Mnie, Dianę i Mortic’a znów pochłonęły głębokie zamyślenia. Wydawało mi się, że mijały wieki. Nie mieliśmy pojęcia co mamy zrobić. W drzewie nasza magia dużo gorzej działała, nawet gdybyśmy spróbowali zaatakować drzewo, to nasza magia i tak była za słaba. Postanowiłam po raz kolejny wstać i się rozejrzeć, choć to nie miało żadnego sensu. I usłyszałam wtedy głośny śmiech, śmiech drzewa. Był on tak głośny, że uszy mi pękały.
- Możesz trochę śmiać się ciszej?! - Zawołałam lekko zdenerwowana, ale drzewo aby zrobić mi na złość zaczęło coraz głośniej się śmiać.
- Och, myśleliście, że będę słuchał się takich głupich wilczków jak wy? – powiedziało drzewo, po czym znów zaczęło się śmiać, tak głośno, że nie słyszałam własnych myśli.
- Że co? My jesteśmy głupi? Popatrz na siebie, jesteś tylko drzewem! – tym razem odezwał się Mortic.
- Nie tylko, wy głupie wilczki. Ja mam teraz nad wami władze i musicie się mnie słuchać.
- Nie musimy. Potem nasi przyjaciele uratują nas tak samo jak duchy. – powiedziała Diana
- I tu się mylisz. Może i pozwolę, może i nie pozwolę waszym przyjaciołom dokończyć zadania. Ale na was już padł wyrok śmierci.
- Nie możesz! – krzyknęłam.
- Mogę wszystko. Oni wykonują zadania aby uwolnić duchy, a nie was. Wy jesteście taką jakby zapłatą. A teraz idę oglądać jak wasi przyjaciele sobie radzą. – Po tych słowach drzewo znów zaczęło śmiać się w niebogłosy, albo tak mi się wydawało.
Powoli zaczynałam się bać, a co jeśli nigdy nie wrócimy na powierzchnię? I nigdy nie zobaczymy innych członków naszych watah? Przeraziło mnie to tak, że prawie się rozpłakałam.. Sama śmierć mnie w ogóle mnie nie przerażała, bardziej bałam się że nigdy nie zobaczę watahy. Mortic i Diana wcale nie wyglądali lepiej. Też byli przybici.
Po krótkiej chwili usłyszałam wielki trzask, jakby drzewo się przewracało. Ściana po raz kolejny zaczęła się otwierać, nasza trójka szybko się tam udała. Usłyszeliśmy głos Verny:
- Szybko wychodźcie, musimy uciekać zanim Smok się obudzi!
Jak powiedziała, tak zrobiliśmy, choć zejście z drzewa wcale nie okazało się proste. Na szczęście po krótkiej chwili udało nam się wyjść. Szybko pobiegliśmy za resztą. Z daleka zauważyłam leżąca waderę, nie rozpoznałam jej. Gdy dołączyliśmy do reszty, ja postanowiłam się rozejrzeć i zobaczyć jak wygląda ten smok o którym wcześniej mówiła Verna. Zauważyłam go leżącego na drzewie, ale nie był on martwy. Po dłuższym przyjrzeniu się zauważyłam, ze powoli zaczyna on się poruszać i otwierać oczy. Szybko powiedziałam:
- Mamy wielki problem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz