środa, 20 lutego 2013

(Wataha Lata) od Deep'a


Fale morza unosiły mnie, prowadząc na sam brzeg jakiejś wyspy. Gdy powoli traciłem przytomność, usłyszałem głos mojej... mamy! Nie mogłem uwierzyć moim uszom. Na początku myślałem, że to tylko złudzenie. Lecz głos był identyczny i wręcz nie do zmylenia. Próbowałem wstać ze wszystkich sił. Gdy mi się to udało, zobaczyłem sylwetkę wilczycy z pogodnym uśmiechem i rumieńcami na policzkach. Patrzyła na mnie ze szczęściem, jednak też z niepokojem i strachem. Gdy spojrzałem na siebie w odbiciu wody, dopiero wtedy zauważyłem głębokie rany i zadrapania. Mama podeszła do mnie i przytuliła mnie. Zaczęła świecić coraz jaśniej, powoli znikając, jakby nadszedł jej czas, żeby się ze mną pożegnać. Zanim mnie opuściła, powiedziała: ,,Nigdy nie rób takich głupstw. Przecież masz jeszcze dla kogo żyć''. Obok "światła", ukazała się Perrie. Na początku byłem wstrząśnięty, myślałem, że nie żyje. Jednak jej serce nadal biło, równie mocno jak moje. Nic nie mówiła, tylko patrzyła na mnie, jak na największego idiotę. Potem odpłynęła w powietrzu. Gdy zostałem całkiem sam, zemdlałem. Do tej pory nie wiem czy był to sen, czy może rzeczywistość. Jednak dopiero wtedy zrozumiałem, ile mógłbym stracić przez jeden lot w deszczu. Gdy odzyskałem przytomność, ze wstydem i nienawiścią do siebie i brata wróciłem do watahy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz