Byliśmy już w wąwozie. Dzięki waderom z Watahy Lata nie byliśmy już głodni. Stąpaliśmy powoli po obrzeżach skał. Zauważyliśmy ogromne ślepia. Były ogromne. Mejsi zafascynowana Smokiem poszła mu na spotkanie, co zresztą skończyło się zdenerwowaniem Smoka. Nie obwinialiśmy jej. To była jej wewnętrzna miłość do ognia. Mnie jednak on bardziej przerażał niż fascynował. Był tak ogromny jak sam wąwóz. Każdy z wilków stał jak wryty, wtedy odezwała się głośno Nikita:
-Bejal, Mejsi! Nie macie jakiś pomysłów, oprócz ginięcia z godnością? To wasz żywioł.
Zdenerwowało mnie to. Po chwili jednak Smok skupił się na niej. Zaatakował i przypalił jej plecy. W głębi duszy byłem zadowolony niepowodzeniem wadery Lata. Jednak nie mogłem pozwolić na jej spalenie żywcem. Po chwili znowu usłyszeliśmy Nikitę:
-Mejsi, Bejal, musicie unikami wydobyć mu ten magiczny pazur. Ma go na prawej łapie.
- Dobrze! – wykrzyczałem rozgniewany.
- Mejsi musisz mi pomóc. Musimy go stąd wywabić, aby reszta wilków mogła zaatakować. – Wadera tylko pokiwała głową i zabrała się do roboty.
Smok wyszedł. Pokazał się nam w całej okazałości. Miał dziwny niebiesko- czerwony kolor. Wyglądał jakby pierwszy raz w życiu był na powierzchni. Szybko poprosiłem wadery Lata o pomoc:
- Musicie zwabić go w stronę Drzewa Życia! Może pomoże rozbić drzewo.
Gdy Alfa Lata razem ze swoimi podopiecznymi wabiła Smoka ja szybko razem z Mejsi podbiegłem do obolałej Nikity.
- Nic Ci nie jest? Wyglądało na poważne zranienie… - wyszeptała cicho Mejsi jakby nie chciała, aby smok jej usłyszał.
- Nie… chyba nie. Wracajcie do Smoka.
Wstaliśmy i z całych sił biegliśmy w stronę Smoka. Gdy byliśmy już blisko uformowaliśmy ogromne kule ognia i cisnęliśmy nimi w ogromną bestię. Uderzyliśmy z taką siłą, że Smok wylądował na Drzewie Życia. Stracił przytomność. Mejsi wykorzystała to i szybko podbiegła do prawej łapy po nasz kolejny amulet. Pazur mienił się pięknymi kolorami tęczy. Był przepiękny.
- Ej patrzcie! – wykrzyczała radośnie Verna spoglądając na wynurzające się wilki pochłonięte przez Drzewo. – Szybko wychudźcie, musimy uciekać zanim Smok się obudzi!
Pobiegliśmy w stronę leżącej Nikity. Verna podleciała wysoko, aby pokierować nas w bezpieczne miejsce. „Szkoda mi drzewa, ciekawe czy nic mu nie jest. Teraz to jest jednak nie ważne, później do niego dołączymy” . Powiedziałem to tak jakby drzewo było dobre. Gdy byliśmy już daleko usłyszeliśmy przerażający ryk.
- No to ładnie… - mruknęła Aoime.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz