Po rozmowie z Verną byłam bardzo poirytowany niż kiedykolwiek. Rozumiem, że mnie lubi bardziej niż ja ją, ale nie zamierzam się z kimś wiązać. To nie w moim stylu. Starałem się już nie patrzeć, w kierunku jakiejkolwiek wilczycy. Szedłem pyskiem wpatrzonym w ziemię, po której stąpam.
Tym razem wilkom Mroku powiodło się. Kroczyliśmy dumnie z czterema amuletami do Drzewa Życia. Każdy z wilków był bardzo podniecony. Czuć było woń, szczęścia i radości. Gdy byliśmy już blisko zauważyliśmy złość na korze drzewa.
- Widzę, że macie wszystkie amulety? – powiedziało zawodząc się drzewo, przede wszystkim dlatego, że nie zdołało nas uwięzić. – Pokażcie je, bo może coś kantujecie i to wcale nie są amulety…
Szybko podeszliśmy do Drzewa Życia. Każdy dzierżył swój amulet. Verna Skrzydło Magicznej Ważki, Aniel Łuskę Syreny, ja Pazur Smoka i Rose Cień Duszy. Staliśmy w równym rządku, a za nami reszta wilków które bały się czy aby drzewo nie szykowało kolejnej niespodzianki.
Drzewo pokazało nam jedno ze swoich ramion, na którym były delikatne wgłębienia na zapewne amulety, które posiadaliśmy. Jako pierwszy odważny położyłem swój amulet. Reszta podążyła za mną. Nagle stało się coś dziwnego. W drzewie powstała spora wnęka. Drzewo szybko dodało:
- Proszę to wasze wyjście. Wynoście się stąd jak najszybciej!
- Co? My mamy tam wejść? A jeśli chcesz nas uwięzić w swoim wnętrzu tak jak Sun, Dianę i Mortica?
- Mam już was serdecznie dość, chcecie to idźcie, nie chcecie to nie idźcie!
Staliśmy tak patrząc po sobie. Powoli zbliżaliśmy się do wnętrza. Jako ostatnia kroczyła Verna, gdy nagle wszyscy zamarli dech. Za Verną ukazała się jedna z gałęzi Drzewa Życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz