia ruszała na przód. Zaśmiałem się w duchu, od lat byłem zwany szaleńcem szybkości 460 km/min to niewyobrażalna szybkość. Jednak… mam problemy z hamowaniem. I to chyba mój największy problem. Obserwowałem Rapix z daleka

(Wataha Lata) od Verny

       Byłam przerażona. Byłam się, że moi przyjaciele mnie zostawią i powrócą do swoich watah które zostały na powierzchni.
        W pewnej chwili przypomniałam sobie pewną moc, której dawno nie używałam, a mowa o niewidzialności. Stanęłam na środku klatki, i próbowałam okryć się niewidzialnością, lecz nie mogłam, coś mnie blokowało. Zawsze gdy pomyślałam że chcę być niewidzialna, w mgnieniu oka już taka byłam, a teraz nie mogłam. Zmartwiona tym faktem spróbowałam tym razem skontaktować się z Panem- na próżno. Przeraziło mnie to nie na żarty, bo byłam z nim połączona więzią jakiej nie potrafię wytłumaczyć.
 Zadarłam głowę w górę, i pomyślałam, aby zbadać sklepienie klatki, więc chcąc rozłożyć skrzydła, poczułam upór, spojrzałam w tamtą stronę, i zauważyłam że mam związane skrzydła lianą.
,,To już przegięcie"-Pomyślałam. Strażnik, obserwując moje rozpaczliwe próby uwolnienia się, zaczął się śmiać złośliwie.
-Wypuść mnie!-Krzyknęłam, i rzuciłam się na kraty. Samiec spojrzał na mnie rozbawiony.- No wypuść! Rozkazuję Ci!
-Rozkazywać to tylko ja mogę. -Rozległ się głośny głos Ducha Lasu, odwróciłam się i spojrzałam na niego z pogardą.

poniedziałek, 25 lutego 2013

(Wataha Mroku) - od Mortica

                 Wow! Nie tylko ja patrzyłem zdumiony na Nikitę. Była to siostra Verny, i nie znam jej za dobrze.
Byłem rozdarty! Chciałem wskoczyć do portalu, pobiec do Galaxy i coś jej powiedzieć! Ale byłem tu... a tu trzymała mnie powaga sytuacji i Verna... nie można jej zostawić, potrzebuje pomocy. Bejal był jedynym basiorem, nie licząc mnie, który jest na tej wyprawie. Spojrzałem na niego trochę z pogardą. Był Alfą Ognia, podobno nawet pocałował kilka dni temu Alfę Powietrza, a teraz nawet nie śpieszy z Nikitą by pomóc Vernie!? Ciekawe co ten duch z nią teraz robi!
- Dość! Nikita idę z tobą! - krzyknąłem i wybiegłem do niej, uśmiechnęła się. Nagle ziemia się zatrzęsła.
- Czy wy stąd wyjdziecie czy nie!? - drzewo odezwało się bezczelnie i głośno! - Jeżeli teraz zrezygnujecie już was drugi raz nie wpuszczę! - zadrwiło drzewo. Ten fakt mnie przeraził! Nie zobaczę Galaxy, jeżeli pójdę z waderą! Po chwili podjąłem decyzję- idę! Nim się obejrzałem wszyscy stanęli za mną. No tak... tylko Bejal się wahał.

(Wataha Lata) od Verny

Zaczełam znowu uciekać, w przeciwną stronę ale Duch Lasu klasnał w dłonie i 'przypłyneły' małe duszki, które mnie oblepiły. Próbowałam się z nich otrzepać- na próżno. Dusza zaczela sie głośno śmiać.
-Verno, moja kochana Verno... -Zaczął kręcić głową. - Nie rozumiesz, że nie uciekniesz mi?
-Moi przyjaciele mnie uwolnią! -Krzyknełam.
-Na przykład Bejal? Myślisz ze On Cie uratuje?-Zapytał, z szyderczym uśmiechem. Posmutniałam.-Widzisz, on Cię nie chcę, ze mną będziesz szczęśliwa.
- Nie będę z Tobą szczęśliwa. -Wysyczałam. Zmorze zbledł uśmiech z pyska, a zastąpił go wściekły grymas.
-Dość!- 'Podpłynąl' do mnie, i chuchnął na mnie swym cuchnącym oddechem. Po chwili świat spowiła ciemność.
     Kiedy sie obudziłam, zauważyłam że leżę w klatce z łodyg.
,,Oho, mam być jego żoną, a zamyka mnie w więzieniu."- Pomyślałam z ironią. Podeszłam powoli do 'krat', naparłam na nie. Nie ruszyły ani odrobinę. Zaczęłam sie rozglądać, mój wzrok zatrzymał sie na małym szczeniaku, który spał za kratami. Obudził się. Myślałam, że to był mały, uroczy szczeniaczek, ale jak spojrzałam na niego pprzeraziłam się. Był to mały, krępy wilk. Miał czerwone oczy bez źrenic, sierść miał czarno z refleksami czerwonymi. Wyszczerzył na mnie czarne zębiska w szyderczym uśmiechu...
-Witaj, w swoim osobistym piekle. -Strażnik zaczął się złowieszczo śmiać.

(Wataha Zimy) od Kuki

   Jestem z moim stadem bardzo długo i jest to moja rodzina, ale postanowiłam , że wyruszę w podróż w poszukiwaniu nowych wilków i nowych miejsc.Wstałam dość wcześnie, słońca jeszcze nie było widać , dzień zapowiadał się piękny. Już słabo migocące gwiazdy powoli znikały, a na niebie ukazało się słońce. To był znak, aby rozpocząć wędrówkę . Ruszyłam na wschód . Obejrzałam się jeszcze ostatni raz… Szybkim krokiem podążałam ku białym szczytom gór. Nie myślałam o niczym szłam w tamto miejsce jakby nieświadomie. Tylko wpatrywałam się w otaczający mnie krajobraz pięknym strumieniom wody, które przedzierały się przez śnieg. Płynęły ku daleko położonym liliowym jeziorze. Biały śnieg błyszczał w promieniach słońca, a drzewa wyglądały jakby otulone w białą pierzynę . Przyzwyczaiłam się do otaczających mnie wilków i mimo to , że wyruszyłam w drogę dzień temu brakowało mi ich obecności .
      Słońce minęło punkt swej podniebnej wędrówki, a potem z wolna jęło opadać ku zachodowi. Na niebie ukazał się księżyc i te same gwiazdy co wczoraj tylko dziś migotały jeszcze jaśniej. Znalazłam miejsce na spoczynek koło niewielkiego strumyka . Nie mogłam zasnąć tylko wpatrywałam się w odbicie księżyca w strumieniu...W płytkich wodach pływały żaby i ryby cieszyłam się , że je widzę co mnie zadziwiło zazwyczaj był to dla mnie tylko kąsek, ale teraz nie byłam głodna. W końcu po długim czasie zasnęłam, a sny miałam niezrozumiałe . Śnił mi się wilk który przebiega przez las . Ja w tym czasie stałam niedaleko i patrzyłam jak jasna sylwetka robi wokół mnie kółka.. Gdy słońce wyjrzało zza gór byłam gotowa do dalszej podróży w nieznane, a myśli miałam spokojne.

(Wataha Zimy) od Estrelli

Zaczęłam wędrować po terenach Stada. Dookoła mnie słychać było cudowny śpiew ptaków i szum drzew. Było bardzo przyjemnie i spokojnie... Aż za spokojnie ! Stałam teraz w długiej trawie. Wsłuchiwałam się w odgłosy natury. W moją sierść dmuchał przyjemny wietrzyk. Nagle coś zaszumiało w trawie. "To tylko wiatr"- pomyślałam i zignorowałam tajemniczy szelest. I znowu ten sam dźwięk ! Nagle przed moimi oczami ukazała się ciemność. Nic nie widziałam. Nie miałam pojęcia co mi się stało. Nagle obudziłam się w innym miejscu otoczona nieznajomymi wilkami.
- Gdzie ja jestem ? I kim jestem ? A wy to kto ?- zaczęłam się dopytywać.
- Estrella, dobrze się czujesz ?- zapytał jakiś wilk.
- A kto to Estrella ?- nic nie rozumiałam...
- Ona chyba straciła pamięć- ktoś się odezwał.
- Uderzyłaś się w głowę ?
- Yyyyy... Nie... Gdzie ja jestem ?!
- Na pewno straciła pamięć- przyznał inny wilk.
- Ale jak się nie uderzyła, to co się jej mogło stać ?
Nagle wszystkie wilki zaczęły patrzeć a to na mnie, a to na innych. Mówili coś o jakiś trujących roślinach i innych dziwnych rzeczach. Nagle ktoś powiedział:
- To mógł być Zaskroniec Błękitny.
- A co to ma być ?- zaczął się ktoś pytać.
- To wąż. Kiedy kogoś ugryzie, traci pamięć.
- Na pewno ten cały Zaskroniec ją ugryzł.
- Tak- zaczęli przytakiwać.
- A jest na to jakieś lekarstwo ?
- Tak... Błękitna Róża. To bardzo rzadki kwiat. Jest lekarstwem na wiele chorób i dziwnych przypadków.
- A gdzie one rosną te całe Błękitne Róże ?
- Podobno nikt o tym nie wie. Żadne księgi, ani inne źródła tego nie tłumaczą.
- To jak u licha mamy to znaleźć ?
- Chyba nic nam nie pozostaje, jak szukać gdzie popadnie.
- Tak, to jedyne rozwiązanie. Wiadomo tylko, że znajdziemy ten kwiat w najbardziej nieoczekiwanym miejscu.
- No to co ? Kto podejmie się tego wyzwania ?
- Ja !
- Ja !
- Ja !
- No, ja też mogę...
- Ja...
-No dobra, to niech teraz każdy pójdzie w inną stronę i zacznie szukać.
- Ammm... Halo ? A ja ? Ktoś mi wreszcie powie co tu się dzieje ?- zaczęłam si już naprawdę niecierpliwić.
- Zostań, tu i się nie ruszaj.
- No dobra...
Leżałam tak przez dłuższy czas. Zastanawiałam się praktycznie nad wszystkim. Próbowałam to wszystko zrozumieć. Chciałam też poznać odpowiedzi na moje wszystkie pytania, bo do tej pory, nikt mi nie powiedział. Kim jestem ? Gdzie jestem ? Co tu robię ? Kim były te wszystkie wilki ? Gdzie poszły ? Po co poszły ? O czym rozmawiały ? No cóż... Chyba nigdy nie znajdę odpowiedzi na te wszystkie pytania. Po jakimś czasie te wszystkie wilki wróciły. Jeden z nich trzymał w pysku dziwnego, niebieskiego kwiatka.
- I co teraz ?- zapytał ?
- Estrella musi go zjeść- ktoś odpowiedział.
Nie przypominam sobie, abym lubiła kwiatki, no ale dobra... Może dzięki temu znajdę odpowiedzi na te wszystkie dręczące mnie pytania. Szybko połknęłam dziwny kwiat. Bleee... Smakował jak zgniła żaba.
...Nagle ! Obudziłam się leżąc wśród swoich. Szybko się podniosłam.
- Co tu się stało ?- zapytałam.
- Straciłaś pamięć. Ale już jesteś, obecna.
- Aaa... Kim ja jestem ?
- Estrella...
- Nie, no żartowałam. A co mi się stało ?
- Zaskroniec błękitny...
- Rozumiem. A kto znalazł za pewne Błękitną Różę ? I tu wyszedł do przodu przystojny samiec.
- Dzięki wielkie.
Wilk tylko spojrzał na mnie.
- A pamiętasz jak to się stało ?
- Nie mam zielonego pojęcia. Usłyszałam szelest w trawie i obudziłam się tutaj, już z odzyskaną pamięcią.
- To na pewno był ten zaskroniec. Musimy uważać...

(Wataha Zimy) od Aniel

     Słuchając jak Nikita wydziera się na Bejala czułam coraz większą chęć, by ją w tym wspomóc. Miałam go już serdecznie dość. Obserwując zajście między Nim, a Verną czułam się, jakbym była na jej miejscu. Moja miłość do niego też nie należała do najszczęśliwszych, jednak pamiętam też wiele naprawdę cudownych i niezwykłych chwil, w których czułam się przy nim naprawdę kochana i cenna. Nie wiem, czy to dar, czy przekleństwo, ale sprawiał, że przy nim czujesz się kimś wyjątkowym. Nie mogę opuścić wadery. Zwłaszcza, że tak wiele nas łączy.
Owładnęła mną dobrze mi znana determinacja i gdy Nikita skończyła krzyknęłam:
 - Nie ważne co myślicie. Ja idę z Nikitą. Verna jest z nami od zawsze! Nie możemy jej teraz zostawić! Mimo, iż nie za dobrze ją znam, wiem, że ona też by mnie nie zostawiła, jak zresztą żadnego z nas! Cokolwiek mówi ten zapatrzony w siebie kretyn pamiętajcie, że jest jedną z nas.- Podeszłam do Nikity.- Nie będziemy was zmuszać, jeśli nie chcecie, możecie wracać.- Nie musiałam więcej mówić, bo wszystkie wilki podeszły do nas. W tym Bejal.
     Gdy ruszyliśmy za Nikitą, wszyscy byli śmiertelnie cicho. Domyśliliśmy się, że tak właściwie te wszystkie zagadki i zadania, które zleciło nam drzewo było tylko grą. Rzeczywiście były stanowczo zbyt łatwe. Z tego co mówiła siostra Verny, duch, który porwał wilczycę jest inny niż wszystkie i ma dziwne moce. Czułam niepokój, w zasadzie nic nie wiemy o tym świecie, ani o zamieszkujących go istotach.
   Nie wiem ile trwała podróż, jednak w końcu trafiliśmy na ścianę z cierni. Po krótkich poszukiwaniach natrafiliśmy na wejście. Wejście do labiryntu.

niedziela, 24 lutego 2013

(Wataha Lata) od Rapix

Był świt , wstałam i wyszłam z jaskini obok niej zobaczyłam siedzącego sokoła. Zdziwił mnie fakt , że sokół nie boi się mnie i nie odleci. Podeszłam bliżej próbując wystraszyć sokoła. Szybko odkryłam , że to Killed pod inną postacią. Popatrzyłam na niego ze złą miną i zapytałam:
-Killed co tutaj robisz ?
Basior zmienił się w normalną postać wilka.
-Skąd wiedziałaś, że to ja ? - Zapytał zdziwiony.
-Hmm powiedzmy , że to moja wilcza intuicja.
Spojrzałam mu  w oczy i zbiegłam z wejścia do jaskini prosto do lasu.
-Hej zaczekaj ! -Krzyczał do mnie Killed.
Postanowiłam się zatrzymać i poczekać na wilka.Gdy w końcu mnie dogonił powiedział zadyszany :
-Czy nie możesz na mnie zaczekać ?
-Hmm pomyślmy yyy .... nie. -Powiedziałam złośliwie i wzbiłam się w powietrze.
Killed był wyraźnie zdezorientowany , ale polubiłam jego charakter.
By rozprostować skrzydła udałam się na Wietrzną Polanę , gdzie trenowałam szybkość.
Jednak miałam wizję , że ktoś mnie obserwuje , w mojej wizji pysk wilka była zamazany , ale domyślałam się , że chodzi tutaj o Killeda.

(Wataha Zimy) od Krossa

Spacerowałem po terenach, gdy nagle usłyszałem szelest, nim się obróciłem leżałem na ziemi. Zrzuciłem wilka z siebie i skoczyłem na niego...a właściwie na nią. Księżyc był za chmurami i nic nie widziałem, ale kiedy jego srebrna tarcza znów pojawiła się na niebie zobaczyłem, że jest to Evanestencia.
 - Oj wybacz.
Zszedłem z samicy, która zadała mi pytanie.
-Kochasz mnie ?
Kiedy usłyszałem to pytanie to zatkało mnie...ja ją kocham całym sercem.
-Oczywiście...czemu się pytasz ?
-Bo, straciłam pewność. Ale jeśli mnie kochasz to udowodnij to.
-Jak ?
-Wykrzycz to teraz na cały świat.
Na cały świat, o nie.
-Kocham cię.
Wyszeptałem do samicy.
-Czemu mówisz to szeptem, przecież miałeś...
-Ty jesteś mym światem.
Nie dałem jej dokończyć, przytuliłem ją do siebie i polizałem za uchem.

(Wataha Zimy) od Evanestencia

Siedziałam sobie nad Płaczącym Wybrzeżem. Wszystkie wydarzenie przeleciały mi przed oczami. Ja jakbym traciła sens życia. Ale nie chcę opuszczać tych których kocham. Od jakiegoś czasu nic mi się nie chce. Dalej kocham Krossa, a ja nie mam pewności, że on mnie jeszcze kocha. Pamiętam naszą pierwszą randkę. Jak się dobrze bawiliśmy...
Poszłam coś zjeść.
Mam chęć zapytać się go czy mnie dalej kocha. A z drugiej strony nie.
Muszę to zrobić przy najbliższej okazji. Ale jeszcze nie teraz. Poszłam na Liliową Wyspę. Lubię to miejsce. I znowu się zamyśliłam. Usłyszałam zbliżające się kroki. Był to Kross.
-Cześć!-powiedział.
-Cześć!
-Co tam u ciebie?
-Nic.
-Przecież widzę, że coś cię dręczy.
Mam szanse zapytać się go. Dawaj Evanestencia..- Myślałam
-No więc... Nie będę zwlekać. Mam pytanie.
-Jakie?
Chwila ciszy.
-Kochasz mnie?

(Wataha Lata) od Nikity

      Kiedy drzewo chwyciło Verne, pobiegłam za nią. Otoczyłam się tarczą niewidzialności i po chwili wzniosłam się w górę, powoli doganiając gałąź z moją siostrą. Kiedy wreszcie ją odłożył, patrzyłam zafascynowana na starą duszę, która mówiła, że siostra zostanie jego żoną. Nagle zapragnęłam patrzeć na cokolwiek innego, nawet jak Verna pocałowała Bejala, ale TO było naprawdę obrzydliwe.
      Chciałam go powstrzymać, ale zamarłam w przerażeniu, co ja sama jedyna mogłam zrobić. Na pewno nie był zwykłym duchem. Problem w tym, że musiałam coś zrobić. Przewagę liczebną mogłam zdobyć w każdej chwili tworząc nowe klony, mogłabym również wykorzystać czarną magię albo... Albo co? Żaden z tych pomysłów nie był dopracowany i jeśli byłby jednak np. odporny na magię, nie dość, że bym się zdemaskowała, to bym jeszcze zginęła.
-Wybacz- szepnęłam Vernie do ucha.- Sprowadzę pomoc. Obiecuję.
-Nikita?- Szepnęła.
-Nie martw się, zawsze jesteś moją siostrą. Nieważne jak mnie wkurzasz.
-Ostatnie mogłabyś sobie darować, wiesz, że to dotyczy również ciebie.- Skrzywiła się.
-Wiem.- Szkoda, że nie mogła zobaczyć mojego uśmiechu.- Wrócę niedługo, tylko zawołam resztę.
       Wzniosłam się nad drzewami i leciałam jak najszybciej w stronę reszty wyprawy. Co mi dodawało skrzydeł? Strach oczywiście, oraz chęć pomocy siostrze, wypełnienia tej obietnicy. Przybrałam znowu pogodną maskę, bo przeraziliby się na żarty widząc mnie poważną, ja nie żartująca, oznacza, że stało się coś poważnego.
-Wiem gdzie jest Verna- posłałam im rozpromieniony uśmiech. Zauważyłam, że pocieszyłam tymi prostymi gestami Perrie, Sun i Dianę. Aoime podniosła głowę. Bejal zaś stał niewzruszony, aż w końcu zapytał po prostu:
-Gdzie?
-Zaprowadzę was. Ale musimy być niewidzialni. Tym mogę się zająć, ale mamy spleśniałego ducha do pokonania.
-Spleśniałego?- Teraz dopiero Bejal się zainteresował.
Opowiedziałam im cały przebieg spotkania. Podsumowałam z nonszalanckim uśmiechem:
-To musimy zabić spleśniałego ducha, uwolnić Vernę i wydostać się stąd. Dzień jak każdy, przynajmniej od kiedy dołączyłam. Przynajmniej nie ma nudy.
-Ja wolałabym jednak czasami się ponudzić- Bejal odsunął się ode mnie, widząc moją minę.
-A ja nie.- Podeszłam do niego.- Martwisz się o Vernę? Czy nie? Jeśli chcesz możesz wrócić do świata i zapomnieć, że kiedykolwiek istniała, bo ja nie! Otrzeźwiej i zobacz co się wokół ciebie dzieje, ty i twoje problemy niekoniecznie są na pierwszym planie. Owszem jestem tylko zwiadowcą, ale to, że jesteś alfą nie sprawia, że jesteś nieomylny. A ja dla przyszłości zamierzam ją ocalić, wolałabym, żeby postawić na współpracę z tobą. Ale jeśli będzie trzeba, to nie zawaham się tam pójść i zabić wszystkich którzy staną mi na drodze- już się nie uśmiechałam, a w moim tonie można było wyczuć nutkę groźby.
         Wilki spojrzały na mnie zdumione, według nich byłam wiecznie roześmianą waderą o dużych zdolnościach, którą nic nie obchodziło. Jednak ja przeżyłam nieraz o wiele więcej niż inni. Jako mały szczeniak umknęłam watasze, która uwięziła nie jednego, ani dwóch dorosłych wilków. Tylko dziesiątki, a byłam tylko kilkumiesięcznym szczeniakiem. Teraz zamierzałam Verne uratować, choćbym miała zginąć.

sobota, 23 lutego 2013

(Wataha Lata) od Kondrakara

Przespałem ranek i spałbym dłużej gdyby nie zbudził mnie jakiś czarny wilk.
-Hej czy wszystko w porządku?-zapytał mnie wilk
-Tak...a może nie...-odpowiedziałem podnosząc lekko głowę trochę przygnębiony, bo miałem sen przypominający walkę dobra ze złem, a naprawdę mojego ojca Strey Harta z czarnymi wilkami.
-Może mogę jakoś pomóc? A tak w ogóle to jestem Killed.- powiedział wilk z dziwnym uśmiechem
-Ja jestem Kondrakar, ale mów mi Kondro.W sumie jestem dość obolały...pomożesz mi dojść do jaskini?-poprosiłem po przedstawieniu się, a Killed pokiwał głową,że tak i pomógł mi wstać i dojść do jaskini. Po drodze zapytał mnie:
- Z jakiej jesteś watahy?
-Jestem z Watahy Lata.
-Jeśli chcesz dołączyć musisz zaczekać parę dni, bo nasza alfa jest w trakcie ważnej misji i nie ma jej z nami.
-Okej.-odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem podobnym do mojej słynnej miny, więc odpowiedziałem właśnie tą miną.
-Jaki mamy podobny do siebie uśmiech.- powiedział zadowolony i jak dotarliśmy pomógł mi usiąść pod drzewem, gdyż tam miałem się o co oprzeć.
-Co się stało, Kondro nic ci nie jest!?-przybiegła zmartwiona Geneza
-Wszystko w porządku, nie martw się kochana to tylko brud od ziemi osiadł się na moim futrze, a ja zasnąłem wczoraj w lesie, po spotkaniu z duszą siostry i nieco źle spałem.-powiedziałem i wadera się uspokoiła.
-Hej, czy my się gdzieś nie widzieliśmy?-zapytała Killeda rzucając mu zdziwione spojrzenie
-Ym... chyba nie...-wyjąkał Killed. Kłamał...widziałem to w jego oczach
-Czy ty przypadkiem nie spadłeś z drzewa na Rapix?-zapytała go znów Geneza widząc że Killed kłamie.
-No dobra masz rację spadłem na nią z drzewa...-mówił zawstydzony Killed
,,Z drzewa?! On chyba powariował ! Przecież wilki powietrza nie wchodzą na drzewa raczej używają skrzydeł".-myślałem i wtedy spojrzałem na skrzydła Killeda. Było zranione, a mi zrobiło się go żal i spytałem:
-Może potrzebujesz pomocy ze skrzydłem?
-Przydało by się...- odpowiedział mi trochę smutny.
-No to chodźmy do Cassy ona powie gdzie znajdziemy medyka, a przy okazji ja rozprostuję kości.- powiedziałem i ruszyliśmy szukać Cassy.
Jednak mimo,że Killeda spotkałem pierwszy raz chyba z dawnej przeszłości mi kogoś przypominał...
a może to jakiś zaginiony z mojej rodziny?
Sam już nie wiem ostatnio tyle się wydarzyło, że czasem głowa mi pęka od pytań.

(Wataha Lata) od Verny

Powoli podchodziliśmy do portalu który jest wewnątrz Drzewa Życia. Ja byłam ostatnia, nie chciałam iść koło Bejala. Przez tą wyprawę nasze kontakty znacznie się pogorszyły. Ale chociaż wiedziała, na czym stoję, i ze Bejal mnie nie kocha, i mnie znowu odrzucił. No pięknie.
Nagle zauważyłam, ze wszyscy przestraszeni na mnie patrzą.
,,Co ja takiego zrobiłam?" -Pomyślałam, w chwili gdy gałąź Drzewa mnie złapało i uniosło w górę.
Wilki zaczęły krzyczeć słowa które nie rozumiałam, bo Drzewo zaczęło się głośno śmiać.
Potężna łodyga niosła mnie w kierunku lasu, w którym nigdy nie byliśmy. Trzymało mnie bardzo mocno, bo nie mogłam się wydostać. Wyrzuciło mnie na małej polanie, przed jakimś duchem.
Otrzepałam się i popatrzyłam z gniewem na zjawę. 'Dusza' była bardzo stara, zarośnięta mchem, i bardzo brzydko pachniała, tak jakby pleśnią.
,,Czy duchy mogą pachnieć?" 'Zapytałam się samej siebie.
-Verno. -Powiedział chropowatym głosem. -Będziesz moją żoną na zawsze. Nie masz nic do gadania. -Uśmiechnął się do mnie., tak jakby mi mówił że upolował mi zająca. Odwróciłam się i miałam odbiec, kiedy Duch Lasu, stanął przede mną, z triumfem w oczach.
-Nigdzie nie idziesz.


Ogłoszenie Specjalne

Ogłoszenie Specjalne    

       Jak widzicie ankieta (po prawo) została zakończona. Najlepszą Alfą została Verna!
GRATULUJEMY!




Nagroda?
       Może Ci się to spodobać lub nie... ale czy przyjmiesz nagrodę zależy tylko od Ciebie. Postanowiłam oddać Ci bloga na cały tydzień. Teraz Ty zamiast mnie (fruity) będziesz tym wszystkim zarządzać. Także konfa DW należy teraz do Ciebie! ; )

A Ty chcesz być na oficjalnej konfie (skype) DW? Napisz do fruity, może Cię dodamy. ;D


Proszę o wklejanie linków do watahy na swoich prezentacjach. :)

(Wataha Wiosny) - od Bejala

              Po rozmowie z Verną byłam bardzo poirytowany niż kiedykolwiek. Rozumiem, że mnie lubi bardziej niż ja ją, ale nie zamierzam się z kimś wiązać. To nie w moim stylu. Starałem się już nie patrzeć, w kierunku jakiejkolwiek wilczycy.  Szedłem pyskiem wpatrzonym w ziemię, po której stąpam.
              Tym razem wilkom Mroku powiodło się. Kroczyliśmy dumnie z czterema amuletami do Drzewa Życia. Każdy z wilków był bardzo podniecony. Czuć było woń, szczęścia i radości. Gdy byliśmy już blisko zauważyliśmy złość na korze drzewa.
- Widzę, że macie wszystkie amulety? – powiedziało zawodząc się drzewo, przede wszystkim dlatego, że nie zdołało nas uwięzić. – Pokażcie je, bo może coś kantujecie i to wcale nie są amulety…
 Szybko podeszliśmy do Drzewa Życia. Każdy dzierżył swój amulet.  Verna Skrzydło Magicznej Ważki, Aniel Łuskę Syreny, ja Pazur Smoka i Rose Cień Duszy. Staliśmy w równym rządku, a za nami reszta wilków które bały się czy aby drzewo nie szykowało kolejnej niespodzianki.
               Drzewo pokazało nam jedno ze swoich ramion, na którym były delikatne wgłębienia na zapewne amulety, które posiadaliśmy. Jako pierwszy odważny położyłem swój amulet. Reszta podążyła za mną. Nagle stało się coś dziwnego. W drzewie powstała spora wnęka. Drzewo szybko dodało:
- Proszę to wasze wyjście. Wynoście się stąd jak najszybciej!
- Co? My mamy tam wejść? A jeśli chcesz nas uwięzić w swoim wnętrzu tak jak Sun, Dianę i Mortica?
- Mam już was serdecznie dość, chcecie to idźcie, nie chcecie to nie idźcie!
                Staliśmy tak patrząc po sobie. Powoli zbliżaliśmy się do wnętrza. Jako ostatnia kroczyła Verna, gdy nagle wszyscy zamarli dech. Za Verną ukazała się jedna z gałęzi Drzewa Życia.

(Wataha Mroku) od Rosalie

Nie czekając ani chwili, każdy prawdopodobnie odpędzał od umysłu jęki duchów, bo już nie krzywili się, jak poprzednio. Podbiegłam do Mortic'a, bo w tej chwili musimy trzymać się razem.
-Masz jakiś pomysł, jak złapać tą duszę?- spytałam.
-Nie, nie mam.- westchnął.- A Ty?
-Co nieco mam... Ale nie wiem, czy wypali.
Wilk wydawał się zaciekawiony.
-Jaki?
Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam mu. Dodałam na koniec:
-Ale kompletnie nie wiem, jak to zrobić.- posmutniałam.
Mortic zamyślił się na chwilę. Może on coś wymyśli...?
-Wydaję mi się, że całą swoją moc powinniśmy zebrać w łapach, złączyć ją i rzucić w cień.
Tak! Wspaniały pomysł! W sumie tak proste rozwiązanie, ale nie wpadłam na nie...
-Tak, myślę, że to wypali...- nie dokończyłam, bo Perrie mi przerwała.
-Rose... Patrz, tu jest mnóstwo dusz... Może tu znajdziemy tą, której szukamy?
Spojrzałam w kierunku, który wskazała mi łapą. Kiwnęłam głową.
-Przejdźcie tamtędy i rozglądajcie się za cieniem. Macie to robić tak, aby dusze Was nie rozgryzły bo musimy z Mortic'em znienacka zaatakować. Kiedy ją odnajdziecie, dajcie nam jakiś znak, gdzie jest. My schowamy się niedaleko.- wskazałam ogromny głaz.
Nikt się nie sprzeciwiał, poszli w tamtym kierunku, a ja z samcem Mroku ukryliśmy się.
Wyglądaliśmy lekko zza skały i obserwowaliśmy ich. Strasznie długo szukali, myśleliśmy, że w życiu jej nie znajdą. Ale mieli przeszkodę, bo duchy rzuciły się na nich i zaczęły błagać o pomoc, jęczeć. W końcu sama z Mortic'em zaczęliśmy się rozglądać, wiedząc, że oni i tak nam pomagają- odciągają duchy, aby nas nie zauważyły. W końcu basior szturchnął mnie lekko i wskazał duszę schowaną za drzewem, a tam... Cień! Bez słowa złapaliśmy się za łapy i zamknęliśmy oczy dla lepszego skupienia. Poczułam, jak moc wędruje w moim ciele, przepływa przeze mnie. Później doszła do łap- tam, gdzie ją koncentrowałam. Otworzyłam oczy, Mortic również. W naszych łapach uformowała się na razie maleńka kula. Namierzyliśmy cień i ... Bach! Znalazł się w środku szarej kuli, a ducha aż odrzuciło. Reszta dusz się przestraszyła i zwiała. Ale właściciel cienia zdenerwował się. Rzucił się w naszą stronę, a my zaczęliśmy uciekać. Byłam trochę w tyle i niestety złapał mnie za ogon. Zaczęłam krzyczeć, bo poleciałam w górę! Mejsi i Aniel stworzyły kolejną kulę i walnęły w niego, a ja ... Spadłam na Perrie. Przynajmniej miękkie lądowanie. Szybko wstałam.
-Przepraszam, coś Cię boli?- spytałam przestraszona.
-Nie.. Spokojnie.- odparła i uśmiechnęła się. Pomogłam jej wstać.
Spojrzałam w bok. Duch był uwięziony, a Mortic już trzymał w kuli Cień Duszy.
-Lepiej chodźmy zanim to coś się wydostanie..- powiedział.
Kiwnęłam głową, nadal nieco oszołomiona i ruszyliśmy w stronę Drzewa Życia.

(Wataha Lata) od Impressy Miss Nando

Obudził mnie szelest liści. Byłam w lesie. Po ostatnich wydarzeniach z duszami nie miałam ochoty wracać do jaskini. Mam gdzieś czy ktoś się o mnie martwi czy nie. Ale raczej nie. Zawsze trzymam się z boku i wątpię żeby wszystkie wilki mnie znały. Cały czas nękają mnie myśli o tym duchu. Ugryźć ducha… Tego jeszcze nie było. Trzeba by komuś o tym powiedzieć. Ale komu oto jest pytanie. Verny nie ma. Wstałam i cicho ruszyłam przed siebie. Nagle z krzaków obok usłyszałam coś jakby parsknięcie. Obrzuciłam krzaki groźnym spojrzeniem. Czemu znowu ja.? Myślałam. Zawsze to mi się coś przydarzy. Uch.. Odgarnęłam liście krzaków łapą i cofnęłam się bardziej zaskoczona niż przerażona. W krzakach siedział mały… Demon.? Gargulec.? Na pewno miał demoniczne pochodzenie bo w powietrzu dało się wyczuć delikatną woń siarki.
- Ty mnie widzisz.! – Zaskrzeczał stworek.
Starałam się go ignorować. Wiem jak irytujące mogą być duchy, demony czy czym on tam jest. Odwróciłam się i odeszłam ze wzrokiem utkwionym w drzewo. Ale on nie poddawał się i dalej za mną szedł. Nie, leciał. Zachwycał się tym, że w końcu ktoś go widzi i słyszy.
- Nie rozmawiałem z nikim od 400 lat.! – Znowu zapiszczał.
Odwróciłam się i warknęłam na niego potwierdzając tym samym, że go widzę. Sapnęłam zirytowana.
- Dobra. Kim jesteś i czego ode mnie chcesz.? – Powiedziałam warcząc.
- Jestem Xemerius i jestem „duchem” Gargulca. Mogę z Tobą zostać.? Proooosze.!
- Nie.
- Ale ja tak ładnie proszę.!
Nasza kłótnia trwała jeszcze ok. 5 min lecz ostatecznie pozwoliłam mu ze mną zostać. Ale pod warunkiem, że jeśli powiem cokolwiek ma się tego słuchać. W końcu jestem typem samotnika. No ale teraz trzeba wrócić i powiedzieć komuś o moim odkryciu z duchem. Gdy weszłam na polanę było na niej kilka wilków.
- Ojej.! Jak tu ładnie.! – Zaskrzeczał Xemerius.
- Zamknij się.! – Powiedziałam już trochę łagodniej niż wcześniej.
Kilka wilków spojrzało na mnie jak na wariatkę. Czyli oni go naprawdę nie widzą.? Łał. Moje życie staje się coraz dziwniejsze.

(Wataha Lata) od Verny

Bejal zagrodził mi drogę. Nie chciałam z nim już gadać.
-Verno, ale ja.. -Przerwałam basiorowi:
-Nie chcę z Tobą teraz gadać. Po za tym mamy zadanie do wykonania nie mam zamiaru zostać tutaj na zawsze.
Ominęłam bez słowa samca i poszłam do pozostałych wilków. Podeszłam do Mejsi.
-Verno, co się dzieję między Tobą a Bejalem? -Zapytała z troską w głosie.
-Nie wiem, powiem szczerze. -Westchnęłam. -Nie chce teraz o tym myśleć, mamy robotę do zrobienia.
Nagle przyszła do nas Nikita a za nią zjawa. Nie zdziwiłam się, bo Nikita lubi wpakowywać się w kłopoty. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu.
-Kim ona jest?- Zapytałam.
 -To osoba, którą znała za życia, myślę, że odpowie na kilka naszych pytań. Nazywa się Vine i podróżowałam z nią zanim dołączyłam do tej watahy.
Zjawa mówiła nam wszystko co wiedziała, więc rozmowa trwała bardzo długo. Vine dostarczyła nam istotnych wskazówek i rad na temat jak znaleść amulet.
Po rozmowie Nikita i Vine poszły porozmawiać a kiedy wróciła, miała łzy w oczach.
Nie przejmowałam się zbytnio bo po chwili znowu się rozpromieniła.
Weszliśmy głębiej w las, wilki mroku miały już pomysł jak znaleść Cień Duszy więc posunęliśmy się do przodu w poszukiwaniach.

piątek, 22 lutego 2013

(Wataha Lata) Od Nikity

Po chwili w naszym obozie, odłączyłam się od reszty i ułożyłam, wśród drzew, może mój pobyt jak byłam sama w lesie, mnie zmienił i sprawił, że nie czułam się tak źle w ich obecności. Przestały mnie dręczyć tylko się na mnie dziwnie patrzyły, jakby przeszła jakąś niemożliwą do pokonania próbę i nadal żyła. Zmartwiło mnie to, patrzyłam właśnie na Vernę i Bejala, ale ten widok, sprawił tylko, że poczułam się gorzej.
 Szybko wybrałam sobie inne miejsce, z dala od tego emanującego uczuciami miejsca, od tamtej pory również wilki patrzyły na mnie inaczej, od wtedy kiedy wybrałam skraje lasu zamiast bycia z nimi teraz, jednak czułam się dziwnie, jakbym próbowała pogodzić moją ukrytą naturę z tym kim jestem. Miałam ochotę uciec, ale nie mogłam i tak sprawiłam reszcie dużo kłopotów.
 Znowu wstałam i zmieniłam miejsce, kiedy usłyszałam myśli o mnie od nich, chyba ten pobyt rzeczywiście jakoś na mnie wpłynął, bo byłam bardziej wyczulona na wszystkie uczucia i myśli, nie tylko własne, ale też innych. Niestety nie sądziłam, żeby wszyscy czuli się szczęśliwi, wiedząc, że mogę ich przez przypadek usłyszeć, kiedy próbowałam się odgrodzić, była w stanie zablokować widok tylko swoich myśli, Wniosek? Moje drugie imię powinno brzmieć ,,Problemy".
 W końcu zobaczyłam Perrie i do niej podeszłam, zmusiłam się do uśmiechu (chyba mi trochę nie wyszedł), bo wadera zmierzyła mnie zmartwionym wzrokiem.
 -Jak poszukiwania amuletu?- Zapytała. Na moje słowa duchy zamilkły, jakby i niektóre wśród nich były poddane tym próbom.
 -Niezbyt dobrze, wciąż nie wiemy gdzie szukać..
 -No tak, musimy coś wymyślić, ja widzę chwilami TO Drzewo, wciąż nas śledzi i tylko czeka na okazję, aby nam utrudnić zadanie.
 -A może jakaś przepowiednia?- Zapytała.
 -Nie chce próbować, mam złe przeczucia, każde słowo, które wypowiada duch do mnie, kosztuje MNIE, a nie ich wiele energii, to tak jakbym oddawała ciało, ale musiała przez to zużywać pięć razy więcej siły, aby moja dusza utrzymała się w nim. Boję się, że mi się nie uda, albo, że zasłabnę, może nawet umrę.
 -Aha.- Powiedziała zmartwiona Perrie.- Te przepowiednie mogą się czasami przydać.
 -Ano mogą- potwierdziłam. -Ale nie zamierzam z tego powodu się zabijać, bo przedawkuję kontakty z duchami.
 Posłała mi smutny uśmiech, potrzebowaliśmy teraz każdej pomocy.
 -To pa!- Pożegnałam się i schowałam się wśród drzew. Znowu dusze zaczęły się do mnie odzywać:
 -Inna, przeżyła. Dadzą radę. Posłuszeństwo ślepe, nie będzie jej drogą. staną jeszcze przed trudniejszymi rzeczami, niż uwolnienie nas. Już wkrótce.
-Widzicie przyszłość?- Zapytałam. Jedna z nich odwróciła się w moją stronę.
Poczułam się jakby potraktowano mnie paralizatorem, ja... Ja znałam tą osobę za życia. Miałam wrażenie, że cały świat zwalił mi się na głowę, a potem przyszedł spokój i pewność siebie.
 -My nie widzimy przyszłości- uśmiechnęła się.- Lecz nasze dusze, żyją w każdym momencie. jestem tu i jednocześnie jestem gdzie indziej za dziesięć lat, my nie widzimy przyszłości, my w niej żyjemy. Żyjemy w dwóch czasach, dla nas nie istnieje teraźniejszość, tylko przeszłość i przyszłość. Nasze postrzeganie, jest inne niż wasze.
 -Ale... Ale- wyjąkałam.- Ty...Ty, przecież.
 -Wiem, przyzwałaś mnie, jakbym wcale nie była uwięziona, jednak spotkałaś tylko cząstkę mej osoby, pamiętaj przyszłość nie jest niezmienna, zaszliście dalej niż ktokolwiek inny. Musisz iść wciąż naprzód przez życie, masz dokonywać własnych wyborów, a nie wybierać wśród cudzych, jakie ci oferują. I tak pomogę ci, ale to będzie ostatni raz.
 -Proszę, nie mogę ich zawieść.
 -Więc zaprowadź mnie do nich, myślę, że miło pogawędzimy.
 Wróciłam do reszty, kiedy zobaczyli idącą za mną zjawę, poderwały się ze swoich legowisk.
 -Kim ona jest?- Zapytała Verna.
 -To osoba, którą znała za życia, myślę, że odpowie na kilka naszych pytań. Nazywa się Vine i podróżowałam z nią zanim dołączyłam do tej watahy.
 Rozmowa trwała długo, wadera- duch przekazała nam wszystko co wiedziała, a także porozmawiała ze mną na prywatności, wróciłam ze łzami oczach i zauważyłam, że Rose i Mortic już poszli złapać dusze.

czwartek, 21 lutego 2013

(Wataha Lata) od Verny

- W co Ty grasz? -Zapytał stanowczo basior.
-W co gram? Jeszcze śmiesz się oto pytać?! Wiesz myślałam że coś dla Ciebie znaczę, myślałam że chcesz coś mi przekazać swoimi zalotnymi spojrzeniami. Ale Ty się nie zmieniłeś, wolisz pierwszą lepszą ode mnie. Przecież pewnie nie jestem dla Ciebie za dobra. Jestem dla Ciebie pewnie tylko zabawką. Co z tego że mi zraniłeś uczucia, to i tak stanełam po Twojej stronie podczas wojny, lub chcialam uratować Ciebie jak opętały twoje moce? Co z tego że po odrzuceniu mnie dla Cassy nadal... nadal Cię kocham?
Spojrzałam w zaskoczone oczy Bejala. Czułam, że ten lód który przybrałam w sercu, niestety zaczął topnieć. Samiec dalej nic nie mówił. Wstałam:
-Zaskoczyła Cię prawda? Bejal jesteś taki ślepy aby nie zauważyć tych wszystkich znaków które Ci wysyłałam. Po za tym, powinieneś zauważyć, że była przy Tobie wilczyca która przebolała te wszystkie przeciwności losu, a każda zwykła wadera odwróciła się do Ciebie zadem, i nie chciałaby mieć z Tobą nic wspólnego a ja ? Głupia i naiwna zostałam.
Odwróciłam się od niego, i miałam odbiec kiedy basior zagrodził mi drogę.

(Wataha Wiosny) - od Bejala

                  W podziemiach działo się coraz goręcej, aż sam miałem dreszcze na samą myśl o Vernie, Aoime i oczywiście zadaniach. Przerażało mnie to, że wilki Mroku nie mogą sobie poradzić z tym zadaniem już od niemal trzech dni, czyli od połowy naszej wyprawy. Czyżby nie były tak silne? Zostaniemy tu na zawsze, bo wilki Mroku nie mogą sobie poradzić? Chciałem przestać się zamartwiać, ale nie mogłem… miałem tak dużo pytań do dwójki z żywiołem iluzji. Chciałem nimi potrząsnąć, ale nie wiedziałem jak.
                  Po pocałunku Verny nie mogłem spojrzeć wilczycom w oczy. Podeszła do mnie Mejsi.
- Jak się trzymasz? –zapytała trochę z troską, trochę z przymusu.
- Nie powinno Cię to obchodzić. –burknąłem odchodząc od wadery.
                   Nie zamierzałem dzielić się z moimi uczuciami z kimkolwiek. Podszedłem do Verny chcąc dowiedzieć się dlaczego mnie pocałowała. Nie bałem się, szczerze mówiąc miałem już dość wilczyc. To było zdecydowanie nie dla mnie. Nie lubiłem się angażować… Zapytałem stanowczo:
- W co Ty grasz?

(Wataha Mroku) -od Rose

Nastała ta chwila- szliśmy w stronę TEGO lasu. Co nas tam spotka? I jak mamy złapać ten cień? Myślałam o tym długo i mam pomysł, lecz nie wiem, czy na tyle dobry by ukończyć zadanie. Mogłabym utworzyć z Mortic'em magiczną kulę i zamknąć w niej Cień Duszy. Jestem tylko ciekawa, jak byśmy to zrobili... Może samiec Mroku będzie miał jeszcze jakieś pomysły? Miejmy nadzieję.
Gdy weszliśmy do lasu od razu "zaatakowały" nas duchy. Znów słyszeliśmy te potworne jęki, krzyki, wołanie o pomoc... Jednak nie dałam się. Starałam się, jak najmocniej skupić umysł na zadaniu, by odciążyć go od duchów. Zaczęło działać. Kiedy weszliśmy tu po raz pierwszy, nie byliśmy w stanie skupić się na czym innym, jak nie o tych krzyczących duszach. Teraz jednak pomogło, choć nie do końca, ale zawsze to coś.
-Starajcie się nie myśleć o tych duszach. Skupcie swoje myśli na czym innym, na zadaniu!- przedarłam swój głos spośród jęków.
Każdy musiał to zrobić, inaczej nie damy rady.

(Wataha Lata) od Nikity

       Czekałam dosyć długo, zdążyłam nawet zbudować sobie mini szałasik, aby odgrodzić się od posępnych widoków drzew tego lasu, nie mogłam nawet stwierdzić czy jest ,,noc" czy ,,dzień" bo wszędzie były drzewa i jęczące dusze.
-Będziecie cicho wreszcie?!- Krzyknęłam do dusz.- I tak nie mogę przez was zasnąć. Pozbawianie mnie snu jest strasznym przestępstwem za które odpowiecie przed sądem polowym.- Zamilkłam zdając sobie sprawę, że gadam co mi ślina na język przyniesie, trzeba było zacząć działać, a nie gadać.
         Musiałam na spokojnie przeanalizować sytuację, oraz moje moce i możliwości. Mogłabym zrobić klony, już uznałam to za dobry pomysł, gdy pomyślałam, żeby zmodyfikować ich wygląd i nastraszyć Verne, aby wróciła do normalności, może okazałoby się to wystarczającym szokiem dla niej. Spotkanie z duchem siostry, która jeszcze dzisiaj żyła. Tak więc zrobiłam sobie dziesięć klonów, oraz sprawiłam, żeby wyglądały jak duchy, nie chciałam zbytnio marnować energii, gdybym miała zostać tutaj dłużej, bo ja oczywiście mam takie miłe i częste kontakty ze szczęściem, że przestałam w nie już dawno wierzyć. Szczęście w życiu to lipa, a przynajmniej w moim.
         Zamknęłam oczy i skupiłam się, aby odbierać sygnał z całej dziesiątki. o około godzinę później, przynajmniej tak mi się zdaje, zobaczyłam wytrzeszczone spojrzenia Diany i Perrie, które bez wątpienia zobaczyły jedną przypominających ducha z moich kopii. Nie tak to planowałam, miałam pokazać się Vernie, ale no cóż. Teraz skupiłam się, aby odwołać pozostałe, oraz przejąć kontrolę nad tą.
- Cześć!- Uśmiechnęłam się, czerwieniąc.
- Ni... Ni... Nikita?! Co ci się stało! Ty nie żyjesz!?
-Ależ żyje, żyje- zapewniłam ich.- To nie jestem ja, tylko klon. Chciałam nastraszyć siostrę, za to co mi dzisiaj zrobiła, ale nie sądziłam, że zobaczę was.
- A my nie sądziłyśmy, że zobaczymy klona- ducha.
-Przepraszam.- Spuściłam oczy.- Zaraz was znajdę, prawdziwa ja. Odłączyłam się jednocześnie, niszcząc tą podróbkę mnie.
        Teraz już tylko biegłam, do dwóch wader, pragnąc nareszcie znaleźć się w pobliżu jakiegoś życia, miałam wrażanie jakbym JA umarła przebywając w tym miejscu.
-Cześć!- Rozpromieniony uśmiech pojawił mi się na twarzy.- Przerażone?
-Zobaczysz, że my ciebie też tak nastraszymy!- Roześmiała się Perrie.
-Będziesz bała się jeszcze bardziej- obiecała mi Diana.
-Zobaczymy, to było naprawdę udane arcydzieło, a wasze miny...- Nie dokończyłam czując skurcz w brzuchu, chyba śmiałam się na cały las tarzając po ziemi, dopiero teraz uszło ze mnie całe napięcie, rozładowane nerwową ripostą.
-To zajmiemy się ostatnim amuletem i dołączeniem do reszty.
-Tak, tak- zgodziłam się przez łzy, wciąż się śmiejąc.
         Kiedy dogoniliśmy resztę watahy, byłam w doskonałym nastroju, nawet gniew siostry nie mógłby mi popsuć humoru, chyba... Teraz wyobraziłam sobie pogadanie takiego klona z Verną, jednak spojrzenie dwóch wader, sprowadziło mnie ostatecznie na ziemie, wiedziały co ja chciałam zrobić. Ich spojrzenia przekazały mi jasno, nigdy nie rób tego, jeśli chcesz żyć, ona ci tego nie odpuści, przesadzasz!

(Wataha Lata) od Killeda

Gdy siedziałem na drzewie wadery przechodziły, jednak w postaci wilka ciężko jest utrzymać i… spadłem, a najlepsze jest to, że na jedną z nich.
- Ał! – Krzyknęła a ja trochę zmieszany nie wiedziałem co się stało.
Trzy wilczyce towarzyszące waderze zaczęły się śmiać, zabrały niejaką Rapix i poszły dalej.
Nie wiedziałem, czy być zdziwiony, czy smutny czy jedno i drugie … Ale postanowiłem wyjaśnić wszystko waderze. Po zapachu wiedziałem gdzie jest. Spojrzałem, leżała w jaskini. Spojrzała na mnie, niezbyt zadowolona i zapytała :
- To znów Ty ? Czy muszę Cię kolejny raz prosić byś ze mnie zszedł ?
Zmieszałem się. Ale jak już coś sobie obiecam to dotrzymuję tego owego słowa.
-Hej nie złość się na mnie , byłem w okolicy , próbowałem latać , jednak skrzydło odmówiło mi posłuszeństwa i straciłem kontrolę nad lotem. No i teraz ... wpadłem na Ciebie. – Tłumaczyłem się jak tylko mogłem.
-Wzruszająca historia , ale przerwałeś mi sen. – Powiedziała zła wilczyca.
-Hehe ... przepraszam , a no i nazywam się Killed. – Uśmiechnąłem się i spojrzałem na nią, wydawała się sympatyczna ale to chyba tylko z wyglądu.
-Ja jestem Rapix... -Powiedziała uśmiechem.
-Swoją drogą , ładną masz tą jaskinię – Rozejrzałem się i nie zwracałem uwagi tak naprawdę dokąd idę i… przewróciłem się. „Idiota!” pomyślałem.  Podbiegła do mnie wilczyca i zaśmiała się :
-Killed chyba już na Ciebie pora , może lepiej idź spać bo jutra nie dożyjesz. -Uśmiechnęłam się łobuziarsko.
Przemyślałem sobie tą sytuację i trochę głupio wyszło ale zacząłem się sam z siebie śmiać. Postanowiłem odwiedzić Rapix pod inną postacią. Jako sokół usiadłem obok jaskini i patrzyłem na śpiącą Rapix… „Jaka szkoda, że nie umiem wisieć do góry nogami” pomyślałem, nie próbując z obawy że spadnę. Jednak Rapix chyba domyśliła się kim jestem.

(Wataha Lata) od Rapix

Szłam przez las z Souvenir , Genezą  i Cassy gdy przechodziłyśmy pod drzewem co zaszeleściło , spojrzałam w górę i nagle ... spadł na mnie basior.
-Aaaaał ... -Krzyknęłam przygnieciona przez wilka.
Geneza , Cassy i Suvenir spojrzały na nas i roześmiały się.
-Czy mógłbyś ze mnie zejść ?! - Powiedziałam zdenerwowana.
-Przepraszam. -Basior popatrzył na mnie i rzucił łobuziarski uśmiech.
Geneza powiedziała do mnie :
-Chodź Rapix musimy Ci jeszcze sporo pokazać.
Poszłyśmy w drogę zostawiając basiora daleko w tyle.
Pod wieczór wadery zaprowadziły mnie do mojej jaskini.Postanowiłam się zdrzemnąć. Nie trwało to długo gdyż po chwili do mojej jaskini wszedł wilk. Był to ten sam wilk , który spadł na mnie z drzewa.
-To znów Ty ? Czy muszę Cię kolejny raz prosić byś ze mnie zszedł ? -Powiedziałam.
-Hej nie złość się na mnie , byłem w okolicy , próbowałem latać , jednak skrzydło odmówiło mi posłuszeństwa i straciłem kontrolę nad lotem. No i teraz ... wpadłem na Ciebie. -Uśmiechnął się łobuziarsko wilk.
-Wzruszająca historia , ale przerwałeś mi sen. -Powiedziałam poirytowana.
-Hehe ... przepraszam , a no i nazywam się Killed.
-Ja jestem Rapix... -Powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Swoją drogą , ładną masz tą jaskinię - dodał Killed.
Nagle Killed potknął się o wystający kamień i upadł. Podbiegłam do niego i uśmiechnęłam się.
-Killed chyba już na Ciebie pora , może lepiej idź spać bo jutra nie dożyjesz. -Uśmiechnęłam się łobuziarsko.
Killed potrząsnął głową i pożegnał się , gdy wychodził z jaskini krzyknęłam :
-Może lepiej idź pieszo , nigdy nie wiadomo na kogo następnym razem spadniesz. -Zaśmiałam się.

(Wataha Lata) od Kondrakara

     Wszystkich odwiedziły dusze rodzin, Deepowi matka się ukazała, Imi to już w ogóle dużo dusz nawiedzało, Vernie też się prawie ciągle pokazywały dusze. Tylko nie mi... jakimś cudem.
Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem moją siostrę Samuraye i matkę Karinę z ojcem Strey Hart... kiedyś ich miałem na co dzień dopóki obcy nie napadli na watahę mojego ojca.
prawie nic nie widziałem z wojny...tylko tyle,że trzy wilki rzuciły się na mojego ojca,potem zasłoniła mnie swoim ciałem Samuray.
      Szedłem przez las wczesnym wieczorem przed wartą i wspominałem swoją rodzinę.
Nagle w dali zaświeciło jakieś światło!
Jestem nieco ciekawski to podszedłem bliżej.
-Siostra? To naprawdę ty Samuraya?-zdziwiłem się na widok Samuray mojej siostry, która wyglądała jak mama ,była czarną wilczycą z białymi paskami na ciele i pięknymi zielonymi oczami.
-Tak to ja Kondro mój mały braciszku jak ty urosłeś!-wzruszała się na mój widok.
-Powiedz jak mogę ci pomóc i co się stało z tatą?-dopytywałem się duszy mojej starszej siostry ,która mnie ocaliła przed śmiercią.
-Nie mogę ci za dużo powiedzieć...z naszym ojcem Strey Hart wszystko w porządku a ty już nam pomogłeś ,a raczej twoim przyjaciołom przy pilnowaniu portalu,są już blisko rozwiązania ostatniej zagadki od ,,drzewa życia,, i wkrótce wrócą do ciebie Verna i jej podopieczni.
-Co to jest drzewo życia?Powiedz mi Samuray...-dopytywałem się siostry,ale ona nic więcej nie powiedziała oprócz słów:
-Muszę iść...Opiekuj się swoją przyjaciółką Genezą i pilnuj aby nikt się nie dostał do portalu. I nie martw się zawsze będziemy z tobą...!-wypowiedziała dusza mojej siostry i powoli wyparowując znikała mi z oczu powtarzając ,,Zawsze będziemy z tobą...,,
-Zaczekaj! Nie odchodź proszę! Samuray chce poznać prawdę! Co się stało w dniu waszej śmierci i kto wam to zrobił...???-krzyczałem ze łzami w oczach ,ale na marne Samuray moja siostra... znikła.
-Zaczekaj i powiedz choć to...- ledwo mówiłem lecz nikogo już nie było w pobliżu,upadłem na ziemię...zostałem znów sam na sam ze sobą ,zapłakany po raz pierwszy od czterech lat...
Płakałem przez całą noc.Nawet nie przyszedłem na wartę nocną Geneza była tam sama beze mnie...
...a ja leżałem bezwładnie na ziemi myśląc co się mogło wydarzyć tamtej nocy gdy zostałem sam bez nikogo.

(Wataha Lata) od Killed'a

„Auuu, moja głowa” pomyślałem, odzyskując przytomność. Zorientowałem się, że leżę obok drzewa.
Haha to ty mi przeszkodziłeś w locie – Parsknąłem na drzewo ze śmiechem. – Kiedyś Ci się odwdzięczę.
Popatrzyłem dookoła. Nie były mi to znane tereny. Nie przejmowałem się tym, nie jeden raz błądziłem po lasach i puszczach a potem wracałem… i jak zawsze obrywałem od najbliższych za nieposłuszeństwo. Las był duży, piękny i ogólnie wyglądał sympatycznie. Po paru minutach zwiedzania, usłyszałem głosy. Schowałem się za drzewem. Zobaczyłem trzy wadery kroczące w moją stronę. Z tego co usłyszałem jedna miała na imię Rapix, druga Geneza a reszta… nie usłyszałem, mała pszczoła przeszkodziła mi w podsłuchiwaniu. Chciałem odlecieć, aby mnie nie zauważyły ale się nie udało, skrzydło mnie okropnie bolało. Gdy zerknąłem na nie, było troszkę w opłakanym stanie… trudno. Wskoczyłem na drzewo z szybkością wiewiórki i czekałem aż przejdą.

(Wataha Lata) od Scythe'a

     Od czasu, gdy Aoime zabiła Bejala, a później wraz z Nikitą przywróciły go do życia, wszystko wróciło do normy. Nim wyleciała na wyprawę poprosiła mnie, żebym był miły dla innych wilków, pewnie chciałaby, żebym został.  Jeszcze niedawno chciałem jak najprędzej się stąd zabrać, teraz jednak coś mnie tutaj trzyma. Nie przepadam za tutejszymi wilkami, no może z wyjątkiem Aoime … jest taka miła. Wczoraj Lucy koniecznie chciała oglądać owady ze mną. Mało ją znam, w sumie tylko z widzenia,  już chciałem jej powiedzieć, że nie mam czasu i ochoty na owady, ale w tym momencie przypomniały mi się słowa Ao „Nawet jeśli nie umiesz być miły dla innych, to przynajmniej udawaj!”  więc  zgodziłem się i chyba nikt nie domyślił się, co na serio było w moim wnętrzu, wszyscy byli zaskoczeni moim „uśmiechem”, w sumie nawet nie było trudno mi to wszystko symulować … czyżbym się przełamał ? No … może odrobinę. Postanowiłem zostać.

(Wataha Lata) od Genezy

Zapadała noc...
Wszyscy spali, a ja rozmyślałam o temacie uwalniania dusz. Myśl o nich przyprawiała mnie o dreszcze. W tej chwili byłam niespokojnym duchem, gdyż w mej wyobraźni cały czas słyszałam ich głos. Wydawało mi się, że wołają :
-Uratuj ! Przełam strach! Nie bój się !
Którejś chwili, kiedy tak sobie rozmyślałam, przeszedł po mnie malutki dreszczyk.
Cała zestresowana próbowałam zasnąć. Położyłam się wygodnie, a senność łapała mnie coraz bardziej. Z każdą sekundą zapominałam o tym i pogrążałam się w sen. Wstał kolejny, piękny dzień. Udałam się na polowanie, aby coś zjeść; na prawdę byłam bardzo głodna. W drodze spotkałam Kondrakara. Ucieszyłam się iż lubiłam z nim rozmawiać. Co prawda jestem duchem towarzystwa i nie pasuje mi włóczenie się samej po lesie. Nie dużo minęło, a znalazłam porcję na dwa wilki. Najedliśmy się obydwoje i wróciliśmy do domu. Nie wiedząc co robić, opowiadaliśmy o swoim dzieciństwie. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Przeprosiłam towarzysza i udałam się w stronę lasu. Im dalej na północ tym gęstsze zarośla i wyższe krzaki. Szłam, szłam i w oddali pojawiła się czarna postać,  nie przypominała ona ani wilka, ani lisa. Z ciekawości  ruszyłam za nim. Minęło trochę czasu i nieznany ''cień'' zniknął przed jaskinią Mroku. Zastanawiałam się czy do niej wejść. Robiąc krok, przypomniałam sobie o duszach, które chcą abym je uwolniła. Jednak nie tracąc ani chwili, postanowiłam, że jednak wejdę do środka.  Idąc tak bez końca, w zasięgu wzroku ujrzałam światło. Miałam nadzieję, że wyjdę z tej jaskini.Pobiegłam w jego stronę. Nie było to jednak wyjściem. Gdy dążyłam do celu, usłyszałam dziwny głos :
-Geneza, uratuj mnie ! To dla Ciebie mało, a dla mnie bardzo wiele.
-Kim jesteś ? I co ode mnie chcesz ???- odpowiedziałam ze strachem
-Je...st........- odpowiedział nieznany głos, przerywając nagle.-A teraz obudź się tak jakbyś niczego nie słyszała-Dodał jeszcze.
Obudziłam się na środku polany, niedaleko domu. Wystraszona poleciałam do Kondrakara. On wyjaśnił mi o co chodziło i powiedział, że to normalne i żebym się tego nie lękała. Uspokoiłam się i zajęłam się sobą.

(Wataha Lata) Od Rapix




Chodziłam po krainie wilków Lata , i spotkałam trzy wadery.
Wadery spojrzały na mnie pogardliwie i zapytały :
-Kim jesteś ?
-Rapix. -Odpowiedziałam.
-Co tutaj robisz ? - Zapytała mnie jedna z wilczyc.
-Przybyłam tutaj by dołączyć do watahy. Widzę , że macie skrzydła więc chyba dobrze trafiłam. - Uśmiechnęłam się.
-Tak , jesteśmy z watahy lata , naszym żywiołem jest powietrze , jestem Cassy. To jest Geneza , a to Souvenir. - Odpowiedziała wilczyca.
-Miło mi was poznać. Czy wiecie , może gdzie mogę znaleźć Alfę watahy ? Chciałabym z nią porozmawiać.
Wilczyce spojrzały na siebie i odpowiedziały , że póki co jej nie ma i muszę poczekać na jej powrót.
Zabrzmiało to dość dziwnie , zupełnie tak jak by coś ukrywały.
Cassy zaproponowała mi wspólne zwiedzanie terenu watahy , zgodziłam się , w końcu nie miałam nic innego do roboty.

(Wataha Lata) od Verny

Wróciłam do grupy wilków które zostawiłam w napadzie złości. Ale teraz? Teraz jestem oazą spokoju.
Wilki dyskretnie na mnie patrzyły ze zdziwieniem, i szeptały coś do siebie. Myśleli że nie usłyszą co mówią i nie zauważę? Powinni pamiętać, ze pierwsze zadanie z ważką, było ze słuchem, a ja miałam najlepszy słuch ze wszystkich i złapałam magiczny owad.
Dowiedziałam, że musimy iść do lasu, który był odrażający. Nie mnie to nie obchodziło. Może kiedyś.
Szłam na przodzie grupy, gdy usłyszałam że Diana mówi ze Nikity nie ma..
-No to idź po nią. -Rzuciłam waderze Ognia, twarde spojrzenie.  Spojrzała na Bejala który szedł za mną, a on kiwnął głową, na znak żeby szła.
-Perrie! -Zawołałam, kiedy wadera podeszła powiedziałam,
-Dogoń Diane, i idź razem z nią poszukać Nikity.
-Dobrze -Powiedziała, i pobiegła w ślad za Dianą.
-Zrobimy tu postój, aby się nie zgubiły bo będę musiała je szukać. -Powiedziałam. Nikt nie protestował.
Usiadłam na płaskim kamieniu, kiedy podszedł do mnie Bejal. Rzuciłam lekko w niego kule powietrza. Basior bez trudu ją ominął i zaczął mówić.

środa, 20 lutego 2013

(Wataha Lata) Od Aoime

Postanowiłam na bok odepchnąć miłość, a skupić się na zadaniu. Przecież chcę wyjść z tego cała.
Został nam ostatni talizman, cień duszy. Drzewo tylko utwierdziło nas w tym, że duszy nie da się złapać.
Mieliśmy wstępne przypuszczenia, gdzie te dusze się znajdują. Ale jak je złapać? Nie ważne, zajmiemy się tym później. Chyba...
Rose i Mortic byli jedynymi z Watahy Mroku, byli wtedy bezcenni.
Kierowaliśmy się w stronę lasu, bo tam prawdopodobnie znajdują się dusze.

(Wataha Lata) od Imressy Miss Nando

Odkąd wilki wyruszyły pomóc duszom przestały one mnie nękać tak często. Jednak od czasu do czasu znajdzie się jedna upierdliwa. Uch…. To się robi irytujące. Jeszcze troche i wyląduje w wariatkowie. Mam nadzieję, że powiedzie im się misja. Leżałam rozmyślając w moim ulubionym, oczywiście najciemniejszym kącie jaskini. Nigdy nie lubiłam zbytnio słońca i słonecznych dni. Podniosłam się szybko i wybiegłam z jaskini. Najpierw do lasu – postanowiłam. Wciągnęłam nosem powietrze i ruszyłam za zapachem daniela. Podkradłam się do niego i wbiłam zęby w jego kark. Powaliłam go na ziemię i z przyjemnością zjadłam. Oblizałam resztki krwi z zębów. Albo mi się wydaje albo troszku im się urosło. Skrzywiłam się. Nie warto teraz się zastanawiać nad takimi rzeczami. Podeszłam pod duże ale stosunkowo płaskie drzewo. Nie było problemu żeby wejść na niższą gałąź. Położyłam się na niej i oparłam łeb na łapach. Zasnęłam.
Po obudzeniu zauważyłam, że było już po zachodzie słońca. Nie miałam jeszcze zamiaru wracać do jaskini. Tam jest nudno. Podniosłam się i z gracją zeskoczyłam na ziemię. Rozprostowałam skrzydła i ruszyłam biegiem. Jako młoda wilczyca kochałam biegać po lasach. Teraz miałam zamiar właśnie to zrobić. Obiegłam równym rytmem całe tereny DW. Obserwowałam zmiany środowiska na terenach poszczególnych watah. Byłam już na naszym terenie. Coś mi nie grało. Dziś nie wydarzyło się nic dziwnego. I oczywiście po chwili usłyszałam szepty. Bo czemu nie.! Odsłoniłam zęby i warknęłam. Odwróciłam się zirytowana i zobaczyłam ducha. Ale wyglądał jakoś tak bardziej przyziemnie a mniej jak duch… Tego za wiele pomyślałam. Rzuciłam się na niego z krzykiem. I zatopiłam w nim zęby. Nie czułam żadnego smaku ale tylko opór jaki stawia mięso… Puściłam ducha i odbiegłam. Weszłam do jakiejś nory w lesie i zaczęłam wszystko analizować. Bo przecież nie można gryźć duchów, prawda.?

(Wataha Wiosny) od Mejsi

Super ostatnie zadanie jej! Pewnie nie będzie takie trudne skoro poradziliśmy sobie ze smokiem to i z tym damy radę prawda? Szliśmy przez ten las. Zauważyłam jakąś zmianę u Verny była bardziej obojętna głupio mi było do niej podchodzić bo jeszcze by się wkurzyła. Domyśliłam się, że chodzi o Bejala ach....... Te miłostki ja raczej nie wiem za bardzo na czym polega miłość i co w tym fajnego. W sumie to więcej bólu niż szczęścia mi jest dobrze samej ze sobą. Ten las nie był zbyt przyjemny, ale mogłam obejrzeć rośliny jakich nie widziałam. Lubiłam oglądać i poznawać nowe rzeczy. Ciekawiło mnie ile już jesteśmy w tym lesie w końcu znów zaczęłam czuć mały głód jednak był jeszcze do wytrzymania. Drzewa były coraz bliżej siebie nagle coś usłyszeliśmy..

(Wataha Lata) od Nikity

       Podsumowując jedyne co zrobiłam jeśli chodzi o sprawy miłosne Aoime i Verny, to tylko namieszałam, lecz JA po prostu nie potrafię sobie poradzić w czymś takim, dla mnie miłość to najzwyklejsza czarna magia i tyle. Bezsens, teraz miałam na karku obrażoną siostrę, ale nie sądziłam, że może posunąć się do czegoś takiego, czysto teoretycznie powinnam się na nią obrazić, ale nie potrafiłam.
        Kiedy zobaczyłam Rose, kamień spadł mi z serca, nareszcie mogłam zająć moje myśli zadaniem, a nie tą bezsensowną paplaniną miłosną, jedno jest pewne nigdy w nikim się nie zakocham, to jest zbyt kłopotliwe...
-Powinniśmy iść do tego posępnego lasu.- Nikt nie wydawał się tym zachwycony, ja chyba najmniej.
          W tym samym momencie zobaczyłam Vernę idącą spokojnym krokiem, była naprawdę opanowana, miałam wrażenie, że nie była sobą. Kiedy podniosłam głowę, widziałam w tych oczach obojętność i pustkę. Nic jej już nie obchodziło, co szczerze mówiąc mi się niezbyt spodobało, podeszłam niby obojętnie do Aoime i zasłoniłam ją przed wzrokiem siostry. Wilczyca cicho zaprotestowała.
-Nie musisz, poradzę sobie.
-Uwierz mi, że nie odpuszczę ci tej ochrony, widzę to w jej pysku, no i po jej myślach, odrobinę, są spokojne, zbyt spokojne, jakby ta sprawa, ani straty jakie będzie musiała ponieść ona, lub inni jej nie obchodziło. Wierzysz mi?
Milczała, aż stało się jasne, że nie ma ochoty rozmawiać na ten temat.
           Wracając do tematu, Rose opowiadała nam czego dowiedziała się od drzewa, zauważyłam również, że pozornie nikt nie zauważył ,,przemiany" Verny. Jak usłyszałam, że nie można cienia złapać w ręce, to pomyślałam: ,,Może cień trzeba złapać w cień?". Zanim się spostrzegłam w tym lesie zgubiłam resztę, może nawet nie zauważyli mojego braku. Z braku pomysłu szłam po prostu przed siebie, aż natrafiłam na jakąś polankę w środku tej puszczy.
           Rozpaliłam ognisko i położyłam się przy nim, mimo wszystko wiedziałam, że nie zasnę, byłam zbyt przerażona, a moje poczynania obserwowało z tuzin par oczu.  Kiedy zamknęłam oczy na minutę i otworzyłam je ponownie, stały pochylone nade mną, jednak cofnęły się kiedy je otworzyłam, nie chciałam sobie wyobrażać co by się stało, gdybym przez przypadek zasnęła, nie, to było zbyt straszne, żeby o tym myśleć. Skończyło się na tym, że czuwałam całą noc bez nawet minuty snu. Czekałam na pomoc,, wiedziałam, że nie warto ryzykować zgubienie się tutaj, bo mogłoby się chodzić w kółko, nawet o tym nie wiedząc.

(Wataha Lata) od Verny

Patrzyłam smutna na oddalającą się grupę wilków która kierowała się do Drzewa Życia. Byłam przygnębiona, i... samotna. Dawno nie czułam tego stanu. Chciałam czuć się kochana, jak kiedyś..
- Verno, spójrz na mnie! To przez to miejsce? Drzewo Ci coś zrobiło, a może Dusze? – zapytał się Bejal błagalnym głosem.
 - Nie, to nie tak… - Próbowałam coś więcej powiedzieć, ale załamał mi się głos. Nie byłam w stanie Ci więcej odpowiedzieć.
- To o co chodzi? – zapytał z troską w głosie.
Spojrzałam basiorowi w oczy, powoli zbliżyłam się do niego. Kierowała mną samotność i chęć poczucia że jest się bezpiecznym, kochanym. Złożyłam na Bejalowym policzku pocałunek
    - Verno ja… ja nie wiem co powiedzieć… -Spuścił swój pysk w dół. Wiedziałam że coś jest nie tak, albo się zawstydził, ale zakładałam to pierwsze. Nagle podeszła do nas Rose i pozostałymi wilkami. Zaczęła mówić o zdobytych wskazówkach od Drzewa, a ja podeszłam do Nikity. Chciałam z nią porozmawiać, ale nie wiedziałam jak zacząć.
-Przejdziemy się?- Zaproponowała.
-Taak.- odparłam z ulgą.
- To o czym chciałaś mi powiedzieć?- Zapytała.
 -Ja... Nie wiem dlaczego to zrobiłam, źle się czuję, nie wiem co się dzieje.
-A ja wiem i mimo, że nie powinnam się w to wtrącać, to radze, abyś tego nie powtarzała. Ze względu na... Nieważne nie powinnam tego mówić.
-Ze względu na...- Powiedziałam.
-Nie- odparła.- Nie powiem.
-Jeśli tak, to wydalam cię z watahy.
-Nie.
-Na prawdę. Mówię serio.
-To Aoime, ale Verno, wierz mi nie odpuszczę ci tego.- Odparła.- Nie licz na moją pomoc.
Podeszła do nas Aoime, spojrzałam na nią wściekła, i odbiegłam od wilczyc. W lesie rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się  w powietrze. W głowie kłębiło się z tysiąc myśli.
,,Aoime kocha się w Bejalu? Pięknie, teraz będzie tak jak z Cassy, on mnie odrzuci dla innej.On się nie zmienił. Jak go pocałowałam, to nagle spochmurniał, dlatego że zobaczył Aoime" Fragmenty układanki zaczęły się dopełniać. ,,Co z tego ze nawet po odrzuceniu nadal... go kocham?!"
Czułam że łzy zbierają się w moich oczach. Miałam Déjà vu. Wtedy tez leciałam, ze łzami w oczach, i wleciałam w drzewo i umarłam. I to po tym jak Bejal mnie odrzucił dla Cassy.
,,NIE! Nie chcę znowu czuć się odrzucona. Nie chcę aby znowu Bejal patrzył na mnie tym przepraszającym wzrokiem na mnie, a później leciał jak na skrzydłach do pierwszej lepszej!"-Wykrzyczałam w myślach, i wytarłam łapą łzy, poczułam w sobie nową siłę.
 Wzleciałam na wysoką skałę.
 Postanowiłam że nie będzie już tej uprzejmej, miłej, opanowanej Verny, teraz zamiast niej, będzie zimna, niewrażliwa, bezlitosna Alfa Lata. Aby potwierdzić moje słowa, zawyłam z bólem, i długo w stronę 'nieba'.

(Wataha Lata) od Deep'a


Fale morza unosiły mnie, prowadząc na sam brzeg jakiejś wyspy. Gdy powoli traciłem przytomność, usłyszałem głos mojej... mamy! Nie mogłem uwierzyć moim uszom. Na początku myślałem, że to tylko złudzenie. Lecz głos był identyczny i wręcz nie do zmylenia. Próbowałem wstać ze wszystkich sił. Gdy mi się to udało, zobaczyłem sylwetkę wilczycy z pogodnym uśmiechem i rumieńcami na policzkach. Patrzyła na mnie ze szczęściem, jednak też z niepokojem i strachem. Gdy spojrzałem na siebie w odbiciu wody, dopiero wtedy zauważyłem głębokie rany i zadrapania. Mama podeszła do mnie i przytuliła mnie. Zaczęła świecić coraz jaśniej, powoli znikając, jakby nadszedł jej czas, żeby się ze mną pożegnać. Zanim mnie opuściła, powiedziała: ,,Nigdy nie rób takich głupstw. Przecież masz jeszcze dla kogo żyć''. Obok "światła", ukazała się Perrie. Na początku byłem wstrząśnięty, myślałem, że nie żyje. Jednak jej serce nadal biło, równie mocno jak moje. Nic nie mówiła, tylko patrzyła na mnie, jak na największego idiotę. Potem odpłynęła w powietrzu. Gdy zostałem całkiem sam, zemdlałem. Do tej pory nie wiem czy był to sen, czy może rzeczywistość. Jednak dopiero wtedy zrozumiałem, ile mógłbym stracić przez jeden lot w deszczu. Gdy odzyskałem przytomność, ze wstydem i nienawiścią do siebie i brata wróciłem do watahy.

(Wataha Lata) od Kondrakara

      Zapowiadało się spokojne popołudnie w Dangerous Wolf.
Coraz mniej dusz prosiło o pomoc, więc to był znak,że Vernie ,Bejalowi i reszcie wilków się powiodła w części misja i wkrótce wrócą.
Dużo osób miało jakieś inne zajęcie niż wylegiwanie na słońcu po obiedzie i drzemka. Ja grałem z Genezą w wyścigi, MonstersDream przejął obowiązek Verny i pilnował nas wszystkich ,Deep szybował w chmurach, Lucy obserwowała owady w krzakach ze Scythe ,którego z trudem namówiła na to lecz się zgodził po krótkim rozmyślaniu i Lucy opowiadała mu o różnych gatunkach owadów co go chyba zainteresowało...
  Niark śledził wzrokiem jak się ścigam z Genezą i nam sędziował,ale to chyba jasne kto wygrał... ona zawsze jest szybsza niż ja.
-Gratuluję zwycięstwa po raz 50!-mówił znów Niark Genezie.
-Jak ty to robisz,że jesteś taka szybka???,,---zapytałem jej.
-Ma się tą szybkość...po prostu mam to od urodzenia,,---powiedziała i poszła się napić wody,a ja podszedłem do Lucy i z zachwytem tak jak i Scythe słuchałem jak opowiada ciekawostki o każdym zauważonym owadzie.
-O! zobacz tam Scythe ten motyl ma dwa inne skrzydła!? -zaczęła się zachwycać Lucy.
-Rzeczywiście ma dwa inne skrzydła to nie jest zwykły motyl!-zachwycał się i Scythe u, którego
pierwszy raz widziałem takie zainteresowanie.
-Podobno takie motyle symbolizują same szczęście i spełniają marzenia...-wtrąciłem się i zauważyłem ,że motyl wleciał na głowę Lucy.
-Pomyśl życzenie to ci się spełni ,motyl ujrzał w tobie kwiat,więc to dobry znak-powiedziałem jej z uśmiechem.
-Hm...chcę aby wszyscy wrócili cali i zdrowi z wyprawy do portalu i aby znów zapanował pokój i szczęście w krainie Dangerous Wolf!-powiedziała z nadzieją Lucy i motyl odleciał.
-Dziękuję ci Lucy,że mnie namówiłaś na obserwację owadów, od dziecka się tak dobrze nie bawiłem jak dziś. -powiedział Scythe z wielkim uśmiechem do Lucy i poszedł się położyć przy jaskini pod drzewem. Przyznaję ,że on jest tajemniczy,poważny i niechętny do zabawy,ale dziś naprawdę inaczej się zachowywał przy Lucy,wyglądali jak rodzina,szczęśliwa rodzina i on się pierwszy raz do kogoś tak uśmiechnął od kiedy doszedł do watahy,nawet do Aoime się tak nie uśmiechał mimo,że znają się bardzo długo, a Lucy...przecież ta wadera nie zna go za dobrze a on się do niej właśnie uśmiechnął tak bardzo szczęśliwy.Zamyśliłem się tą sprawą ,ale Lucy mi przerwała i zapytała
-Kondro,a czy moje życzenie się naprawdę spełni?
 -Musisz uwierzyć, że się spełnią twoje prośby.Ja wierzę ,że tak, bo mój pradziadek jak jeszcze byłem mały przeżył podobna historię z takim motylem i mi ją opowiedział stąd znam historie motyla-odpowiedziałem jej z uśmiechem i poszedłem położyć się obok Genezy.

wtorek, 19 lutego 2013

(Wataha Mroku) Od Naili

Cały dzień  spędziłam w swojej jaskini użalając się nad losem  samca. On już nie wróci! Nie zobaczę go! Czulam się jakbym straciła kogoś bardzo ale to bardzo bliskiego, bliższego niż inni. Musiałam ochłonąć, przecie jestem Alfą, nie mogę siedzieć całe dnie w jaskini i ryczeć jak rozwydrzony bachor!! Muszę być silna! Nieugięta.... wreszcie wyszłam z jaskini i kierowałam się w stronę portalu, siedział tam basior z znajomą mi wilczycą-Genezą. Przestraszyli się mnie.
-Hej...-wydukałam.-Możecie już iść.. gołąbeczki.- mrugnęłam- Teraz kolej mojej watahy.
Odeszli z gracją na wschód, zawyłam głośno. To był znak dla mojej watahy, by się zebrali przed portalem.

   Za kilka minut  już byli.
- Co tam Naili? -spytał Black.
- Mielibyście ochotę popilnować portalu?-spytałam jeszcze nie dostosowana do światła dziennego.
-Jak powiesz co się stało ze Stillem!-krzykną Mins
-Proszę, nie chcę na razie o tym mówić, za ciężko mi na sercu...-burknęłam.
- Ja mogę pilnować portalu!-krzyknęła ciągle smutna Galxy.
-Ktoś jeszcze?-zapytałam.
Zgłosili się: Snowy, Mins, Pitch i Nayra.
-Dobrze, ja będę z wami ale obok tego drzewa, dobrze?
-Spoko!-krzykną Mins.
Leżałam, coraz to bardziej martwiąc się o wszystkich tych którzy ruszyli na pomoc, biednym duszom. Ostatnio miałam dziwne sny. Widziałam w nich smoka goniącego  wszystkich którzy są w środku portalu. A wcześniej dziwne drzewo, syrenę, Mortic'a który siedział z waderami ognia w pniu starego drzewa. Aż ciary mi przechodziły, czy to prawda?

(Wataha Lata) - od Nikity

             Kiedy Rose wraz z resztą wilków poszła porozmawiać z drzewem, wydarzyło się parę ciekawych rzeczy. Od czego by tu zacząć, od tego jak Verna pocałowała Bejala? Najlepiej od początku. Więc było to tak...
              Verna nagle pocałowała w policzek Bejala, ja odruchowo spojrzałam gdzie indziej, bo żołądek podjeżdżał mi do gardła. Niestety mój wzrok trafił na Aoime, jej myśli nie dało się odizolować, pałały takim smutkiem, nie mogłam wytrzymać, jeszcze, kiedy zobaczyłam uśmiech Beala, tak mi się żal zrobiło Aoime, nie no po prostu musiałam pogadać z siostrą o tym, ona rani uczucia innych. Jednak dziwnym trafem, kiedy udało mi się wyrwać z mych rozważań, jak jej to powiedzieć, ona już stała przy mnie. Zbieg okoliczności? Chyba nie, miała dziwny wyraz twarzy, jakby czegoś się wstydziła.
-Przejdziemy się?- Zaproponowałam, musiałam zacząć rozmowę, bo inaczej ona nigdy tego nie wykrztusi.
-Taak.- odparła z ulgą, że nie musi mówić pierwsza.
- To o czym chciałaś mi powiedzieć?- Zapytałam.
-Ja... Nie wiem dlaczego to zrobiłam, źle się czuję, nie wiem  co się dzieje.
Spojrzałam na nią ponuro.
-A ja wiem i mimo, że nie powinnam się w to wtrącać, to radze, abyś tego nie powtarzała. Ze względu na... Nieważne nie powinnam tego mówić.
-Ze względu na...- Powiedziała, wyglądała na naprawdę zafrasowaną.
-Nie- odparłam.- Nie powiem.
-Jeśli tak, to wydalam cię z watahy- może nie mówiła na serio, ale jej twarz była śmiertelnie poważna z wyglądu.
-Nie.
-Na prawdę. Mówię serio.
-To Aoime, ale Verno, wierz mi nie odpuszczę ci tego.-
Odparłam.- Nie licz na moją pomoc.
             W tym samym momencie podeszła do mnie wadera, o której była mowa, znowu przywdziała na siebie maskę oschłej i opanowanej wilczycy. Było mi naprawdę przykro, ale spanikowałam. Na jej widok Verna wściekła odbiegła od nas. No pięknie namieszałam i to nieźle.
- Mogę z tobą porozmawiać?- Zapytałam.
         Wyznałam jej całą prawdę, nie chciałam już nikogo oszukiwać, powiedziałam jej nawet, że przez przypadek dotknęła jej myśli oraz bardzo za to przepraszałam.
-Rozumiesz?- Spytałam się na koniec.
-Tak- pokiwała głową, już nie ukrywała swoich uczuć, pozwoliłam jej wszystko co chciała mi powiedzieć. Miałam kolejną zasadę, nie oszukiwać innych, jeśli nie ma takiej potrzeby i tak wyniknie z tego dużo problemów. Ten Bejal chyba będzie miał problemy z moją siostrą i Aoime, ale żadna historia miłosna nie obejdzie się bez dramatu, a to był dopiero początek.
Może ja też go kocham?- Zadałam sobie w myślach pytanie, ale zaraz sobie odpowiedziałam. - Nie, to całe zamieszanie miłosne ZAWSZE przyprawia mnie o ból głowy i to, że żołądek podjeżdża mi do gardła. Nawet gdyby taki basior mnie chciał, to bym z nim nie chodziła. Chyba do końca życia zostanę ,,starą panną".

(Wataha Mroku) - od Rose

                 Jak kazał nam Bejal, tak też zrobiliśmy. Szliśmy, a raczej biegliśmy do Drzewa Życia po kolejne wskazówki. Ciekawe, jak poradzimy sobie z zadaniem w nocy...
Gdy dotarliśmy na miejsce, miałam wrażenie, że drzewo jest jakby wściekłe. Stanęliśmy przed nim, ale żaden wilk się nie odzywał, byli przerażeni i nie chcieli się narażać na jego gniew. Musiałam przejąć inicjatywę.
-Przyszliśmy po wskazówki do kolejnego zadania. -odezwałam się cicho, ale stanowczo.
Spojrzał tylko na mnie, a już przeszły mi ciarki. Nie dałam po sobie poznać skruchy.
-Nie macie wrażenia, że coś mi odebraliście?- wymamrotał groźnie.
-Co?- odezwała się Mejsi.
-Ich.- wskazał na Sunshinę, Dianę i Mortic’a.
-Nie. Oni nigdy nie należeli do Ciebie.- odezwałam się.
Zaśmiał się szyderczo i spojrzał na mnie, jakby chciał mnie przewiercić śrubokrętem.
-Jeśli tak uważasz... Rosalie.
O nie... Skąd ten gad wiedział, jak mam na imię?
-Skąd.... Skąd znasz moje imię?!- wykrzyczałam.
-Ja wiem wszystko....
             Tego było za wiele. Musimy wydobyć kolejne informację i zmywać się stąd, zanim on znów czegoś się dowie.
-To jeszcze raz... Jakie są kolejne wskazówki do zadania?- odezwała się Sunshine.
-Ducha nie ma w cichym i bezpiecznym miejscu...
Łał, ale mi nowina... Ale chwila, chwila... Czy on mówi o tym potwornym lesie?
-Cienia nie złapiecie w ręce, to byłoby zbyt proste.
             Wiedziałam, że skończył swoją przemowę, więc bez słowa zaczęłam wracać do Bejala, a wszyscy prawdopodobnie za mną.

(Wataha Lata) - od Aoime

Moim oczom ukazał się dosyć niezwykły obraz.
Verna, podchodząc niepewnie do Bejala, złożyła pocałunek na jego policzku. W tym samym momencie w moją stronę odwrócił się Bejal. Był zadowolony.
Musiało to być widać, że byłam lekko zdenerwowana, bo Nikita podeszła do mnie, pytając czy nic mi nie jest.
- Mi? - roześmiałam się chaotycznie. - A co miałoby pójść nie tak? - powiedziałam już nieco ciszej: - Nie wiem, dlaczego uważasz, że coś do niego czuję. - po chwili dodałam: - Idź, nic mi nie będzie.
Ale było. To paliło jak kwas. Czyżby nasza stara Aoime się zakochała? Prawdopodobnie.
Postanowiłam po raz kolejny zarzucić maskę i udawać, że wszystko jest wspaniale.
Został nam ostatni talizman, cień duszy.
Rosalie jest wyrocznią, czyli prawdopodobnie z pomocą Mortica, poradzą sobie.
Obraliśmy ponownie nasz pierwotny kierunek, gdy Nikita zboczyła z Verną lekko na bok.

(Wataha Wiosny) - od Bejala

-Verna? Verna?! Co się stało? -Zapytałem zaniepokojony.
            Wadera jednak nic nie odpowiadała. Patrzyła dalej tym dziwnym spojrzeniem w moje oczy. Tak jakby się w nich zadurzyła. Może to przez to, że byliśmy na terenie amuletu mroku… nie wiem. Spojrzałem szybko na resztę, patrzyli na nas pytającym wzrokiem. Szybko skierowałem do nich swój głos.
- Idźcie do Drzewa Życia zapytajcie o kolejne wskazówki. Już się ściemnia, a my nadal nie mamy Cienia Duszy. Musimy jak najszybciej go zdobyć! – mówiłem to spokojnie, aby nie zrozumieli mnie źle. Wilki niechętnie ruszyły do drzewa.
             Ja tym razem odwróciłem się do Verny, która była nadal smutna i patrzyła w oddalającą się grupę wilków.
- Verno, spójrz na mnie! To przez to miejsce? Drzewo Ci coś zrobiło, a może Dusze? – zapytałem błagalnym wzrokiem. Chciałem tylko jednego, aby coś powiedziała. Abym wiedział, że wszystko jest z nią dobrze.
- Nie, to nie tak… - załamała swój głos. Ja jednak cieszyłem się, że w ogóle coś powiedziała.
- To o co chodzi? – zapytałem z troską w głosie.
               Wilczyca spojrzała w moje oczy i powoli zbliżała się do mnie. Poczułem ciepło na swym policzku. Verna pocałowała mnie… to było bardzo dziwne, a jednak piękne. Byłem zadowolony i szczęśliwy. Gdy spojrzałem za jej ramię ujrzałem smutną Aoime. Była niemal wściekła.
- Verno ja… ja nie wiem co powiedzieć… - opuściłem swój pysk w dół. Nie wiedziałem co o ty myśleć.

(Wataha Mroku) -od Rose


                   Wszystko poszło po naszej myśli. Drzewo Życia pokonało smoka i mieliśmy go z głowy. Mam tylko jedno pytanie - Jak niechodzące drzewo mogło powalić takiego olbrzyma? No rozumiem, ma te "nieziemskie" gałęzie, ale czy to by wystarczyło? Przecież mógł je podpalić.. No ale raczej mi nie wyjaśni, jak przebiegła walka. Drugą dobrą wiadomością jest to, że Sunshine, Diana i Mortic wyszli żywi z "żołądka" drzewa. Bardzo zależało mi żeby samiec Mroku szybko się wydostał. Był mi i w ogóle wszystkim, bardzo potrzebny. Sama nie dałabym rady z ostatnim amuletem, ale co dwie głowy to nie jedna.
                    Byliśmy w połowie drogi, gdy Verna podeszła do Bejala. Miała takie dziwne spojrzenie... Chyba wszyscy to zauważyli.
-Wiesz Bejal… ja… ja dziękuję za zaufanie w czasie wczorajszej akcji.
-Wiedziałem, że dacie sobie sami radę. Przecież latacie, a smok był zbyt ociężały aby za wami lecieć. Ledwo chodził…- przerwał na chwilę po czym dodał.- Chciałaś zapytać się o coś jeszcze?
Hm, ciekawe, o co Alfie Lata chodziło. Może nie powinniśmy słuchać? Może to prywatna sprawa? Tak czy inaczej, i tak słuchałam. Byłam ciekawa, dlaczego wadera tak dziwnie się zachowuje.

(Wataha Lata) od Verny

Bejal chciał zobaczeć czy Drzewo Życia pokonało smoka. Nie byłam zbytnio zadowolona, ale co miałam zrobić gdy wszyscy chcieli zobaczeć?
Zaczeliśmy iść, w połowie drogi coś mi się przypomniało o Bejalu, więc do niego podeszłam.
-Wiesz Bejal...ja...ja dziękuję za zaufanie w czasie wczorajszej akcji.
-Wiedziałem, że dacie sobie radę sami. Przecież latacie, a smok był byt ociężały aby za Wami lecieć. Ledwo chodził. - Wzdygnął się na te słowa. Basior jeszcze o coś się mnie zapytał, ale go nie słuchałam, tylko wbiłam puste spojrzenie w oczy Bejala. 
-Verna? Verna?! Co się stało? -Zapytał zaniepokojony. -Spojrzałam świadomie ponownie w jego oczy, i widziałam w nich co dziwniejsze troskę. 

(Wataha Wiosny) -od Bejala

                       Gdy tylko schowaliśmy się, usłyszeliśmy przerażający ryk Smoka. Widać było, że zorientował się o braku swego pazura. Siedzieliśmy jak na szpilkach. Cieszyło nas to, że Sun, Diana i Mortic są z nami, bezpieczni. Najważniejsze było jednak to, że Mortic jest z nami. Czemu? Proste, teraz mamy do odszukania amulet Cienia Duszy. To zadanie dla żywiołu iluzji. Tylko Rose i Mortic są magami Mroku. Bałem się, że Rosalie sama sobie nie poradzi. Na szczęście Mortic jest gotów do pomocy.
                        Gdy ryki Smoka ustały delikatnie wychyliliśmy się, aby spojrzeć jak stoją sprawy ze Smokiem i oczywiście także z Drzewem Życia. To było niezwykłe, drzewo było proste i stało jakby nic nigdy się nie wydarzyło.
- Czyżby Drzewo Życia pokonało Smoka? – zapytała się zadziwiona Sun.
- Nie pozostało nam nic innego jak to sprawdzić. Chodźcie. – powiedziałem żwawo do towarzyszy.
                         Byliśmy już w połowie drogi, kiedy  Verna podeszła do mnie z dziwnym spojrzeniem.
- Wiesz Bejal… ja… ja dziękuję za zaufanie w czasie wczorajszej akcji.
- Wiedziałem, że dacie sobie sami radę. Przecież latacie, a smok był zbyt ociężały aby za wami lecieć. Ledwo chodził… - wzdrygnąłem się na tą myśl, przypominając sobie przerażającą bestię ziejącą ogniem  w stronę Mejsi. – Chciałaś zapytać się o coś jeszcze? – skierowałem swe słowa do Verny, która chyba nie słuchała mnie wcale. Patrzyła pustym wzrokiem w moim kierunku.

poniedziałek, 18 lutego 2013

(Wataha Lata) nowy członek- Killed

Imię: Killed
Płeć: Samiec
Wiek: 3 lata
Stanowisko:  Łowca
Żywioł: Powietrze
Moce: Potrafi latać, tworzyć tornado, huragan, potrafi zamienić się w sokoła
Charakter: Chytry, bystry, mądry, impulsywny, podły, trudno zdobyć jego zaufanie
Rodzina: Nie wiadomo co z nimi się stało.
Partnerka: Brak
Właściciel: sailorsny (Skype)
Lvl: 1

(Wataha Wiosny) - od Sunshine

                   Mnie,  Dianę i Mortic’a znów pochłonęły głębokie zamyślenia.  Wydawało mi się, że mijały wieki. Nie mieliśmy pojęcia co mamy zrobić. W drzewie nasza magia dużo gorzej działała, nawet gdybyśmy spróbowali zaatakować drzewo, to nasza magia i tak była za słaba. Postanowiłam po raz kolejny wstać i się rozejrzeć, choć to nie miało żadnego sensu.  I usłyszałam wtedy głośny śmiech, śmiech drzewa. Był on tak głośny, że uszy mi pękały.
- Możesz trochę śmiać się ciszej?! -  Zawołałam lekko zdenerwowana, ale drzewo aby zrobić mi na złość zaczęło coraz głośniej się śmiać. 
- Och, myśleliście, że będę słuchał się takich głupich wilczków jak wy? – powiedziało drzewo, po czym znów zaczęło się śmiać, tak głośno, że nie słyszałam własnych myśli.
- Że co? My jesteśmy głupi? Popatrz na siebie, jesteś tylko drzewem! – tym razem odezwał się Mortic.
- Nie tylko, wy głupie wilczki.  Ja mam teraz nad wami władze i musicie się mnie słuchać.
- Nie musimy. Potem nasi przyjaciele uratują nas tak samo jak duchy. – powiedziała Diana
- I tu się mylisz. Może i pozwolę, może i nie pozwolę waszym przyjaciołom dokończyć zadania. Ale na was już padł wyrok śmierci.
- Nie możesz! – krzyknęłam.
- Mogę wszystko. Oni wykonują zadania aby uwolnić duchy, a nie was. Wy jesteście taką jakby zapłatą. A teraz idę oglądać jak wasi przyjaciele sobie radzą. – Po tych słowach drzewo znów zaczęło śmiać się w niebogłosy, albo tak mi się wydawało.
                    Powoli zaczynałam się bać, a co jeśli nigdy nie wrócimy na powierzchnię? I nigdy nie zobaczymy innych członków naszych watah? Przeraziło mnie to tak, że prawie się rozpłakałam.. Sama śmierć mnie w ogóle  mnie nie przerażała, bardziej bałam się że nigdy nie zobaczę watahy. Mortic i Diana wcale nie wyglądali lepiej. Też byli przybici.
                    Po krótkiej chwili usłyszałam wielki trzask, jakby drzewo się przewracało. Ściana po raz kolejny zaczęła się otwierać, nasza trójka szybko się tam udała. Usłyszeliśmy głos Verny:
- Szybko wychodźcie, musimy uciekać zanim Smok się obudzi!
                    Jak powiedziała, tak zrobiliśmy, choć zejście z drzewa wcale nie okazało się proste. Na szczęście po krótkiej chwili udało nam się wyjść. Szybko pobiegliśmy za resztą. Z daleka zauważyłam leżąca waderę, nie rozpoznałam jej. Gdy dołączyliśmy do reszty, ja postanowiłam się rozejrzeć i zobaczyć jak wygląda ten smok o którym wcześniej mówiła Verna. Zauważyłam go leżącego na drzewie, ale nie był on martwy. Po dłuższym przyjrzeniu się zauważyłam, ze powoli zaczyna on się poruszać i otwierać oczy. Szybko powiedziałam:
- Mamy wielki problem.

(Wataha Mroku) Od Rose


Ten smok był przerażający. Po co coś takiego w ogóle po świecie chodzi? Jakby mało było kłopotów... Mejsi i Bejal rzucali w potwora kulami ognia tak mocno, że aż padł na Drzewo Życia. Wilczyca podbiegła szybko do niego i wyrwała mu z prawej łapy pazur- nasz trzeci amulet. Bałam się kolejnego zadania, czy poradzę sobie sama bez Mortic'a ? Muszę, nie ma innego wyjścia.
Wracaliśmy się do Nikity. Uh, szkoda mi jej... Musiało bardzo boleć. Verna podleciała w górę, żeby pokierować nas w bezpieczne miejsce. Jednak, gdy byliśmy już daleko usłyszeliśmy przerażający ryk. Aż mi ciarki przeszły... Znowu ten smok.
-No to ładnie… -mruknęła Aoime.
Potwór się ocknął... Czyżby był wściekły, że zabraliśmy mu jego własność? No ale do czego ten pazur byłby mu potrzebny?



(Wataha Mroku) Od Minsa

Obudziłem się wczesnym południem nikogo w jaskini nie było. Nagle przypomniałem sobie, że dziś jest zbiórka przy portalu .Ruszyłem pędem gdy dotarłem wszyscy byli przygotowani , nagle Galaxy gdzieś pobiegła a alfa za nią, po kilku minutach wróciła Naili gdy nagle w portalu pojawił się Still który próbował się wydostać,Naili go złapała za łapy a czas stanął, nie wiem czy inni też ale ja widziałem co się działo chciałem pomóc im ale nie mogłem się ruszyć .Still mówił coś Naili potem go ucałowała i puściła. Czas znów ruszył, Black spytał co się stało a Naili rozpłakała się i uciekła. Ja natomiast stałem i myślałem nad tym co się stało.

(Wataha Wiosny) -od Bejala

                   Byliśmy już w wąwozie. Dzięki waderom z Watahy Lata nie byliśmy już głodni. Stąpaliśmy powoli po obrzeżach skał. Zauważyliśmy ogromne ślepia. Były ogromne. Mejsi zafascynowana Smokiem poszła mu na spotkanie, co zresztą skończyło się zdenerwowaniem Smoka. Nie obwinialiśmy jej. To była jej wewnętrzna miłość do ognia. Mnie jednak on bardziej przerażał niż fascynował. Był tak ogromny jak sam wąwóz. Każdy z wilków stał jak wryty, wtedy odezwała się głośno Nikita:
-Bejal, Mejsi! Nie macie jakiś pomysłów, oprócz ginięcia z godnością? To wasz żywioł.
                    Zdenerwowało mnie to. Po chwili jednak Smok skupił się na niej. Zaatakował i przypalił jej plecy. W głębi duszy byłem zadowolony niepowodzeniem wadery Lata. Jednak nie mogłem pozwolić na jej spalenie żywcem. Po chwili znowu usłyszeliśmy Nikitę:
-Mejsi, Bejal, musicie unikami wydobyć mu ten magiczny pazur. Ma go na prawej łapie.
- Dobrze! – wykrzyczałem rozgniewany.
- Mejsi musisz mi pomóc. Musimy go stąd wywabić, aby reszta wilków mogła zaatakować. – Wadera tylko pokiwała głową i zabrała się do roboty.
                    Smok wyszedł. Pokazał się nam w całej okazałości. Miał dziwny niebiesko- czerwony kolor. Wyglądał jakby pierwszy raz w życiu był na powierzchni. Szybko poprosiłem wadery Lata o pomoc:
- Musicie zwabić go w stronę Drzewa Życia! Może pomoże rozbić drzewo.
 Gdy Alfa Lata razem ze swoimi podopiecznymi wabiła Smoka ja szybko razem z Mejsi podbiegłem do obolałej Nikity.
- Nic Ci nie jest? Wyglądało na poważne zranienie… - wyszeptała cicho Mejsi jakby nie chciała, aby smok jej usłyszał.
- Nie… chyba nie. Wracajcie do Smoka.
                    Wstaliśmy i z całych sił biegliśmy w stronę Smoka. Gdy byliśmy już blisko uformowaliśmy ogromne kule ognia i cisnęliśmy nimi w ogromną bestię. Uderzyliśmy z taką siłą, że Smok wylądował na Drzewie Życia. Stracił przytomność. Mejsi wykorzystała to i szybko podbiegła do prawej łapy po nasz kolejny amulet. Pazur mienił się pięknymi kolorami tęczy. Był przepiękny.
- Ej patrzcie! – wykrzyczała radośnie Verna spoglądając na wynurzające się wilki pochłonięte przez Drzewo. – Szybko wychudźcie, musimy uciekać zanim Smok się obudzi!
                     Pobiegliśmy w stronę leżącej Nikity.  Verna podleciała wysoko, aby pokierować nas w bezpieczne miejsce. „Szkoda mi drzewa, ciekawe czy nic mu nie jest. Teraz to jest jednak nie ważne, później do niego dołączymy” . Powiedziałem to tak jakby drzewo było dobre. Gdy byliśmy już daleko usłyszeliśmy przerażający ryk.
- No to ładnie… - mruknęła Aoime.