Gdy tylko schowaliśmy się, usłyszeliśmy przerażający ryk Smoka. Widać było, że zorientował się o braku swego pazura. Siedzieliśmy jak na szpilkach. Cieszyło nas to, że Sun, Diana i Mortic są z nami, bezpieczni. Najważniejsze było jednak to, że Mortic jest z nami. Czemu? Proste, teraz mamy do odszukania amulet Cienia Duszy. To zadanie dla żywiołu iluzji. Tylko Rose i Mortic są magami Mroku. Bałem się, że Rosalie sama sobie nie poradzi. Na szczęście Mortic jest gotów do pomocy.
Gdy ryki Smoka ustały delikatnie wychyliliśmy się, aby spojrzeć jak stoją sprawy ze Smokiem i oczywiście także z Drzewem Życia. To było niezwykłe, drzewo było proste i stało jakby nic nigdy się nie wydarzyło.
- Czyżby Drzewo Życia pokonało Smoka? – zapytała się zadziwiona Sun.
- Nie pozostało nam nic innego jak to sprawdzić. Chodźcie. – powiedziałem żwawo do towarzyszy.
Byliśmy już w połowie drogi, kiedy Verna podeszła do mnie z dziwnym spojrzeniem.
- Wiesz Bejal… ja… ja dziękuję za zaufanie w czasie wczorajszej akcji.
- Wiedziałem, że dacie sobie sami radę. Przecież latacie, a smok był zbyt ociężały aby za wami lecieć. Ledwo chodził… - wzdrygnąłem się na tą myśl, przypominając sobie przerażającą bestię ziejącą ogniem w stronę Mejsi. – Chciałaś zapytać się o coś jeszcze? – skierowałem swe słowa do Verny, która chyba nie słuchała mnie wcale. Patrzyła pustym wzrokiem w moim kierunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz