Verna przybyła do Jaskini Wschodzącego Słońca, aby pogadać. Zadziwiło mnie to, ale nie tak bardzo jak wieść, że chce porozmawiać ze mną. Zgodziłem się bez namysłu. Wyruszyliśmy rozmawiając. Opowiedziała, że coś dziwnego coraz częściej widzi, a także jej podopieczni. W głębi duszy modliłem się, aby nie powiedziała, że widzi dusze zmarłych jak ja kiedy umarłem. A jednak wspomniała o nich.
Gdy omawialiśmy jak pomóc umarłym duszom, usłyszeliśmy łamiącą się gałąź. „Ktoś nas śledzi” pomyślałem patrząc na Verne, która była gotowa do skoku na intruza. Ja jednak zachowałem zimną krew i podszedłem bliżej do krzaka, za którym stała postać wilka. To… to była Sunshine.
- Co Ty tutaj robisz? –zapytałem gniewnie w stronę wilczycy.
-Ja no...- Sunshine zaczęła się jąkać. Przerwała jej nagle Verna.
-Ej, czujecie zapach padliny w pobliżu? Jakoś tak na terenie Watahy Zimy?
Razem z Sun spojrzeliśmy się na waderę jak osłupieni. „Oszalała?” Niestety ja także to poczułem. Pobiegliśmy w stronę obrzydliwej woni. Gdy dotarliśmy na miejsce zobaczyliśmy coś okropnego. White King w pełnym rozkładzie leżał pod ziemią.
-Nie, nie, nie! – krzyczała głośno Verna podbiegając do ciała, które już pokryły pełzające robaki. – Ty! Ty to mu zrobiłeś!
- Ja? Ja nie pamiętam… - spojrzałem na Verne, w jej oczach ujrzałem ogromny żal. Odwróciłem się i jeszcze raz popatrzyłem na ciało nieżywego basiora. „Czy to ja mógłbym zabić wilka, który nikomu nie szkodził?”. Podniosłem łeb i zauważyłem jak Verna wlepia swe oczy we mnie. Nie… ona coś ujrzała. Szybo odwróciłem się, ale nikogo nie widziałem.
- Widzisz ducha?
- Tak, to White King! – odpowiedziała szybko Sunshine, widząc że Verna nie może nic wykrztusić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz