wtorek, 24 września 2013

(Wataha Mroku) od Charlie

Kiedy się obudziłam słońce było już na niebie. Wstałam i postanowiłam przejść się na polane duchów. Nie chciałam iść sama, więc poszłam w stronę groty Donatella. Zamieniłam się w człowieka i ustałam obok ściany w wejściu.
-Hej Donatello, chciałbyś się ze mną przejść na polanę duchów?- zapytałam niepewnie.
-Jasne, czemu nie- odpowiedział
Szliśmy parę minut, aż w końcu dotarliśmy. Było przepięknie, krople rosy błyszczały jeszcze w trawie. Zamieniliśmy się w wilki. Usiadłam i zamknęłam oczy. Poczułam lekki powiew wiatru. Donatello podszedł do mnie i też usiadł. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Jego oczy zwrócone były przed siebie. Wyglądał tak pięknie, a za razem tak tajemniczo. Długo myślałam nad tym, żeby mu powiedzieć co do niego czuję. Bałam się jednak, że nie odwzajemnia tego uczucia, ale mimo to chciałam mu powiedzieć. Odważyłam się przerwać ciszę, która trwała między nami.
-Donatello muszę ci coś powiedzieć...- zaczęłam nieśmiało
-Co takiego?- zapytał
-Ja... zakochałam się w tobie...-odpowiedziałam spuszczając głowę. -Nie wiedziałam jak inaczej ci to powiedzieć...

sobota, 21 września 2013

(Wataha Zimy) od Meg

     Szłam samotnie przez las, aż nagle usłyszałam piski, wrzaski, a potem grzmot i trzask niedaleko mnie. Popatrzyłam się odruchowo wokół mnie i zauważyłam, że jedno drzewo spadało wprost na mnie. Wyskoczyłam natychmiast na pierwsze lepsze miejsce które zobaczyłam, czyli krzaki. Skoczyłam i znalazłam się na jednej zniszczonej polanie. A na środku polany, stała jedna wadera. Wadera, żywiołu ognia. Szok. To ta wadera, którą Aniel zaprosiła, żeby zamieszkała z nami. A ostatnio, długo jej nie było. Byłam wściekła. Czemu mnie zaatakowała?! Byłam na nią bezgranicznie zła.
- Czemu do diabła mnie zaatakowałaś?!
Zapytałam ją przez zaciśnięte zęby.
- Przepraszam. Nie widziałam cię. To było niechcący.
Warknęłam do niej. Przeprosiny mogła wsadzić głęboko gdzieś. Waderze, nagle spięły się wszystkie mięśnie i wykrzyknęła.
- Nie!
 I jej futro zmieniło teraz barwę. Było niczym płomienie. Czekaj... Zmieniło barwę?! Tylko raz o czymś podobnym słyszałam! I to było gdy jeszcze podróżowałam, i spotkałam starego bajarza, który mnie wychował... i nauczył walczyć. To on mnie nauczył większość rzeczy które znam. Staruszek, choć stary, był silniejszy od trzech dobrze wyszkolonych wilków. Kiedyś mi mówił... O wilczycy i jej złej i dobrej naturze... Nigdy nie wierzyłam w co on mówił, bo często mówił też o różnych innych niesamowitych wilkach i ich siłach... A z czego co pamiętam... Mówił że ten ,,przeklęty'' wilk, w czasie przemiany ma słabą orientację. Ale do tego, jest niemal nie zniszczalny. Niemal. Ale wiedziałam, że nie miałam szans. Tą wilczyce, dorwała jakaś klątwa... Mordercza klątwa.
      I wszystko to przypomniałam sobie w ułamku sekundy. Wadera warknęła do mnie, a ja jedynie co zrobiłam, to popatrzyłam na nią złowieszczo. Nie byłam pewna czy ona naprawdę jest zła, czy nie, ale teraz była pod działaniem klątwy. Byłam szczęściarą, że pamiętałam każda historię, które mi opowiadał staruszek... O mój boże! Czyli jak to jest prawda... To wszystko co mi opowiadał staruszek jest prawdą! Oczy wadery dziwnie zabłysły. Wiedziałam instynktownie co chciała zrobić. Szybko skoczyłam jak najwyżej mogłam i wylądowałam za nią. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, jak i przepowiedziałam, że ona błyskawicami próbowała mnie zabić. Wadera nie odwróciła się. Widocznie była zdezorientowana. Znienacka, wokół niej pojawiło się płomienny krąg i zniknęła. A krąg zgasł. Nie wiedziałam co się stało, ale postanowiłam wrócić do watahy.
W końcu doszłam i usiadłam na uboczu jaskini. Zaczęłam myśleć gorączkowo. Powiedzieć to Aniel czy nie? Najłatwiej by było gdyby jej to powiedziała... Ale jednak, wolałabym się upewnić, czy tak na pewno jest zła. Klątwa nią kieruje, czy nie? Czekałam długo, nie byłam pewna ile, ale w końcu, na progu jaskini pojawiła się ta wadera. Imienia nie pamiętałam, ale zamierzałam teraz wszystko się dowiedzieć. Wszystko o niej. Wstałam i podeszłam do niej. Ona popatrzyła się na mnie, na początku wystraszona, ale potem opanowana. Rozpoznała mnie. I dobrze. Teraz w jaskini nikogo nie było, więc mogłam spokojnie ją przepytać.
- Kim jesteś?
Zapytałam ją. Czekałam chwilkę i odpowiedziała na pytanie, pytaniem.
- Kim TY jesteś?
- Jak mi odpowiesz to ci odpowiem.
Jak tak zamierzała ze mną grać, to tak będę też grać. Mam cały dzień.

środa, 18 września 2013

(Wataha Jesieni) Od Akine

Zdziwił się trochę, ale miałam dość jego arogancji i wyszłam. Poszłam w kierunku Watahy Mroku, ale w ostatnim momencie straciłam ochotę. Głośno westchnęłam i pacnęłam na ziemię. Nie chciało mi się ani nigdzie iść, ani tu siedzieć. Nie miałam wyboru wiec usiadłam. Zmieniłam się w człowieka i pacnęłam reszta ciała na ziemię.  Rozłożyłam ręce dłońmi do nieba. Zaczęłam sobie wyobrażać różne drzewa i kwiaty. Nagle moje myśli stały się rzeczywistością.

Wstałam jak poparzona, chyba za bardzo zapragnęłam takiego widoku. Nagle zza krzaków wylazł ogromny niedźwiedź. Wstałam powoli i wyciągnęłam ostrza, po czym zaatakowałam.

Niedźwiedź padł, a ja po chwili obok niego. Byłam zmęczona, ale zadowolona. Po chwili zrobiłam „kołyskę” i usiadłam w siadzie skrzyżnym. Spojrzałam na martwe zwierzę i zaczęłam kręcić głową, a to na prawą stronę, a to na lewą. Wypadło by zrobić coś z jego mięsem, a najlepiej spożyć. Powinnam zatachać go do Watahy, ale jest potwornie ciężki. Zrobiłam zeza ze złości. Po czym ruszyłam swoje szanowne cztery litery i wpadłam na plan. Przeniosłam go ziemią, zaś ja za pomocą moich linek przemieściłam się pod jaskinię. Wydobyłam go na zewnątrz, po czym wciągnęłam za łapę do środka. Z uśmiechem krzyknęłam, że mamy jedzenie, a wilki od razu wyszły.
- Myślę, ze lepiej upiec to mięso. – Powiedziała Epril.
- Masz racje. Pomożesz mi je zrobić? – Zapytałam.
- Nie ma sprawy.
- Panowie, a was bym prosiła o pozbieranie drewna na opał i rozpalenie go. – Powiedziałam.
- A co ja? Darmowa pomoc? – Zapytał Avalin.
- A co ja twoja kucharka? – Zapytałam z wrednym uśmiechem.
- Dobra, ale tylko ten jeden raz. – Mruknął.
- Dziękuję.
Chłopacy zajęli się swoim, a my swoim, potem zrobiliśmy mięso i się najedliśmy.
- Dobra skoro wszyscy najedzeni to możecie wracać do swoich spraw. – Powiedziałam.
- Co do tych map…. – Nagle odezwał się nasz nowy nabytek.
- Słucham. – Odparłam.
- Rozmieszczenie jest nie do końca dobre. – Powiedział.
- Fakt, też bym wprowadziła parę zmian. – Pomyślałam.
- Znasz je na pamięć? – Zdziwił się z lekka.
- Tak. – Odparłam nadal żyjąc w swoim świecie.
- Ziemia do alfy, już coś ustaliłaś? –Zapytał pogardliwie.

