Nie ruszyłem za Rapix, moja duma mi na to nie pozwalała. Pomyślałem, że jak jest tu Ona to na pewno są inne wilki. Ruszyłem w stronę jaskini i spotkałem po drodze wilka, moja ciekawość i chęć do pomocy obudziła się gdy tylko go zobaczyłem. Leżał, a raczej spał. Gdy tylko podszedłem bliżej, obudził się. Zapytałem się czy nie pomóc mu przypadkiem i przedstawiłem się. Nazywał się Kondrakar. Poprosił mnie o tym, bym pomógł mu w dojściu do jaskini. Uczyniłem to bez zastanowienia. Przypominał mi kogoś, ale ciężko było określić kogo. Po paru minutach i parę chwil rozmowy przybiegła wilczyca pamiętałem jej imię, była to Geneza ooo matko… tak ta Geneza która była wtedy z Rapix. Wyglądała na bardzo zmartwioną. Od razu podleciała do Kondra z pytaniem czy wszystko w porządku.
Zapytała mnie czy już ją gdzieś nie widziałem, zaprzeczyłem… chociaż kłamać nie umiem. Jednak wilczyca domyśliła się, że to ja spadłem na Rapix, teraz śmieszyło mnie to okropnie ale nie dałem sobie poznać po tym, jedynie zawstydziłem się. Kondrakar zapytał się mnie czy nie potrzebuję pomocy, widział moje skrzydło odparłem, że tak – chciałem wrócić do domu. Kondrakar oznajmił nam, że ruszamy do Cassy, iż to medyczka powinna mi pomóc. Hmm, założę się, że moja mina w owej rozmowie była dziwna. Kondro chciał lecieć, jednak moje skrzydło całkowicie odmówiło posłuszeństwa, pozostało iść pieszo. Po paru godzinach czarowania – marowania owej Cassty moje skrzydło było całe, byłem zaskoczony. Przypomniałem sobie o Rapix postanowiłem odwiedzić ją. Domyśliłem się gdzie może być, co prawda, nie znałem tej krainy ale ufałem swojemu instynktowi i malował mi On wszystko, każdą drogę owej krainy. I znalazłem ją, trenowała chyba szybkość bo jak furia ruszała na przód. Zaśmiałem się w duchu, od lat byłem zwany szaleńcem szybkości 460 km/min to niewyobrażalna szybkość. Jednak… mam problemy z hamowaniem. I to chyba mój największy problem. Obserwowałem Rapix z daleka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz