Ogłoszenie Specjalne
Blog zostaje zawieszony tymczasowo, aby osoby piszące mogły odsapnąć od ciągłego czytania i pisania opowiadań. Dzięki temu możesz nadrobić czytanie opo! ;)
Dziękuję.
fruity
sobota, 9 marca 2013
piątek, 8 marca 2013
(Wataha Wody) nowy członek -Shiara
Imię:Shiara
Płeć:Samica
wiek:2 lata
Stanowisko:Obrońca
Żywioł:woda
Moce: oddycha pod wodą, tworzy węże z wody za pomocą ogona.
Charakter: wesoła, żartobliwa, beztroska.
Rodzina: brak
Partner:Poszukuje
Właściciel:lila2303
czwartek, 7 marca 2013
(Wataha Zimy) od Meg
Grupa która weszła do portali już wróciła, wszyscy się cieszyli, nawet ja się uśmiechnęłam, ale tylko na parę sekund. Od kiedy Avalon popełniła samobójstwo, byłam w złym psychologicznym stanie, często płakałam, cały czas byłam w złym nastroju. Dużo wilków próbowało mnie pocieszyć, lecz im się to nie udawało.
Straciłam za dużo osób w moim życiu. Moją dawną przyjaciółką z dzieciństwa, Merilin, zamordowano przez jakąś watahę, mojego dawnego chłopaka, Dionisosa, zabito przez jego okropnego brata, moją rodzinę nawet nigdy nie poznałam, a teraz moja najlepsza przyjaciółka popełniła samobójstwo. Jak ja niby mam to znieść? Straciłam już każdego kto mnie kochał lub mnie rozumiał... Choć jestem w jednej watasze, czuję się bardziej samotna jak nigdy...
Straciłam za dużo osób w moim życiu. Moją dawną przyjaciółką z dzieciństwa, Merilin, zamordowano przez jakąś watahę, mojego dawnego chłopaka, Dionisosa, zabito przez jego okropnego brata, moją rodzinę nawet nigdy nie poznałam, a teraz moja najlepsza przyjaciółka popełniła samobójstwo. Jak ja niby mam to znieść? Straciłam już każdego kto mnie kochał lub mnie rozumiał... Choć jestem w jednej watasze, czuję się bardziej samotna jak nigdy...
środa, 6 marca 2013
(Wataha Mroku) od Rosalie
To było magiczne uczucie, gdy wyszłam z portalu. Wydawało mi się, że milion lat temu zdecydowałam się na tą wyprawę i płynęliśmy w portalu do miejsca duchów. Wykonaliśmy swoje zadanie i pomogliśmy cierpiącym duszom. Mogliśmy wracać szczęśliwi i dumni.
Pierwsze, co zobaczyłam to piękna pogoda w DW. Pastelowe kolory zielonej trawy aż raziły w oczy, byłam przyzwyczajona do ciemniejszych kolorów. Błękitne niebo, bez żadnej skazy czy chmury i na nim rażące promienie słońca. Odwróciłam swoją uwagę od otoczenia i spojrzałam przed siebie. Wilki biegły w naszym kierunku, aby nas przywitać. Stanęłam u boku i patrzyłam, jak szczęśliwi rozmawiają razem i przytulają podróżników z radości, że nic im się nie stało. Do mnie nikt nie podszedł. Nie miałam nikogo przez ten czas spędzony w krainie, bym mogła na nim polegać. Z nikim nie byłam bardziej zżyta i teraz tego żałowałam.
Z żalem na sercu i ciemnością, którą powinnam zostawić w krainie duchów, poszłam do swojego ulubionego miejsca- Mrocznego Lasu. Szłam ze spuszczoną głową i z nadzieją, że kogoś tam spotkam. Ale kogo ja oszukuję? Każdy wilk jest teraz przed zamkniętym portalem z innymi.
Gdy znalazłam się w swoim wybranym miejscu, szłam coraz to głębiej w las. Z minuty na minutę oczy zaczęły mi się zamykać, a nogi bezwładnie plątać. Do tej pory nie czułam, żebym była śpiąca. Podczas wyprawy nie mogłam się nigdy wyspać, przez tamto miejsce się budziłam. W końcu położyłam się na ziemi, nie patrząc, gdzie się kładę i zasnęłam.