- Szczerze to tak, nawet kilka różnych opcji znalazłam. No i chyba musze pionformować inne Watahy, by nie wpadały w niepotrzebne kłopoty.

(Wataha Mroku) nowy członek- Charlie



Imię: Charlie, ale mówią też na nią Rebecca 
Płeć: wadera-samica
Wiek 4 lata 
Stanowisko: Łowczyni
Żywioł: Iluzja
Moce: cieniste pędy, czarna mgła, demoniczne unipegi, czarna wchłaniająca dziura, ciemna tarcza, telepatia, teleportacja, 
Charakter: romantyczna,szarmancka,wesoła,mądra,waleczna,odważna,miła,przyjacielska 
Rodzina: matka zostawiła ją w wieku 10 miesięcy
Partner: szuka godnego partnera
Właściciel: Kornelia213 (Howrse)
Lvl: 1


niedziela, 15 września 2013

(Wataha Wiosny) od Maji

Jako zły wilk chodziłam, no cóż dłuższy czas. Nie mogłam się na tyle uspokoić, aby móc się zmienić, ale przynajmniej mogłam pouczyć się kontrolować swoje złe moce. I pozabijać parę niewinnych zwierzaczków, cóż nie miałam sumienia. Ale kontrolowanie mocy szło mi coraz lepiej. Zauważyłam też, że kiedy jestem w złym ciele łatwiej było mi ją kontrolować, cóż może byłam wtedy bliżej niej i bardziej do niej podobna. Ona po prostu była mi wtedy posłuszna. Jakbyśmy się nawzajem uzupełniały. Tak więc nauczyłam się kontrolować: Kule ognia, Pyrokineze, Telekineze, Elektrokineze, Chronokineze z mocy aktywnych i większość mocy nieaktywnych. Może oprócz przyzywania. Nie byłam już taka niebezpieczna, bo panowałam nad magią, ale byłam wtedy zła i nie miałam sumienia. Mogłabym zabić bez mrugnięcia okiem, bo uczuć też nie miałam. Jak jakaś maszyna do zabijania, więc ostatecznie nie wiem czy się cieszyć czy płakać. Teraz pozostała mi do opanowania tylko umiejętność panowania nad swoimi emocjami, a dokładniej nad swoimi wybuchami gniewu, które mogły być bardzo częste i wyzwalały we mnie przemianę, a wtedy cóż los tego kogoś w pobliżu był nie mal całkowicie przesądzony. Jeśli ruszyłam do ataku już nie mogłam się zatrzymać ani zmienić zdania. Wreszcie udało mi się dotrzeć nad jakieś pustkowia i mogłam się skupić na powrocie do normalności. To było trudniejsze niż przemienić się w złą postać. Dlaczego? To nie sprawiedliwe, że tak łatwo zmienić się w złego kiedy się nie chce, a tak trudno zmienić się w dobrego, kiedy się chce. Ale po pewnym czasie udało mi się wreszcie i poczułam ulgę. Mogłam wrócić do watahy.

sobota, 14 września 2013

(Wataha Mroku) od Akira

     Mam już wszystko poukładane, jestem betą i mam fajnego partnera, lecz coś mnie niepokoiło. Nie wiem co, może to, że samiec alfa jest niezadowolony z przybycia Altaira, ale to co się stało to się nie odstanie. Gdy tak rozmyślałam, wychodziłam z jaskini gdzie jest Altair,pomyślałam, że może poszedł coś upolować. Zamieniłam się w człowieka i poszłam do mojego smoka. Przywitałam się z nią i poleciałyśmy. Zwiedzałam okolice. Zatrzymałyśmy się na chwile, żeby się napić, gdy za krzakami coś zaczęło ryczeć i piszczeć. Okazało się że to był Altair walczący z olbrzymim niedźwiedziem. Zamarłam na chwile, ale musiałam jak najszybciej pomóc. Zamieniła się w wilka. Gdy zwierze mnie zobaczyło uciekło, ponieważ było zmęczone i mocno ranne. Zamieniłam się znowu w człowieka i podbiegłam jak najszybciej do Altaira. Popatrzał na mnie, a potem zemdlał. Miał ogromną ranę na klatce piersiowej. Zabrałam go szybko na smoka, a gdy przylecieliśmy zabrałam go szybko do jaskini i poprosiłam Clanka, żeby go zbadał i opatrzył. Powiedział, że nic mu nie będzie, tylko parę godzin będzie nieprzytomny. Położyliśmy go razem przy wodzie, a gdy wilk już poszedł, położyłam się obok Altaira i czekałam, aż się ocknie.

poniedziałek, 2 września 2013

(Wataha Wiosny) od Maji

Wiecie co? Nie było tak źle i czułam się strasznie dumna ze swoich osiągnięć. Byłam w tej watasze od paru tygodni i jeszcze nikomu nie udało się mnie wystarczająco rozzłościć. Nie żeby jakoś specjalnie się starali, ale teraz byłam łatwym celem. Na tyle, żebym się zmieniła w złego i… cóż zrobiła mu co najmniej krzywdę. A czas działał na moją korzyść. Coraz bardziej panowałam nad sobą. Ostatnio całkowite zapanowanie nad sobą zajęło mi jakieś kilka lat. To powodowało, że byłam bardziej dumna z siebie niż by wypadało i nie martwiło mnie to. Może jestem krwiożerczym potworem, przynajmniej w złym wcieleniu, ale ja naprawdę nie chciałam nikogo zabić, chyba że okaże się wrogiem watahy.  Podsumowując nie chciałam zrobić krzywdy nikomu przez przypadek.  Ale mimo tysięcy lat i doświadczenia nadal byłam tak samo głupia jak na początku, bo cóż im bardziej byłam z siebie dumna tym bardziej byłam pewna siebie. A to oznaczało, że przestawałam się pilnować. Ale no cóż musiałam nadal ćwiczyć swoją moc, która nijak nie chciała ze mną współpracować. Chciała, żebym puściła ją wolno i nie ograniczała jej, a ja miałam ją zmusić do posłuszeństwa. Uhh… nie pytajcie jakie są moje szanse, bo były małe. Z każdym dniem rosły i zwyciężałam, ale musiałam trenować. Wyobraźcie sobie mrówkę próbującą zatrzymać słonia. No może trochę przesadziłam. Zamiast mrówki niech będzie jakiś ptak np. jaskółka.  Moje miejsce do ćwiczeń było zmasakrowane, ale cóż lepiej dalej siać spustoszenie w tym samym miejscu niż siać spustoszenie w całym lesie.  Nie chciałam się zamieniać jeszcze w złego. Było jeszcze za wcześnie. W tej postaci jestem najsilniejsza, jeśli chodzi o moce, ale moje szanse na zapanowanie nad sobą gwałtownie malały. I byłam o wiele bardziej drażliwa. Rozumiecie? Musiałam się zezłościć, żeby się zmienić wtedy gniew zaczynał we mnie szaleć. Jeszcze trudniej jest wtedy nad nim zapanować.  Dzisiaj postanowiłam potrenować trochę aktywną moc. Kiedyś musiałam to zrobić. Postanowiłam zacząć od elektrokinezy, pozostawiając ogień na koniec. Dlaczego? Bo ogień to był mój żywioł. Wyzwolenie z siebie mocy ognia aktywowała złość. Nad tą mocą zawsze było mi najciężej zapanować i sprawiała największe kłopoty. Elektrokineza była bezpieczniejsza. Skupiłam się, zamknęłam oczy i poszukałam w swoim umyśle pokładów energii. Otworzyłam oczy i spróbowałam wyzwolić moc. Nie było nawet iskierki. Spróbowałam znowu i jeszcze raz i jeszcze i jeszcze… I tak z tysiąc razy. Wiem, przesadzam. Ale zajęło mi to ze dwie godziny i nic. Nawet iskierki. „Może ta moc zniknęła?” Zastanowiłam się. Ale to było niemożliwe. Moc wzrastała nie znikała. Zresztą czułam ją w sobie. Czułam prąd przepływający po moim ciele. Nie potrafiłam tylko go wyzwolić na zewnątrz. Znowu zaczęłam próbować, ale po paru próbach moja cierpliwość się skończyła i zaczęłam się złościć. I nagle bez ostrzeżenia potężny ładunek elektryczny opuścił moje ciało i zwalił najbliższe drzewo. Tego co stało się później nikt nie przewidział. Zza drzewa wyskoczyła wilczyca.  Chyba była zła. Gdyby umiała zabijać spojrzeniem już bym nie żyła. Chyba mówiła coś przez zaciśnięte zęby, ale ja nic nie słyszałam.
- Przepraszam- powiedziałam do  niej- Nie widziałam cię. To było niechcący. – Wilczyca tylko warknęła. Nie pomogło mi to w walce z moim wewnętrznym gniewem, który narastał. I chwile później znajome ciepło rozlało się po moim ciele. Zaczęło parzyć mi wszystkie łapy, głowę, uszy, tułów. Po prostu wszystko. Znajome uczucie i to ciepło i ta bezsilność. Nic nie mogłam już zrobić, nie umiałam tego powstrzymać. Krzyknęłam tylko:
- Nie!- i już było po wszystkim. Gorąco, złość, gniew i zło przygniotło mnie, ubezwłasnowolniło. Nie w znaczeniu dosłownym mnie przygniotło, chociaż tak się czułam. Wszystkie inne uczucia i odruchy zostały stłamszone, moja wola przestała istnieć. Teraz byłam krwiożerczym potworem nastawionym na zabijanie.  Warknęłam na wilczyce zza zaciśniętych zębów. A ona tylko stała i patrzyła się na mnie złowieszczo.  Marzyłam o cofnięciu czasu, nie chciałam, żeby to się wydarzyło, ale to wszystko było niczym. Nie miałam już żadnej władzy. Spojrzałam na wilczyce, a z moich oczu wyskoczyły dwa pioruny i leciały wprost na nią, ale zanim ją dosięgły ona zniknęła. Nie wiedziałam co się stało, ale mało mnie to obchodziło. Zaczęłam intensywnie mrugać. Przynajmniej to mogłam zrobić i chwile później byłam już gdzieś indziej.

(Wataha Lata) od Evangeliny


Weszłam na tereny jakiejś watahy. Czułam to...
Chodziłam po lesie parę dni i nic nie znalazłam. Ech... Usłyszałam kogoś głos. Więc poszłam w tym kierunku. To był chłopak. Płakał.
- Czemu płaczesz?- spytałam.
- Ym... co?- widziałam że ociera łzy.
- Pytałam czemu płaczesz?- uśmiechnęłam się.
- Ja wcale nie... no dobra, dziewczyna mnie zostawiła nie wiem dlaczego. - powiedział...
- Biedaku musiałeś ją strasznie kochać, nie przejmuj się zdarza się, może chciała wieść samotne życie.
- Masz racje... nawet wiele na to wskazywało.
- Będzie dobrze, na pewno znajdziesz sobie inną.- spróbowałam go pocieszyć.
- Jak ci na imię i co cię tu sprowadza?- spytał.
- Jestem Evangelina, ale mów mi Evie ,poszukuję dla siebie watahy. A ty?
- Jestem Kondrakar, ale mów mi Kondro, jestem z Watahy Lata.
Może chciałabyś do nas dołączyć?
- Jesteś alfą?
- Nie, ale zaprowadzę cię do niej.- zmieniliśmy się w wilka. Kondro ciągle się na mnie patrzył...
- Co? Mam brudny nos ,że tak się mi przyglądasz?- zdziwiłam się
- Nie... ale kogoś mi przypominasz... a zresztą lećmy już do alfy.
Leciałam tuż za nim. Gdy dolecieliśmy do jaskini jakaś wadera właśnie z niej wychodziła. Podlecieliśmy do niej
- Verno to jest Evangelina. Czy może dołączyć do naszej watahy?
- Jasne, witaj w watasze Evangelino.- uśmiechnęła się.
- Proszę mów mi Evie. - powiedziałam.
- Dobrze Evie. Teraz przepraszam, śpieszę się gdzieś, Kondro pokaż jej posłanie.
- To twoje posłanie, musisz być zmęczona po podróży, zdrzemnij się.- wskazał mi posłanie.
- Dzięki Kondro.- powiedziałam i położyłam się.
Czułam że Kondro się na mnie patrzy, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Momentalnie zasnęłam.
Obudziłam się w nocy. Inne wilki jeszcze spały. Wyszłam z jaskini i poszłam gdzie mnie łapy poniosą. Po nie długim marszu doszłam do jakiegoś urwiska. Przemieniłam się w człowieka i położyłam się na skraju urwiska. Patrzyłam na gwiazdy. Nagle zobaczyłam spadającą gwiazdę. Od razu pomyślałam życzenie.
~ Chciałabym...żeby tu ktoś przyszedł ~

(Wataha Lata) od Leyli

Wstałam skoro świt i pobiegłam szukać tej
całej smoczycy Nel o której wspomniał Deep.
Pobiegłam na smocze tereny i zaczęłam wołać:
- Hej Nel! Nel gdzie jesteś?
Nagle przed oczami wyskoczyła mi wielka smoczyca powietrza:
~Hej to ty jesteś Leyla? Deep dużo mi o tobie mówił.~
- Tak ,jestem Leyla, a ty to Pewnie Nel?
Deep też mi wspomniał o tobie to postanowiłam cię poznać.- uśmiechnęłam się do smoka
~ No i oto jestem.
- Ta, Hehe.- Czułam się nieco głupio, nigdy ze smokiem nie gadałam, nawet nie wiedziałam ,że istnieją...
*Extra, zawołałam smoka i nie wiem o czym z nim gadać...
ech zawaliłam sprawę...*- zaczęłam się zastanawiać co teraz?
~Nie zawaliłaś sprawy, każdy ma prawo nie wiedzieć o czym gadać.~ smoczyca uśmiechnęła się pokazując swoje szczęki.
Zapomniałam ,że one porozumiewają się przez telepatię.
- Dzięki, ale wole nie widzieć twoich strasznych szczęk...
~Bez takich komplementów proszę, ja jestem łagodna, nie tak jak Lilight...
- Kto to Lilight?- zdziwiłam się
~Moja znajoma, smoczyca powietrza jak ja.
~~Ktoś mnie wołał?~~
Nadleciała wielka smoczyca z zawiązanymi chustą oczami oraz świecącym krzyżem na brzuchu i kilkoma pierzastymi skrzydłami zrobiła wiatr.
-Łał jest piękna.- zachwyciłam się
~~Jak chcesz mogę być twoja.
- Naprawdę?
~~Tak, wystarczy ,że mnie dosiądziesz.
Wstałam i powoli podleciałam do smoczycy, gdy na nią usiadłam
ruszyła jak szalona na przód! Prawie z niej spadłam ,ale powiesiłam się na
jej szyi tak jakbym była na koniu ,który mnie poniósł i gdy mój ciężar jej zaczął przeszkadzać zatrzymała się.
~~Jestem twoja... udało ci się mnie zatrzymać jak nikomu.
- To miło ,ale może mogłabyś zlecieć na ląd!- powiedziałam ,bo smoczyca fruwała w miejscu na niebie ,a ja wisiałam na jej szyi...
~~Oj no tak, wy wilki wolicie stały ląd.~ powiedziała i zleciała do lasu gdzie czekała Nel.
~No ,niezłe widowisko! Gratulacje.~chwaliła mnie Nel
Zeszłam z Lilight i poprosiłam by odleciała, ta posłusznie zniknęła w ciągu chwili. Zostałam z Nel.
-Nel, powiedz co Deep o mnie mówił?
~No cóż, mówił ,że trudno mu powiedzieć ci co czuje w głębi serca i ,że nie zawsze go słuchasz... no i on nie chce się kłócić.
-Niewiedziałam, że tak mu na mnie zależy...
~W końcu to twój partner.
- Masz racje Nel.- powiedziałam i pojawił się Deep.
- Cześć.
- O Deep... Nie zauważyłam cię. Właśnie rozmawiałam z Nel...- miałam mu powiedzieć o naszej rozmowie kiedy zauważyłam ,że on dziwnie mi się przygląda...
- Co ty wyprawiasz?
- Ja... tak tylko się tobie przyglądałem - skierował wzrok w górę i zrobił się czerwony jak burak.
- Wiesz... Chciałam ciebie przeprosić za tą całą sytuację. Ja nie chcę się z tobą kłócić - spojrzałam na Deepa smutno.
- Ja też nie... - liznął mnie w policzek.
~ Och, jakie to słodkie... - odezwała się Nel, ale po chwili zamilkła.
- Dlaczego nie czekałaś na mnie w jaskini, wiesz jak ja się martwiłem?
- Dość długo spałeś, dlatego postanowiłam iść sama. Mam nadzieję że się na mnie nie gniewasz.
- Jak mógłbym się na ciebie gniewać? - przytulił mnie. Po chwili Nel wybuchnęła płaczem.
- Co się stało? - zapytał smoczycę zdziwiony.
~ P-po prostu... to takie romantyczne!
Razem z Deepem zachichotaliśmy.
~No co? - powiedziała oburzona Nel.
- Nic, nic...
Był już wieczór, gwiazdy mocno świeciły na niebie, Nel odleciała.
Siedzieliśmy z Deepem obok siebie obserwując gwiazdy.
Przemyślałam to i owo i uznałam ,że Deep chce mieć rodzinę. W ludzkim świecie jestem nastolatką ,ale tu czuję się jak dorosła...
Może właśnie tu założę rodzinę i zacznę nowe życie? Tak, jestem pewna.
-Deep, muszę ci coś powiedzieć...
- Co Leylo?
- Niedawno pytałeś o szczeniaki... i tak pomyślałam ,że mogłabym być matką, a ty ojcem.
- Leyla naprawdę tego chcesz?- Deep wstał gwałtownie patrząc na mnie wyczekująco
- Wszystko dla ciebie.- pocałowałam go kładąc na ziemię, a to co się działo potem to już inna historia........

(Wataha Lata) od Kondrakara

Zbudziłem się późnym popołudniem, chciałem zobaczyć się z Nikitą.
Szczęście mi dopisało, Niki właśnie szła do jaskini, ale jakaś spięta ,bo na mój widok brała głęboki oddech. Podszedłem do niej i miałem ją pocałować na przywitanie kiedy odezwała się sucho:
- Wybacz, ale musimy zakończyć nas związek... Nie nadaję się do tego. Zasługujesz na kogoś lepszego.- gdy to usłyszałem poczułem cisnące się w moich oczach łzy i ze szklistymi oczami widziałem uciekającą w las Nikitę... poszedłem powoli w postaci człowieka za jej śladami, ale w połowie drogi leśnej zniknęły.
- Ale dlaczego.... dlaczego mnie opuściłaś... czy zrobiłem coś nie tak?- schyliłem łeb w dół i po policzku spłynęły mi łzy.
- Czemu płaczesz?- usłyszałem głos dziewczyny, a gdy uniosłem głowę ze zdziwioną miną popatrzyłem na piękną czerwono włosa dziewczynę ze skrzydłami.
-Ym... co?- zamrugałem oczami i otarłem łzy znów się na nią patrząc.
- Pytałam czemu płaczesz?- uśmiechnęła się promieniując w słońcu.
- Ja wcale nie... no dobra, dziewczyna mnie zostawiła nie wiem dlaczego.
-Biedaku musiałeś ją strasznie kochać, nie przejmuj się zdarza się, może chciała wieść samotne życie.
- Masz racje... nawet wiele na to wskazywało.- stwierdziłem po kilku przemyśleniach. Nikita ciągle gdzieś znikała, łaziła sama, ledwo ze mną gadała przejmując się sprawami Verny, ostatnio nawet zauważyłem ,że odrzuca swego smoka.
- Będzie dobrze, na pewno znajdziesz sobie inną.- pocieszała mnie nieznajoma.
- Jak ci na imię i co cię tu sprowadza?
- Jestem Evangelina, ale mów mi Evie ,poszukuję dla siebie watahy. A ty?
- Jestem Kondrakar, ale mów mi Kondro, jestem z Watahy Lata.
Może chciałabyś do nas dołączyć?
- Jesteś alfą?
- Nie, ale zaprowadzę cię do niej.- zmieniłem się w wilka ,a gdy Evie też się zmieniła zacząłem się zastanawiać czy czasem jej nie znam... wyglądała znajomo...
- Co? Mam brudny nos ,że tak się mi przyglądasz?- zdziwiła się
- Nie... ale kogoś mi przypominasz... a zresztą lećmy już do alfy.- powiedziałem i polecieliśmy do jaskini.
Verna właśnie wychodziła z jaskini, podleciałem do niej i powiedziałem:
- Verno to jest Evangelina. Czy może dołączyć do naszej watahy?
- Jasne, witaj w watasze Evangelino.- uśmiechnęła się Verna do Evie.
- Proszę mów mi Evie.
- Dobrze Evie. Teraz przepraszam, śpieszę się gdzieś, Kondro pokaż jej posłanie.- powiedziała Verna i poszła.
- To twoje posłanie, musisz być zmęczona po podróży, zdrzemnij się.- wskazałem jej posłanie naprzeciw mojego zarumieniony na twarzy, chyba się zakochałem...
- Dzięki Kondro.- powiedziała Evie i położyła się na posłaniu.
Ja położyłem się na swoim i nie mogłem oderwać oczu od Ślicznej Evie, która po chwili zasnęła.