sobota, 16 lutego 2013

(Wataha Lata) -od Nikity

                         Z początku po tym jak drzewo dało wskazówki, szłam wraz z resztą za Verną. Jednak coś innego ciągnęło mnie gdzie indziej. Bardzo chciałam odłączyć się od reszty grupy i pójść własną ścieżką. Z drugiej strony miałam wrażenie, że to jest jedna z pułapek. W końcu jak określiło to Drzewo, te tereny nie były bezpieczne.
                         Szłam wciąż posłusznie, starając się w myślach porozmawiać z duchami. Jednak one nie były do końca świadome i nie słyszały mnie. Tak jak gdyby nie miały uszu i wiedziały tylko jak prosić o pomoc. Jak mówienie do skały. Bardzo mnie to denerwowało. Jednak w pewnym momencie otarłam się o myśli bardziej świadomych swojej sytuacji duszyczek. Wydawało się, że one mogą być w stanie nam pomóc. Powstrzymałam się przed powiedzeniem tego. A co jeśli to była pułapka.
                         Postanowiłam zadowolić się rozmową z nimi, może bym się czegoś dowiedziała:
,,Kim jesteście, co tu robicie i dlaczego tak krzyczycie, że aż głowa pęka?"- Zadałam w myślach pytanie.
Duchy zamilkły na moment po czym wyrecytowały:
,, Powietrza amulet strzeżony od dawna,
Co duchom tego żywiołu, wyzwalać się pozwala,
Tysiące lat i cierpienia,
Myśli wprost zatracenia,
Jeśli uwolnić to chcecie,
Straszliwą cenę oferujecie,
Jednak myśl sprytna,
Przechytrzyć jednak strażnika może"


                           Kiedy otworzyłam oczy grupa się znacznie oddaliła, szybko do nich doleciałam muskając skrzydłami umarłych, którzy mnie otoczyli. Zdenerwowana obejrzałam się, leciały za mną. Były wilkami, którym pomogłam uwolnić się z niewoli. Zrozumiałam, zostali moimi strażnikami i odpędzali natarczywe myśli. Była wśród nich moja przyjaciółka z przeszłości. Kiedy wreszcie dogoniłam resztę wilków, dusze przestały być widzialne. Jednak wciąż czułam ich obecność, jakby ze mną się połączyły. Rozmawiałam z nimi nieświadoma rozmowy innych, dopóki nie zatrzymałam mnie siostra. Otrząsnęłam się i zorientowałam, że reszta członków wyprawy została pół kilometra w tyle.
- Gdzie ty szłaś?- Zapytała się Verna zaniepokojona.
-Nie wiem, za głosami.- Odparłam nieco pusto.
-Wracasz natychmiast!-Rozkazała. - Cokolwiek to było powinnaś bardziej uważać.
Podczas tej rozmowy, mój wewnętrzny radar oszalał, wiedziałam gdzie szłam, to była niedopracowana replika świata żywych, tworzona myślami umarłych, w każdym momencie mogła się zmienić. Wiedziałam jedno, jeśli one nie zechcą to nigdy nie trafimy do celu wyprawy. Mogłyby nas złudzić w nieskończoność, to o tym mówiło drzewo.
-Musimy najpierw znaleźć przewodników.- Powiedziałam i wytłumaczyłam:
-Bo widzisz ten świat jest jedną wielką mieszaniną myśli i wspomnień nieżywych. On się ciągle zmienia- wskazałam na jakieś drzewo, które wyrosło znikąd w trakcie naszej rozmowy.- Widzisz?
-Jak to możliwe?
-Nie wiem, ale potrzebujemy dusz, które ten świat tworzą. Najlepiej znajomych, którym się pomogło. Będą dopasowywały ten świat i nie pozwalały napotkać nam wrogów i pułapek. Będzie tylko jedna trudność: strażnik. One mi o nim powiedziały...- Wyrecytowałam też przepowiednie, po czym dodałam - Jakby co lepiej, żeby każdy miał swojego przewodnika. Wytłumaczysz to reszcie? Ja sobie posiedzę w kącie. To twoja wyprawa i gdyby nie przypadek, nigdy bym na to nie wpadła.
                         Świat zadrgał i przez chwilę zmienił barwę na czerwony, jak gdyby zalała go krew:
-Kłopoty- skomentowałam i pobiegłyśmy do pozostałych.- Chyba mamy tutaj kilku wrogów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz