Lekko podniosłem pysk z mokrej kałuży łez. Byłem sfrustrowany. Nie mogłem podjąć decyzji. Bardzo lubiłem Verne, ale w Cassie coś mnie zaintrygowało. To coś sprawiło, że nie mogłem o niej zapomnieć. Byłem w tym momencie jak mały puchaty królik, który chce uciec przed wilkiem, ale nie wie w którą stronę biec.
Zagubiony w myślach szedłem przed siebie nie zważając nawet na dorodne sarny, które bacznie mi się przyglądały. Jednak ja miałem co innego w głowie. Podszedłem do Lodowej Fontanny, aby ugasić pragnienie.
Dopiero po pewnym czasie zauważyłem, że ktoś mnie obserwuje. To Cassa, która jadła właśnie rudą wiewiórkę na śniadanie. Nie miałem ochoty na pogawędki, ale Cassa przejęła inicjatywę i z lekkim uśmieszkiem zapytała.
- Co tak wcześnie dzisiaj?
- O, cześć Cassydy. Wiesz... Przyszedłem się napić, pomyśleć. Lubię tu przebywać. Jest tu tak pięknie, że inne miejsca na tej wyspie wyglądają blado na tle Tej Fontanny.
Po tych słowach Cassa, złapała wiewiórkę i zaczęła obgryzać kości z krwistego mięsa i wylizywać z nich szpik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz