środa, 20 listopada 2013

(Wataha Jesieni) Od Akine

Ruszyłam się przejść... Nagle straciłam humor, jakbym coś wyczuła w powietrzu, jakby problem. Wdrapałam się na drzewo i usiadłam. Dotknęłam kory drzewa, która po chwili zaczęła świecić na zielono.Pokryłam tym światłem całe drzewo i oparłam się delikatnie o nie. Nagle usłyszałam kroki. Na dole zauważyłam Donatello.
- Hej! - Krzyknęłam patrząc w dół, tak, ze mogłam spaść.
- Akine? - Najeżył się trochę i spojrzał w górę.
- Coś nie tak? - Spytałam podejrzliwie.
- Nie no co ty. - Zaśmiał się nerwowo.
- Nie kłam! - Warknęłam.
- Uważaj, bo zaraz spadniesz i sobie coś zrobisz. Poza tym co to ma być? - Spojrzał na drzewo, próbując zmienić temat.
Uśmiechnęłam się chamsko i lekko odepchnęłam łapami. Zaczęłam spadać. Don szybko złagodził upadek.
- Oszalałaś!? Mogłaś sobie coś zrobić! - Wkurzył się.
- Dobra teraz bez jaj. Nigdy się na mnie nie darłeś, więc gadaj o co chodzi. - Spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Mam gorszy humor. - Odwrócił się.
Teraz to mnie wkurzył.
- Rozumiem, nie ufasz mi. - Powiedziałam.
- Nie, ja naprawdę... - Odwrócił się, by dać jakieś wytłumaczenie.
Przewróciłam go szybko i przygwoździłam do ziemi.
- Nie odpuszczę, powiedz o co chodzi. - Powiedziałam spokojnie.
- Nie. Złaź ze mnie w tej chwili. - Odwrócił łeb w bok.
Coś we mnie zadrżało.... Zeszłam z niego i zaczęłam się oddalać. Nie pobiegł za mną, nie krzyknął. To nie było już podejrzane, miał problem i nie chciał powiedzieć, albo coś chciał powiedzieć, ale się bał. Widocznie chciał dać mi do zrozumienia, że mam go zostawić w spokoju. Mój instynkt jest nieomylny. Zmieniłam się w człowieka i ze złością zaczęłam ciąć drzewo, na szczęście martwe. Gdy się wyżyłam wróciłam do Watahy. Nikogo nie było. Odwróciłam się z irytacją i poszłam w las. Nie wiedzieć czemu wszystkie drzewa, kwiaty i trawa usychały w moim pobliżu. Powlekłam się do Watahy Wody i usiadłam nad pierwszym lepszym strumykiem. Zaczęłam brodzić łapą w wodzie, kiedy ktoś wyszedł zza krzaków.
- Akine? - Zdziwiła się.
- Aniel? Wybacz, tak sobie weszłam na twój teren... - Powiedziałam trochę zmieszana.
- Nic nie szkodzi, ale... Coś się stało? - Spojrzała na żółtą trawę wokół mnie.
- Tak jakby. - Uśmiechnęłam się smutno.
- Możesz mi zaufać.- Uśmiechnęła się.
- Cóż chodzi o Donatello, bo dziś był inny, nawet na mnie nakrzyczał.- Powiedziałam smutno.
- Pytałaś się o co chodzi? - Zapytała.
- Nie chciał mi powiedzieć. - Mruknęłam.
- Może chodzi o jakaś sytuację z Watahy i nie chce Cie martwić? - Powiedziała zamyślona.
- Nie to nie ma sensu, ma jakiś sekret i tyle. - Zmarszczyłam brwi.
- Jesteś pewna? - Zapytała.
- Na tym świecie jesteśmy pewni tylko, że umrzemy. - Odparłam.
- Racja. Spróbuj jeszcze z nim pogadać. - Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Dzięki. Trochę mi lepiej. - Odparłam.
- To dobrze.
- A jak tam u Ciebie? - Zapytałam.
- Nic ciekawego. - Zaśmiała się.
- Ten śmiech jednak mówi co innego. - Wytknęłam język. - Nie musisz mówić, w końcu jeszcze się na tyle dobrze nie znamy. - Dodałam.
- Może jest coś na rzeczy. - Mrugnęła do mnie.
- Mam coś dla Ciebie, wyciągnij rękę.
Zrobiła to bez skrupułów, wiec złapałam ja delikatnie.
- Nie opieraj się. - Szepnęłam dotykając ziemi.
Wyobraziłam sobie kwiat, który będzie do niej pasować i po chwili wyrósł obok mojej dłoni.
Oczy Aniel aż zalśniły.
- Pasuje do Ciebie. - Uśmiechnęłam się, puszczając jej dłoń.
- Dziękuję. - Przejechała dłonią po płatku, który wytworzył świecącą rosę.
- Możesz go zerwać, nie potrzebuje ani wody, ani ziemi. - Oznajmiłam.
- Jak to? - Zdziwiła się.
- Tak go stworzyłyśmy. - Spojrzałam na mój nowy wynalazek.
- Wow. - Odparła krótko.
- Kiedyś może nawet będzie ich więcej, ale na razie jest tylko ten jeden, specjalnie dla Ciebie.
<Aniel, prośba o dokończenie ;D, z góry dzia>

wtorek, 24 września 2013

(Wataha Mroku) od Charlie

Kiedy się obudziłam słońce było już na niebie. Wstałam i postanowiłam przejść się na polane duchów. Nie chciałam iść sama, więc poszłam w stronę groty Donatella. Zamieniłam się w człowieka i ustałam obok ściany w wejściu.
-Hej Donatello, chciałbyś się ze mną przejść na polanę duchów?- zapytałam niepewnie.
-Jasne, czemu nie- odpowiedział
Szliśmy parę minut, aż w końcu dotarliśmy. Było przepięknie, krople rosy błyszczały jeszcze w trawie. Zamieniliśmy się w wilki. Usiadłam i zamknęłam oczy. Poczułam lekki powiew wiatru. Donatello podszedł do mnie i też usiadł. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Jego oczy zwrócone były przed siebie. Wyglądał tak pięknie, a za razem tak tajemniczo. Długo myślałam nad tym, żeby mu powiedzieć co do niego czuję. Bałam się jednak, że nie odwzajemnia tego uczucia, ale mimo to chciałam mu powiedzieć. Odważyłam się przerwać ciszę, która trwała między nami.
-Donatello muszę ci coś powiedzieć...- zaczęłam nieśmiało
-Co takiego?- zapytał
-Ja... zakochałam się w tobie...-odpowiedziałam spuszczając głowę. -Nie wiedziałam jak inaczej ci to powiedzieć...

sobota, 21 września 2013

(Wataha Zimy) od Meg

     Szłam samotnie przez las, aż nagle usłyszałam piski, wrzaski, a potem grzmot i trzask niedaleko mnie. Popatrzyłam się odruchowo wokół mnie i zauważyłam, że jedno drzewo spadało wprost na mnie. Wyskoczyłam natychmiast na pierwsze lepsze miejsce które zobaczyłam, czyli krzaki. Skoczyłam i znalazłam się na jednej zniszczonej polanie. A na środku polany, stała jedna wadera. Wadera, żywiołu ognia. Szok. To ta wadera, którą Aniel zaprosiła, żeby zamieszkała z nami. A ostatnio, długo jej nie było. Byłam wściekła. Czemu mnie zaatakowała?! Byłam na nią bezgranicznie zła.
- Czemu do diabła mnie zaatakowałaś?!
Zapytałam ją przez zaciśnięte zęby.
- Przepraszam. Nie widziałam cię. To było niechcący.
Warknęłam do niej. Przeprosiny mogła wsadzić głęboko gdzieś. Waderze, nagle spięły się wszystkie mięśnie i wykrzyknęła.
- Nie!
 I jej futro zmieniło teraz barwę. Było niczym płomienie. Czekaj... Zmieniło barwę?! Tylko raz o czymś podobnym słyszałam! I to było gdy jeszcze podróżowałam, i spotkałam starego bajarza, który mnie wychował... i nauczył walczyć. To on mnie nauczył większość rzeczy które znam. Staruszek, choć stary, był silniejszy od trzech dobrze wyszkolonych wilków. Kiedyś mi mówił... O wilczycy i jej złej i dobrej naturze... Nigdy nie wierzyłam w co on mówił, bo często mówił też o różnych innych niesamowitych wilkach i ich siłach... A z czego co pamiętam... Mówił że ten ,,przeklęty'' wilk, w czasie przemiany ma słabą orientację. Ale do tego, jest niemal nie zniszczalny. Niemal. Ale wiedziałam, że nie miałam szans. Tą wilczyce, dorwała jakaś klątwa... Mordercza klątwa.
      I wszystko to przypomniałam sobie w ułamku sekundy. Wadera warknęła do mnie, a ja jedynie co zrobiłam, to popatrzyłam na nią złowieszczo. Nie byłam pewna czy ona naprawdę jest zła, czy nie, ale teraz była pod działaniem klątwy. Byłam szczęściarą, że pamiętałam każda historię, które mi opowiadał staruszek... O mój boże! Czyli jak to jest prawda... To wszystko co mi opowiadał staruszek jest prawdą! Oczy wadery dziwnie zabłysły. Wiedziałam instynktownie co chciała zrobić. Szybko skoczyłam jak najwyżej mogłam i wylądowałam za nią. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, jak i przepowiedziałam, że ona błyskawicami próbowała mnie zabić. Wadera nie odwróciła się. Widocznie była zdezorientowana. Znienacka, wokół niej pojawiło się płomienny krąg i zniknęła. A krąg zgasł. Nie wiedziałam co się stało, ale postanowiłam wrócić do watahy.
W końcu doszłam i usiadłam na uboczu jaskini. Zaczęłam myśleć gorączkowo. Powiedzieć to Aniel czy nie? Najłatwiej by było gdyby jej to powiedziała... Ale jednak, wolałabym się upewnić, czy tak na pewno jest zła. Klątwa nią kieruje, czy nie? Czekałam długo, nie byłam pewna ile, ale w końcu, na progu jaskini pojawiła się ta wadera. Imienia nie pamiętałam, ale zamierzałam teraz wszystko się dowiedzieć. Wszystko o niej. Wstałam i podeszłam do niej. Ona popatrzyła się na mnie, na początku wystraszona, ale potem opanowana. Rozpoznała mnie. I dobrze. Teraz w jaskini nikogo nie było, więc mogłam spokojnie ją przepytać.
- Kim jesteś?
Zapytałam ją. Czekałam chwilkę i odpowiedziała na pytanie, pytaniem.
- Kim TY jesteś?
- Jak mi odpowiesz to ci odpowiem.
Jak tak zamierzała ze mną grać, to tak będę też grać. Mam cały dzień.

środa, 18 września 2013

(Wataha Jesieni) Od Akine

Zdziwił się trochę, ale miałam dość jego arogancji i wyszłam. Poszłam w kierunku Watahy Mroku, ale w ostatnim momencie straciłam ochotę. Głośno westchnęłam i pacnęłam na ziemię. Nie chciało mi się ani nigdzie iść, ani tu siedzieć. Nie miałam wyboru wiec usiadłam. Zmieniłam się w człowieka i pacnęłam reszta ciała na ziemię.  Rozłożyłam ręce dłońmi do nieba. Zaczęłam sobie wyobrażać różne drzewa i kwiaty. Nagle moje myśli stały się rzeczywistością.

Wstałam jak poparzona, chyba za bardzo zapragnęłam takiego widoku. Nagle zza krzaków wylazł ogromny niedźwiedź. Wstałam powoli i wyciągnęłam ostrza, po czym zaatakowałam.

Niedźwiedź padł, a ja po chwili obok niego. Byłam zmęczona, ale zadowolona. Po chwili zrobiłam „kołyskę” i usiadłam w siadzie skrzyżnym. Spojrzałam na martwe zwierzę i zaczęłam kręcić głową, a to na prawą stronę, a to na lewą. Wypadło by zrobić coś z jego mięsem, a najlepiej spożyć. Powinnam zatachać go do Watahy, ale jest potwornie ciężki. Zrobiłam zeza ze złości. Po czym ruszyłam swoje szanowne cztery litery i wpadłam na plan. Przeniosłam go ziemią, zaś ja za pomocą moich linek przemieściłam się pod jaskinię. Wydobyłam go na zewnątrz, po czym wciągnęłam za łapę do środka. Z uśmiechem krzyknęłam, że mamy jedzenie, a wilki od razu wyszły.
- Myślę, ze lepiej upiec to mięso. – Powiedziała Epril.
- Masz racje. Pomożesz mi je zrobić? – Zapytałam.
- Nie ma sprawy.
- Panowie, a was bym prosiła o pozbieranie drewna na opał i rozpalenie go. – Powiedziałam.
- A co ja? Darmowa pomoc? – Zapytał Avalin.
- A co ja twoja kucharka? – Zapytałam z wrednym uśmiechem.
- Dobra, ale tylko ten jeden raz. – Mruknął.
- Dziękuję.
Chłopacy zajęli się swoim, a my swoim, potem zrobiliśmy mięso i się najedliśmy.
- Dobra skoro wszyscy najedzeni to możecie wracać do swoich spraw. – Powiedziałam.
- Co do tych map…. – Nagle odezwał się nasz nowy nabytek.
- Słucham. – Odparłam.
- Rozmieszczenie jest nie do końca dobre. – Powiedział.
- Fakt, też bym wprowadziła parę zmian. – Pomyślałam.
- Znasz je na pamięć? – Zdziwił się z lekka.
- Tak. – Odparłam nadal żyjąc w swoim świecie.
- Ziemia do alfy, już coś ustaliłaś? –Zapytał pogardliwie.

- Szczerze to tak, nawet kilka różnych opcji znalazłam. No i chyba musze pionformować inne Watahy, by nie wpadały w niepotrzebne kłopoty.

(Wataha Mroku) nowy członek- Charlie



Imię: Charlie, ale mówią też na nią Rebecca 
Płeć: wadera-samica
Wiek 4 lata 
Stanowisko: Łowczyni
Żywioł: Iluzja
Moce: cieniste pędy, czarna mgła, demoniczne unipegi, czarna wchłaniająca dziura, ciemna tarcza, telepatia, teleportacja, 
Charakter: romantyczna,szarmancka,wesoła,mądra,waleczna,odważna,miła,przyjacielska 
Rodzina: matka zostawiła ją w wieku 10 miesięcy
Partner: szuka godnego partnera
Właściciel: Kornelia213 (Howrse)
Lvl: 1


niedziela, 15 września 2013

(Wataha Wiosny) od Maji

Jako zły wilk chodziłam, no cóż dłuższy czas. Nie mogłam się na tyle uspokoić, aby móc się zmienić, ale przynajmniej mogłam pouczyć się kontrolować swoje złe moce. I pozabijać parę niewinnych zwierzaczków, cóż nie miałam sumienia. Ale kontrolowanie mocy szło mi coraz lepiej. Zauważyłam też, że kiedy jestem w złym ciele łatwiej było mi ją kontrolować, cóż może byłam wtedy bliżej niej i bardziej do niej podobna. Ona po prostu była mi wtedy posłuszna. Jakbyśmy się nawzajem uzupełniały. Tak więc nauczyłam się kontrolować: Kule ognia, Pyrokineze, Telekineze, Elektrokineze, Chronokineze z mocy aktywnych i większość mocy nieaktywnych. Może oprócz przyzywania. Nie byłam już taka niebezpieczna, bo panowałam nad magią, ale byłam wtedy zła i nie miałam sumienia. Mogłabym zabić bez mrugnięcia okiem, bo uczuć też nie miałam. Jak jakaś maszyna do zabijania, więc ostatecznie nie wiem czy się cieszyć czy płakać. Teraz pozostała mi do opanowania tylko umiejętność panowania nad swoimi emocjami, a dokładniej nad swoimi wybuchami gniewu, które mogły być bardzo częste i wyzwalały we mnie przemianę, a wtedy cóż los tego kogoś w pobliżu był nie mal całkowicie przesądzony. Jeśli ruszyłam do ataku już nie mogłam się zatrzymać ani zmienić zdania. Wreszcie udało mi się dotrzeć nad jakieś pustkowia i mogłam się skupić na powrocie do normalności. To było trudniejsze niż przemienić się w złą postać. Dlaczego? To nie sprawiedliwe, że tak łatwo zmienić się w złego kiedy się nie chce, a tak trudno zmienić się w dobrego, kiedy się chce. Ale po pewnym czasie udało mi się wreszcie i poczułam ulgę. Mogłam wrócić do watahy.

sobota, 14 września 2013

(Wataha Mroku) od Akira

     Mam już wszystko poukładane, jestem betą i mam fajnego partnera, lecz coś mnie niepokoiło. Nie wiem co, może to, że samiec alfa jest niezadowolony z przybycia Altaira, ale to co się stało to się nie odstanie. Gdy tak rozmyślałam, wychodziłam z jaskini gdzie jest Altair,pomyślałam, że może poszedł coś upolować. Zamieniłam się w człowieka i poszłam do mojego smoka. Przywitałam się z nią i poleciałyśmy. Zwiedzałam okolice. Zatrzymałyśmy się na chwile, żeby się napić, gdy za krzakami coś zaczęło ryczeć i piszczeć. Okazało się że to był Altair walczący z olbrzymim niedźwiedziem. Zamarłam na chwile, ale musiałam jak najszybciej pomóc. Zamieniła się w wilka. Gdy zwierze mnie zobaczyło uciekło, ponieważ było zmęczone i mocno ranne. Zamieniłam się znowu w człowieka i podbiegłam jak najszybciej do Altaira. Popatrzał na mnie, a potem zemdlał. Miał ogromną ranę na klatce piersiowej. Zabrałam go szybko na smoka, a gdy przylecieliśmy zabrałam go szybko do jaskini i poprosiłam Clanka, żeby go zbadał i opatrzył. Powiedział, że nic mu nie będzie, tylko parę godzin będzie nieprzytomny. Położyliśmy go razem przy wodzie, a gdy wilk już poszedł, położyłam się obok Altaira i czekałam, aż się ocknie.

poniedziałek, 2 września 2013

(Wataha Wiosny) od Maji

Wiecie co? Nie było tak źle i czułam się strasznie dumna ze swoich osiągnięć. Byłam w tej watasze od paru tygodni i jeszcze nikomu nie udało się mnie wystarczająco rozzłościć. Nie żeby jakoś specjalnie się starali, ale teraz byłam łatwym celem. Na tyle, żebym się zmieniła w złego i… cóż zrobiła mu co najmniej krzywdę. A czas działał na moją korzyść. Coraz bardziej panowałam nad sobą. Ostatnio całkowite zapanowanie nad sobą zajęło mi jakieś kilka lat. To powodowało, że byłam bardziej dumna z siebie niż by wypadało i nie martwiło mnie to. Może jestem krwiożerczym potworem, przynajmniej w złym wcieleniu, ale ja naprawdę nie chciałam nikogo zabić, chyba że okaże się wrogiem watahy.  Podsumowując nie chciałam zrobić krzywdy nikomu przez przypadek.  Ale mimo tysięcy lat i doświadczenia nadal byłam tak samo głupia jak na początku, bo cóż im bardziej byłam z siebie dumna tym bardziej byłam pewna siebie. A to oznaczało, że przestawałam się pilnować. Ale no cóż musiałam nadal ćwiczyć swoją moc, która nijak nie chciała ze mną współpracować. Chciała, żebym puściła ją wolno i nie ograniczała jej, a ja miałam ją zmusić do posłuszeństwa. Uhh… nie pytajcie jakie są moje szanse, bo były małe. Z każdym dniem rosły i zwyciężałam, ale musiałam trenować. Wyobraźcie sobie mrówkę próbującą zatrzymać słonia. No może trochę przesadziłam. Zamiast mrówki niech będzie jakiś ptak np. jaskółka.  Moje miejsce do ćwiczeń było zmasakrowane, ale cóż lepiej dalej siać spustoszenie w tym samym miejscu niż siać spustoszenie w całym lesie.  Nie chciałam się zamieniać jeszcze w złego. Było jeszcze za wcześnie. W tej postaci jestem najsilniejsza, jeśli chodzi o moce, ale moje szanse na zapanowanie nad sobą gwałtownie malały. I byłam o wiele bardziej drażliwa. Rozumiecie? Musiałam się zezłościć, żeby się zmienić wtedy gniew zaczynał we mnie szaleć. Jeszcze trudniej jest wtedy nad nim zapanować.  Dzisiaj postanowiłam potrenować trochę aktywną moc. Kiedyś musiałam to zrobić. Postanowiłam zacząć od elektrokinezy, pozostawiając ogień na koniec. Dlaczego? Bo ogień to był mój żywioł. Wyzwolenie z siebie mocy ognia aktywowała złość. Nad tą mocą zawsze było mi najciężej zapanować i sprawiała największe kłopoty. Elektrokineza była bezpieczniejsza. Skupiłam się, zamknęłam oczy i poszukałam w swoim umyśle pokładów energii. Otworzyłam oczy i spróbowałam wyzwolić moc. Nie było nawet iskierki. Spróbowałam znowu i jeszcze raz i jeszcze i jeszcze… I tak z tysiąc razy. Wiem, przesadzam. Ale zajęło mi to ze dwie godziny i nic. Nawet iskierki. „Może ta moc zniknęła?” Zastanowiłam się. Ale to było niemożliwe. Moc wzrastała nie znikała. Zresztą czułam ją w sobie. Czułam prąd przepływający po moim ciele. Nie potrafiłam tylko go wyzwolić na zewnątrz. Znowu zaczęłam próbować, ale po paru próbach moja cierpliwość się skończyła i zaczęłam się złościć. I nagle bez ostrzeżenia potężny ładunek elektryczny opuścił moje ciało i zwalił najbliższe drzewo. Tego co stało się później nikt nie przewidział. Zza drzewa wyskoczyła wilczyca.  Chyba była zła. Gdyby umiała zabijać spojrzeniem już bym nie żyła. Chyba mówiła coś przez zaciśnięte zęby, ale ja nic nie słyszałam.
- Przepraszam- powiedziałam do  niej- Nie widziałam cię. To było niechcący. – Wilczyca tylko warknęła. Nie pomogło mi to w walce z moim wewnętrznym gniewem, który narastał. I chwile później znajome ciepło rozlało się po moim ciele. Zaczęło parzyć mi wszystkie łapy, głowę, uszy, tułów. Po prostu wszystko. Znajome uczucie i to ciepło i ta bezsilność. Nic nie mogłam już zrobić, nie umiałam tego powstrzymać. Krzyknęłam tylko:
- Nie!- i już było po wszystkim. Gorąco, złość, gniew i zło przygniotło mnie, ubezwłasnowolniło. Nie w znaczeniu dosłownym mnie przygniotło, chociaż tak się czułam. Wszystkie inne uczucia i odruchy zostały stłamszone, moja wola przestała istnieć. Teraz byłam krwiożerczym potworem nastawionym na zabijanie.  Warknęłam na wilczyce zza zaciśniętych zębów. A ona tylko stała i patrzyła się na mnie złowieszczo.  Marzyłam o cofnięciu czasu, nie chciałam, żeby to się wydarzyło, ale to wszystko było niczym. Nie miałam już żadnej władzy. Spojrzałam na wilczyce, a z moich oczu wyskoczyły dwa pioruny i leciały wprost na nią, ale zanim ją dosięgły ona zniknęła. Nie wiedziałam co się stało, ale mało mnie to obchodziło. Zaczęłam intensywnie mrugać. Przynajmniej to mogłam zrobić i chwile później byłam już gdzieś indziej.

(Wataha Lata) od Evangeliny


Weszłam na tereny jakiejś watahy. Czułam to...
Chodziłam po lesie parę dni i nic nie znalazłam. Ech... Usłyszałam kogoś głos. Więc poszłam w tym kierunku. To był chłopak. Płakał.
- Czemu płaczesz?- spytałam.
- Ym... co?- widziałam że ociera łzy.
- Pytałam czemu płaczesz?- uśmiechnęłam się.
- Ja wcale nie... no dobra, dziewczyna mnie zostawiła nie wiem dlaczego. - powiedział...
- Biedaku musiałeś ją strasznie kochać, nie przejmuj się zdarza się, może chciała wieść samotne życie.
- Masz racje... nawet wiele na to wskazywało.
- Będzie dobrze, na pewno znajdziesz sobie inną.- spróbowałam go pocieszyć.
- Jak ci na imię i co cię tu sprowadza?- spytał.
- Jestem Evangelina, ale mów mi Evie ,poszukuję dla siebie watahy. A ty?
- Jestem Kondrakar, ale mów mi Kondro, jestem z Watahy Lata.
Może chciałabyś do nas dołączyć?
- Jesteś alfą?
- Nie, ale zaprowadzę cię do niej.- zmieniliśmy się w wilka. Kondro ciągle się na mnie patrzył...
- Co? Mam brudny nos ,że tak się mi przyglądasz?- zdziwiłam się
- Nie... ale kogoś mi przypominasz... a zresztą lećmy już do alfy.
Leciałam tuż za nim. Gdy dolecieliśmy do jaskini jakaś wadera właśnie z niej wychodziła. Podlecieliśmy do niej
- Verno to jest Evangelina. Czy może dołączyć do naszej watahy?
- Jasne, witaj w watasze Evangelino.- uśmiechnęła się.
- Proszę mów mi Evie. - powiedziałam.
- Dobrze Evie. Teraz przepraszam, śpieszę się gdzieś, Kondro pokaż jej posłanie.
- To twoje posłanie, musisz być zmęczona po podróży, zdrzemnij się.- wskazał mi posłanie.
- Dzięki Kondro.- powiedziałam i położyłam się.
Czułam że Kondro się na mnie patrzy, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Momentalnie zasnęłam.
Obudziłam się w nocy. Inne wilki jeszcze spały. Wyszłam z jaskini i poszłam gdzie mnie łapy poniosą. Po nie długim marszu doszłam do jakiegoś urwiska. Przemieniłam się w człowieka i położyłam się na skraju urwiska. Patrzyłam na gwiazdy. Nagle zobaczyłam spadającą gwiazdę. Od razu pomyślałam życzenie.
~ Chciałabym...żeby tu ktoś przyszedł ~

(Wataha Lata) od Leyli

Wstałam skoro świt i pobiegłam szukać tej
całej smoczycy Nel o której wspomniał Deep.
Pobiegłam na smocze tereny i zaczęłam wołać:
- Hej Nel! Nel gdzie jesteś?
Nagle przed oczami wyskoczyła mi wielka smoczyca powietrza:
~Hej to ty jesteś Leyla? Deep dużo mi o tobie mówił.~
- Tak ,jestem Leyla, a ty to Pewnie Nel?
Deep też mi wspomniał o tobie to postanowiłam cię poznać.- uśmiechnęłam się do smoka
~ No i oto jestem.
- Ta, Hehe.- Czułam się nieco głupio, nigdy ze smokiem nie gadałam, nawet nie wiedziałam ,że istnieją...
*Extra, zawołałam smoka i nie wiem o czym z nim gadać...
ech zawaliłam sprawę...*- zaczęłam się zastanawiać co teraz?
~Nie zawaliłaś sprawy, każdy ma prawo nie wiedzieć o czym gadać.~ smoczyca uśmiechnęła się pokazując swoje szczęki.
Zapomniałam ,że one porozumiewają się przez telepatię.
- Dzięki, ale wole nie widzieć twoich strasznych szczęk...
~Bez takich komplementów proszę, ja jestem łagodna, nie tak jak Lilight...
- Kto to Lilight?- zdziwiłam się
~Moja znajoma, smoczyca powietrza jak ja.
~~Ktoś mnie wołał?~~
Nadleciała wielka smoczyca z zawiązanymi chustą oczami oraz świecącym krzyżem na brzuchu i kilkoma pierzastymi skrzydłami zrobiła wiatr.
-Łał jest piękna.- zachwyciłam się
~~Jak chcesz mogę być twoja.
- Naprawdę?
~~Tak, wystarczy ,że mnie dosiądziesz.
Wstałam i powoli podleciałam do smoczycy, gdy na nią usiadłam
ruszyła jak szalona na przód! Prawie z niej spadłam ,ale powiesiłam się na
jej szyi tak jakbym była na koniu ,który mnie poniósł i gdy mój ciężar jej zaczął przeszkadzać zatrzymała się.
~~Jestem twoja... udało ci się mnie zatrzymać jak nikomu.
- To miło ,ale może mogłabyś zlecieć na ląd!- powiedziałam ,bo smoczyca fruwała w miejscu na niebie ,a ja wisiałam na jej szyi...
~~Oj no tak, wy wilki wolicie stały ląd.~ powiedziała i zleciała do lasu gdzie czekała Nel.
~No ,niezłe widowisko! Gratulacje.~chwaliła mnie Nel
Zeszłam z Lilight i poprosiłam by odleciała, ta posłusznie zniknęła w ciągu chwili. Zostałam z Nel.
-Nel, powiedz co Deep o mnie mówił?
~No cóż, mówił ,że trudno mu powiedzieć ci co czuje w głębi serca i ,że nie zawsze go słuchasz... no i on nie chce się kłócić.
-Niewiedziałam, że tak mu na mnie zależy...
~W końcu to twój partner.
- Masz racje Nel.- powiedziałam i pojawił się Deep.
- Cześć.
- O Deep... Nie zauważyłam cię. Właśnie rozmawiałam z Nel...- miałam mu powiedzieć o naszej rozmowie kiedy zauważyłam ,że on dziwnie mi się przygląda...
- Co ty wyprawiasz?
- Ja... tak tylko się tobie przyglądałem - skierował wzrok w górę i zrobił się czerwony jak burak.
- Wiesz... Chciałam ciebie przeprosić za tą całą sytuację. Ja nie chcę się z tobą kłócić - spojrzałam na Deepa smutno.
- Ja też nie... - liznął mnie w policzek.
~ Och, jakie to słodkie... - odezwała się Nel, ale po chwili zamilkła.
- Dlaczego nie czekałaś na mnie w jaskini, wiesz jak ja się martwiłem?
- Dość długo spałeś, dlatego postanowiłam iść sama. Mam nadzieję że się na mnie nie gniewasz.
- Jak mógłbym się na ciebie gniewać? - przytulił mnie. Po chwili Nel wybuchnęła płaczem.
- Co się stało? - zapytał smoczycę zdziwiony.
~ P-po prostu... to takie romantyczne!
Razem z Deepem zachichotaliśmy.
~No co? - powiedziała oburzona Nel.
- Nic, nic...
Był już wieczór, gwiazdy mocno świeciły na niebie, Nel odleciała.
Siedzieliśmy z Deepem obok siebie obserwując gwiazdy.
Przemyślałam to i owo i uznałam ,że Deep chce mieć rodzinę. W ludzkim świecie jestem nastolatką ,ale tu czuję się jak dorosła...
Może właśnie tu założę rodzinę i zacznę nowe życie? Tak, jestem pewna.
-Deep, muszę ci coś powiedzieć...
- Co Leylo?
- Niedawno pytałeś o szczeniaki... i tak pomyślałam ,że mogłabym być matką, a ty ojcem.
- Leyla naprawdę tego chcesz?- Deep wstał gwałtownie patrząc na mnie wyczekująco
- Wszystko dla ciebie.- pocałowałam go kładąc na ziemię, a to co się działo potem to już inna historia........

(Wataha Lata) od Kondrakara

Zbudziłem się późnym popołudniem, chciałem zobaczyć się z Nikitą.
Szczęście mi dopisało, Niki właśnie szła do jaskini, ale jakaś spięta ,bo na mój widok brała głęboki oddech. Podszedłem do niej i miałem ją pocałować na przywitanie kiedy odezwała się sucho:
- Wybacz, ale musimy zakończyć nas związek... Nie nadaję się do tego. Zasługujesz na kogoś lepszego.- gdy to usłyszałem poczułem cisnące się w moich oczach łzy i ze szklistymi oczami widziałem uciekającą w las Nikitę... poszedłem powoli w postaci człowieka za jej śladami, ale w połowie drogi leśnej zniknęły.
- Ale dlaczego.... dlaczego mnie opuściłaś... czy zrobiłem coś nie tak?- schyliłem łeb w dół i po policzku spłynęły mi łzy.
- Czemu płaczesz?- usłyszałem głos dziewczyny, a gdy uniosłem głowę ze zdziwioną miną popatrzyłem na piękną czerwono włosa dziewczynę ze skrzydłami.
-Ym... co?- zamrugałem oczami i otarłem łzy znów się na nią patrząc.
- Pytałam czemu płaczesz?- uśmiechnęła się promieniując w słońcu.
- Ja wcale nie... no dobra, dziewczyna mnie zostawiła nie wiem dlaczego.
-Biedaku musiałeś ją strasznie kochać, nie przejmuj się zdarza się, może chciała wieść samotne życie.
- Masz racje... nawet wiele na to wskazywało.- stwierdziłem po kilku przemyśleniach. Nikita ciągle gdzieś znikała, łaziła sama, ledwo ze mną gadała przejmując się sprawami Verny, ostatnio nawet zauważyłem ,że odrzuca swego smoka.
- Będzie dobrze, na pewno znajdziesz sobie inną.- pocieszała mnie nieznajoma.
- Jak ci na imię i co cię tu sprowadza?
- Jestem Evangelina, ale mów mi Evie ,poszukuję dla siebie watahy. A ty?
- Jestem Kondrakar, ale mów mi Kondro, jestem z Watahy Lata.
Może chciałabyś do nas dołączyć?
- Jesteś alfą?
- Nie, ale zaprowadzę cię do niej.- zmieniłem się w wilka ,a gdy Evie też się zmieniła zacząłem się zastanawiać czy czasem jej nie znam... wyglądała znajomo...
- Co? Mam brudny nos ,że tak się mi przyglądasz?- zdziwiła się
- Nie... ale kogoś mi przypominasz... a zresztą lećmy już do alfy.- powiedziałem i polecieliśmy do jaskini.
Verna właśnie wychodziła z jaskini, podleciałem do niej i powiedziałem:
- Verno to jest Evangelina. Czy może dołączyć do naszej watahy?
- Jasne, witaj w watasze Evangelino.- uśmiechnęła się Verna do Evie.
- Proszę mów mi Evie.
- Dobrze Evie. Teraz przepraszam, śpieszę się gdzieś, Kondro pokaż jej posłanie.- powiedziała Verna i poszła.
- To twoje posłanie, musisz być zmęczona po podróży, zdrzemnij się.- wskazałem jej posłanie naprzeciw mojego zarumieniony na twarzy, chyba się zakochałem...
- Dzięki Kondro.- powiedziała Evie i położyła się na posłaniu.
Ja położyłem się na swoim i nie mogłem oderwać oczu od Ślicznej Evie, która po chwili zasnęła.

sobota, 31 sierpnia 2013

(Wataha Jesieni) Od Akine

Przez całą noc obserwowałam gwiazdy, rano patrzyłam na słońce, potem poszłam się przejść. Wyczułam, że ktoś próbuje wejść na moje tereny. Pobiegłam w miejsce gdzie pękła bariera.
- Czego tu szukasz? – warknęłam.
Ten tylko mnie obszedł, jak by mnie sprawdzał, w tym czasie zdążyłam się zorientować, że włada tym samym żywiołem.
- Władasz Ziemią. – Powiedziałam łagodniejąc.
- Ty także, ale ja nie rzucam Ci się do gardła.
-  Wybacz. –postanowiłam odegrać tą miłą. – A więc, czego tu szukasz?
- Wydaje mi się, że innych magów Ziemi.
- Chyba najpierw powinieneś pogadać z Alfą. – Powiedziałam pewnie.
- To takie tu zasady panują? – Zapytał ironicznie.
- Nieeee, no co ty, tutaj sobie chodzisz gdzie chcesz i ignorujesz czy ktoś Cię zna czy nie. – Postanowiłam trochę mu się odgryźć.
- Się tak nie odgryzaj. To gdzie twoja wielmożna Alfa? – Zapytał wrednie.
- Miło poznać. – Spojrzałam na niego przeszywająco i chłodno.
- Wiec to ty…. – Zamruczał pod nosem.
- Czego jeszcze tu szukasz? – Zapytałam.
- Cóż, może dołączę do was? – Zaproponował, ale coś mi w nim nie grało.
- Dobra. Choć. – Odwróciłam się i ruszyłam do groty.
Basior patrzył dość zainteresowany na wystrój, no ale jestem waderą to co się dziwić, że tak tu urządziłam?
- Ty będziesz spać tam. – Pokazałam łapą na wnękę.
Basior lekko zdziwiony ruszył do wskazanego miejsca. Wszedł i pewnie się uśmiechnął, bo miał trochę miejsca dla siebie, jak każdy tutaj. Trochę prywatności się należy. Wilk wyszedł.
- Tak przy okazji to Akine jestem. Masz mapy z pułapkami, aha i w tym miejscu jest jaskinia naszych smoków. – Pokazałam.
- Avalon. Mam to przestudiować? Smoki? Tutaj? – Pytał.

- Jeśli nie chcesz wpaść w pułapkę to tak. Niedawno do nas przybyły. Prawdopodobnie będzie ich więcej.- Odpowiedziałam.

(Wataha Lata) od Verny

Położyłam się na posłaniu i zasnęłam.
,, Byłam w ciemnym lesie. Nie widziałam nic poza jasnymi żółtymi ślepiami patrzącymi wprost na mnie. Wzdrygnęłam się ale nie mogłam oderwać od nich wzroku. Były takie hipnotyzujące.
- Kim jesteś? - Zapytałam cicho ale stanowczo.
Usłyszałam trzask i z krzaków wyłoniła się... ja, jedyną różnicą między nami była czerwona szrama która przecina oko .
- Tobą. - Powiedziała z błyskiem w oku.
- Jak to? - Zapytałam zaintrygowana jednocześnie lekko przerażona.
- Jestem tutaj tylko dla jaj. - Odparła beznamiętnie.
Spojrzałam na ranę wadery. Ta widząc jak się patrzę powiedziała:
- Nie gap się na nią.
Przytaknęłam po czym zaczęłam się rozglądać po okolicy. Nie znam tego miejsca.
- Dobra, koniec tego nawijania. Do rzeczy. - powiedziała druga "ja".
- O co chodzi? - usiadłam. To było dość nierozsądne bo jej mogłam jej ufać. Ale to przecież sen prawda?
- Jesteś w niebezpieczeństwo. - Prychnęłam.
- Wątpię. - odparłam.
-To nie się nie zdziw. W tej chwili nas obserwują.
- Kto? "
           Nie dostałam odpowiedzi bo ktoś obudził mnie do snu. To dobrze bo nie miałam zamiaru tam być dłużej. Poczułam ze ktoś chce wejść do mojego umysłu dlatego się rozbudziłam. Otworzyłam swój umysł i w mojej głowie zabrzmiał głos.
~  Verna? Tu Aoime.  M-muszę ci coś powiedzieć… Mój czas dobiegł końca, muszę was opuścić…
~ Co? Jak to?
~ Odwiedź mnie kiedyś…
Połączenie się urwało a ja poczułam się Aoime odeszła. Westchnęłam ze smutkiem. Chociaż ostatnio się kłóciłyśmy byłyśmy jako tako przyjaciółkami.
Souvenir, Perrie a teraz Aoime. Ta trójka była najbliżej mnie, a ta trójka już nie żyje. To smutne.
     Wstałam i się rozciągnęłam. Wyszłam na zewnątrz. Słońce dopiero wyłaniało się spod horyzontu więc położyłam się przed grotą i leżałam, leżałam nic nie robiąc.

(Wataha Jesieni) od Avalon'a

Życie w pojedynkę nie mijało zbyt kolorowo. Nie to, że miałem problemy z jedzeniem, czy z przeżyciem, ale chodziło bardziej o chęć otworzenia do kogoś gęby raz na parę dni, nawet jeśli miałoby to być w celu dogryzienia komuś. Gadanie do drzew jest taaakie nudne.
Gapiłem się w swoje odbicie, szukając czegoś nowego, czegokolwiek, co dałoby jakąś nową myśl, nadleciał moja płomykówka ze szczurem w szponach, następnie połknęła go w całości.
- Chciałem ci życzyć smacznego, ale już po fakcie.
~  Paręnaście kilometrów dalej jest jakaś bariera, a dalej czułem lekką woń wilków. Sprawdzimy to? Uciekła mi tam zdobycz.
- Teraz?
~ Czemu by nie.
- Prowadź.
Pędziliśmy między drzewami, co pewien czas wybiegając na soczystą łąkę i płosząc jelenie i zające, cudownie było tak czuć wiosenny wiatr w futrze.
Faktycznie, spory kawał dalej znajdowała się swego rodzaju bariera, zawsze, gdy próbowałem za nią przejść, odpychała mnie na odległość kilku metrów, nie pozwalając wejść.
Zszedłem pod ziemię, tutaj też obejmowała, ale była znacznie słabsza. Skoncentrowałem się na tym, żeby zrobić w niej niewielką dziurę.
„Bańka mydlana” rozdarła się, więc wślizgnęliśmy się z sową do środka. Cóż, znacznie się ochłodziło, liście na drzewach były różnokolorowe, a trawa wyblakła od słońca, również wiatr był ostrzejszy. Hm.
Drogę zastąpiła mi jakaś wilczyca.
- Czego tu szukasz? – warknęła
Okrążyłem ją, nie spuszczając z niej wzroku. Była całkiem ładna, miała apetyczne ciało, ale nie czas na rozmyślanie o jej kształtach, gdy prawdopodobnie ma mnie za intruza i planuje już moją śmierć.
Nie odpowiadałem, zamiast tego starałem ją wyczuć i dowiedzieć czegoś. Ona widocznie robiła to samo.
- Władasz Ziemią. – rzuciła i odrobinę złagodniała.
- Ty także, ale ja nie rzucam Ci się do gardła.
-  Wybacz. – uspokoiła się i stanęła w miejscu. – A więc, czego tu szukasz?
- Wydaje mi się, że innych magów Ziemi.

piątek, 30 sierpnia 2013

(Wataha Jesieni) nowy członek- Avalon

                                   http://1.bp.blogspot.com/-LTg-nHr_Gvc/UXPyIfP_xMI/AAAAAAAAALc/A2TdXH2gzLM/s320/The_Guardian_by_Raiiiny.png                                             http://fc09.deviantart.net/fs29/f/2008/159/1/f/No_long_good_bye_by_LAMP_ag.jpg
Imię:  Avalon
Płeć: Samiec
Wiek: 69 lat
Stanowisko: Szaman
Żywioł: Ziemia
Moce: Kontroluje chmury i opady, rośliny i kamienie, czerpie energię z ziemi, potrafi zadać ból niewielkiej istocie spojrzeniem, potrafi na krótki czas obrać postać którejś z istot nieożywionych, porozumiewa się z entami i zwierzętami, telepatia,  jego moc wzbiera na sile o świcie
Charakter: Sarkazm to jego drugie imię, świetnie maskuje emocje, czeluści jego umysłu można opisać jednym słowem – zmienny, (Czasem niemalże jak kobiety w ciąży), na ogół wredny, pyskaty, tajemniczy, ale i odważny, waleczny oraz sprytny, jest impulsywny, ale cierpliwy, stanowczy, nieraz brutalny, nieobliczalny, uwodzicielski, śmiały, nienawidzi, gdy inni nim dyktują, na szacunek trzeba zasłużyć, romantyk, trudno mu zaimponować, czasem, gdy ma dobry dzień potrafi być prawie miły.
Rodzina: Prawdopodobnie nadal żyje
Partner/Partnerka: Aktualnie brak, samo zaspokajanie się mu zbrzydło, więc…
Właściciel: Klaudiolina (hwr)

(Wataha Lata) od Aoime

- Aoime…
Jedwabisty głos powtarzał moje imię, powoli wybudzając mnie z letargu.
- Aoime…
Nie miałam pojęcia, co się dzieje… Ani gdzie byłam.
Próbowałam za wszelką cenę otworzyć oczy, lecz nie mogłam. A może… ja ciągle miałam otwarte?
- Nie próbuj, samoistnie wzroku nie odzyskasz.
- Kim jesteś? – próbowałam brzmieć groźnie.
Nic, zero odpowiedzi, powtórzyłam pytanie.
-  Po prostu chodź za mną.
- Jak? Przecież nic nie widzę.  – mruknęłam.
I wtedy na chwilę rozbłysło się światło, niewielka łuna tak miłego i przyjemnego z pozoru, białego światła.
 -  Podążaj za światłem.
Nie wiem, wydawało mi się, że dźwignęłam się na nogi i zaczęłam iść w stronę głosu. Tak, szłam dobrze, bo co chwilę światło błyskało na biało, wabiąc mnie, niczym pająk wabi muchy w swoją sieć.
Uderzyłam głową o ścianę, mam nadzieję,  że to była ściana. Cofnęłam się, łapiąc się kurczowo głowy.
- Cholera.  – zaklęłam.
Wtem przeniosło mnie do świątyni. Była piękna. Bogato zdobiona, i ogromna. Kobieta ruszyła korytarzem, nakazując mi iść za sobą, zaprowadziła nas do pokoju, który calutki, od podłogi, po sufit, wypełniony  był moimi podobiznami, momentami z mojego życia.
Ktoś tu ma niezłą obsesję, pomyślałam.
- Widzisz tą ramkę, o tu? – wskazała palcem na kawałek białej ściany w złotej ramce. – Jest pusta. Teraz musimy zdecydować, co w niej będzie.
To przecież banalne, jakby nie mogła dać mi spokoju, a ja żyłabym sobie dalej spokojnie, a ta scena zapełniłaby się sama. Nie wiedziałam, o co chodzi.
- Chyba się nie domyślasz. – Uśmiechnęła się i pokazała dołeczki. – Otóż, umawiałyśmy się, twój czas dobiegł końca.  – spojrzała mi prosto w oczy. – Masz wybór, albo jeszcze tydzień żyjesz w krainie DW, albo zostajesz z nami na wieczność i osądzasz umarłych.
Cóż, szczerze? Zupełnie zapomniałam o tym układzie… Czas przeleciał tak szybko.
- M-mogę jakoś powiadomić Vernę?
- Masz dwie minuty. – mruknęła.
Skupiłam się, telepatia nie szła mi zbyt dobrze, po dłuższym czasie wyczekiwania udało mi się wejść do jej umysłu.
~  Verna? Tu Aoime.  M-muszę ci coś powiedzieć… Mój czas dobiegł końca, muszę was opuścić…
~ Co? Jak to?
~ Odwiedź mnie kiedyś…
I więź urwała się, a drzwi zamknęły się na zawsze…

piątek, 23 sierpnia 2013

(Wataha Mroku) nowy członek- Black Rose



Imię: Black Rose
Płeć: Wadera/Samica
Wiek: 3 lata ( nieśmiertelna)
Stanowisko: Wojowniczka
Żywioł: Mrok
Moce: Zmienia się w cień i w czarną mglę; potrafi przemienić się w kruka i zrobić tak, że gdy ktoś na nią skoczy to on przenika przez nią, gdy zawyje na niebie robią się czarne chmury i błyskawice i pojawiają się silne wiatry, Ma wizje i zmienia się w człowieka
Charakter: Przyjacielska tylko dla najbliższych osób, wredna, nielitościwa, walczy do końca, nie da się pokonać, współczująca, dzielna, mądra
Rodzina: Nie żyje
Historia (+) : Była alfą w Watasze Ddead Wolf, lecz niestety została wygnana przez wroga. Uciekła. Szukała schronienia. Znalazła Watahę Mroku. Dołączyła.
Partner/Partnerka: Szuka
Właściciel: Kinma (Howrse)
Lvl: 1

(Wataha Lata) nowy członek- Evie



Imię: Evie (skrót od Evangelina)
Płeć: Wadera
Wiek: 17 lat
Stanowisko: Wyrocznia
Żywioł: Powietrze
Moce: Stan powietrznego wilka, niewidzialność, teleportacja, przewidywanie przyszłości, telekineza, jest zaklinaczką, rozmowa z wiatrem. Potrafi zmieniać się w inne zwierzęta.
Charakter: Miła, pomocna, lubi irytować innych i przebywać w samotności, silna wola i charakter, spostrzegawcza, zawsze stawia na swoim, inteligentna, tajemnicza.
Rodzina: Nie pamięta jej...
Partner/Partnerka: szuka
Właściciel: Kozusza (Howrse)
Lvl: 1

wtorek, 20 sierpnia 2013

(Wataha Zimy) od Meg

     Siedziałam spokojnie przy jeziorze, w wilczej postaci. Jak zwykle, patrzyłam na wodę i rozmyślałam parę ważnych, dla mnie, spraw. Na przykład, czy kiedyś dowiem się kim byli moi rodzice? Wątpię.
Niespodziewanie, jakiś podejrzany ruch spowodował małe fale w jeziorze. To na pewno nie naturalne. Coś musiało być pod wodą. Bez większego namysłu, weszłam do wody. Szłam coraz głębiej, i głębiej. Aż doszłam do środka jeziora. Nic. Wszystko wydawało się, że jest porządku. Ale tak nie było. Bo jeden gad, właśnie bezszelestnie przypłynął do mnie od tyłu i popatrzył się na mnie.
Smoki są niebezpiecznymi stworzeniami. Potrafią z łatwością zabić każdego kogo spotkają na drodze. Całe szczęście, byłam w wodzie, więc mogłam łatwo i szybko oddalić się od tego gada. Siłą wody, spowodowałam, że wystrzeliłam jak gejzer, jak najdalej od smoka. Zatrzymałam tę siłę, blisko brzegu, i zaczęłam biec, prostą drogą do jaskini Aniel. Byłam przerażona. Ale w trakcie drogi, ten sam gad wylądował przede mną, zatrzymując mnie na miejscu.
- Sorka! Nie chciałam cię wystraszyć.
- Okeej... Wiesz... Ja.... Ty nie chcesz mnie skrzywdzisz? - spytałam niepewnie, smoczycę. Tak, to na pewno smoczyca. A z mojego pytania, zaczęła się śmiać. Zdziwiło mnie to.
- Nie, oczywiście, że nie. Widocznie nic nie wiesz! Zaraz ci wszystko wytłumaczę...
I zaczęła wszystko opowiadać, co się ogólnie dzieje. Co tu robi, czemu... I uwierzyłam w to, co mi mówiła.
- I jak widzisz, możemy tu zostać i zostać waszymi towarzyszami. A propo... Czy mogę być twoją towarzyszką? Jesteś pierwszą osobą którą widzę, oczywiście, oprócz Alf watahy do której należysz... Mogę?
Zatkało mnie. Ta smoczyca, może i dużo mówiła, ale ją polubiłam.
- Jasne. Czemu nie.
- Super, jak się zwiesz? Ja jestem Luna.
- Mam na imię Meg. Miło mi cie poznać, Luno.
Smoczyca uśmiechnęła się do mnie szeroko. Odwzajemniłam jej równie szerokim uśmiechem. Bardzo ją polubiłam. Czułam się przy niej bardzo swobodnie. Tak lekko.
Spacerowałam z  smoczycą i rozmawiałam. Pierwszy raz od paru miesięcy, rozmawiałam z kimś o wszystkim, bez strachu i wstydu, że powiem coś głupiego, lub coś co sprawi jej, albo mi przykrość. I dzięki temu, poczułam się dużo lepiej.

(Wataha Lata) od Nikity

Obudziłam się wczesnym rankiem, jeszcze przed innymi, tak więc wyszłam na zewnątrz.
~ A więc jest z ciebie ranny ptaszek ~ usłyszałam głos smoczycy w głowie.
~ Jak? ~ Zdumiłam się, ale po chwili przypomniałam sobie, że nie chcę jej mieć. ~ Spadaj z mojej głowy.
~ Łącze telepatyczne ~ wytłumaczyła usłużnie. ~ Raczej nie da się go wyłączyć.
~ Świetnie ~ mruknęłam w myślach. ~ Ja cię do mojej głowy nie zapraszałam, a teraz się ucisz z łaski swojej.
~ Zachowujesz się jak dziecko ~ zauważyła. ~ Rozpieszczone, kapryśne dziecko.
~ Jeśli masz jeszcze jakieś uwagi to zachowaj je dla siebie ~ odparłam.
~ Mam ich dużo ~ czułam jak w myślach się uśmiecha.
Zignorowałam ją i ruszyłam zapolować, a potem pograć na harfie.
Kiedy już skończyłam było około 6 nad ranem, tak więc było przede mną jeszcze dużo dnia, a szkoda było go marnować w watasze... W pobliżu Vendey (mojej smoczycy).
Nie wiedziałam co wszyscy widzieli w tych smokach?
Dlaczego tak je fascynowały?
Nie rozumieli, że smoki to nie jest całe życie?
Westchnęłam ciężko.
Mi się w dodatku trafiła druga w hierarchii smoczyca, która ma niewyparzony język.
Jakiś ogromny pech...
Na pewno obeszłabym się i bez smoka.
Zezłoszczona zaczęłam ćwiczyć moje nowe moce miotania elektryczności, aż w końcu padłam na ziemię zmęczona.
Było południe, a ja zdemolowałam daleką część lasu.
Drzewa były połamane.
W dodatku siedem razy musiałam gasić pożar.
Ciekawe co robi Kondrakar?
No i co robi Verna?
Ale wracając do mojego partnera... Nie czułam się odpowiednia do tego typu związku.
Chyba faktycznie powinnam to zakończyć, skoro nigdy nie założę rodziny.
Mam w sobie krew wędrowniczki i takie prowadziłam życie, więc posiadanie rodziny, chłopaka czy szczeniaków jest dla mnie równe z niemożliwością.
Wstałam i westchnęłam.
Jako człowiek zaczęłam biec przez gałęzie, ćwicząc tym samym swoją wytrzymałość fizyczną.
Wbrew pozorom to niby delikatne ciało potrafiło znieść naprawdę długo dystansowe biegi z narzuconą dużą prędkością.
W końcu znalazłam się przed jakinią i wzięłam raz jeszcze głęboki oddech, widząc Kondrakara.
- Wybacz, ale musimy zakończyć nas związek - wyrzuciłam z siebie. - Nie nadaję się do tego. Zasługujesz na kogoś lepszego.
A potem zwiałam do lasu jak tchórz.
~ Mądrze postąpiłaś ~ usłyszałam głos smoczycy.
~ Jesteś ostatnią osobą od której chciałabym to usłyszeć ~ odparłam.
~ Po prostu nie pasujecie do siebie na dłuższy dystans ~ powiedziała.
~ Aha ~ odparłam w myślach, nie wiedząc co powiedzieć.
Nie wiem czego się spodziewałam z mojej strony...
Łez...? Nie uroniłam ani jednej.
Rozdzieranego serca...? Niestety, było zimne i na swoim miejscu.
A może oczekiwałam ulgi, że mam to pożegnanie za sobą? Nie byłabym tego taka pewna.
Ale nie czułam też bólu, więc było dobrze pod tym względem.
Jedynie poczucie winy, palące poczucie winy, potrzebę przeproszenia, ale nie było mnie na przeprosiny stać, ale gdyby zaczął dociekać co się stało, to bym...
- No i znowu zawaliłam sprawę - westchnęłam. - Ja i miłość to są dwa przeciwieństwa.