Pierwsze, co zobaczyłam to piękna pogoda w DW. Pastelowe kolory zielonej trawy aż raziły w oczy, byłam przyzwyczajona do ciemniejszych kolorów. Błękitne niebo, bez żadnej skazy czy chmury i na nim rażące promienie słońca. Odwróciłam swoją uwagę od otoczenia i spojrzałam przed siebie. Wilki biegły w naszym kierunku, aby nas przywitać. Stanęłam u boku i patrzyłam, jak szczęśliwi rozmawiają razem i przytulają podróżników z radości, że nic im się nie stało. Do mnie nikt nie podszedł. Nie miałam nikogo przez ten czas spędzony w krainie, bym mogła na nim polegać. Z nikim nie byłam bardziej zżyta i teraz tego żałowałam.
Z żalem na sercu i ciemnością, którą powinnam zostawić w krainie duchów, poszłam do swojego ulubionego miejsca- Mrocznego Lasu. Szłam ze spuszczoną głową i z nadzieją, że kogoś tam spotkam. Ale kogo ja oszukuję? Każdy wilk jest teraz przed zamkniętym portalem z innymi.
Gdy znalazłam się w swoim wybranym miejscu, szłam coraz to głębiej w las. Z minuty na minutę oczy zaczęły mi się zamykać, a nogi bezwładnie plątać. Do tej pory nie czułam, żebym była śpiąca. Podczas wyprawy nie mogłam się nigdy wyspać, przez tamto miejsce się budziłam. W końcu położyłam się na ziemi, nie patrząc, gdzie się kładę i zasnęłam.
(Wataha Lata) od Rapix
W mojej głowie pojawił się obraz , jakiś
dziwny obraz krainy , która była uwięziona pomiędzy światami żywych i
umarłych. Było tam wiele wilków , ale wyglądały inaczej niż my , były
dużych rozmiarów i zdawały się lewitować , ich sierść była biała czasem
błyszczała odbijając strugi jasnego światła , które padały na wilki.
Można powiedzieć , że przeniknęłam do ich świata. Czułam się tam dziwnie
, każdy wilk patrzył na mnie ze zdziwieniem , w końcu jeden z ogromnych
basiorów podszedł do mnie i wyszeptał błagalnym głosem
-Ratuj ...
Byłam zaskoczona , nagle poczułam się tak jak by coś mnie cofnęło i ocknęłam się. Zobaczyłam nad sobą wilczycę , która czuwała przy mnie . Wilczyca okazała się Medyczką. Wyrwała mnie ona z tej "wizji"
Wyszłam z jaskini i zobaczyłam Killeda , który zdawał się na mnie czekać. Zapytał mnie :
-Rapix co się stało ? Co to było ? Wszystko dobrze ?
-Aał ... nie wiem , to było dziwne jak bym uderzyła w jakąś barierę . Strasznie boli mnie głowa ... mam mętlik.
-Wstań , odprowadzę Cię do jaskini. - Rzekł do mnie Basior.
Spodobała mi się jego opiekuńczość. Szliśmy długo przez las i rozmawialiśmy o tym co się stało. Opowiedziałam Killedowi o ... innym świecie , i o błaganiach "Ratunku". Wilk był wyraźnie zadziwiony tym co mówię.
-Jak to się stało , że trafiłaś do "innego świata" ? - zapytał.
-Jestem wyrocznią , a wyrocznie często mają "schizy" , nie spodziewałam się jednak takiej "schizy".
-Więc mówisz , że masz "schizy" ? To zabawne. - Uśmiechnął się Basior.
-"Schizy" , wizje , tak to prawda zabawne , ale ten świat mnie martwi. Sama nie wiem jak tam trafiłam , czemu mnie zatrzymała jakaś bariera , a Ciebie nie ? . To wszystko jest dla mnie dziwne. - Odpowiedziałam.
-Wróćmy do jaskini , odpoczniesz i poczujesz się lepiej. - Powiedział basior.
Gdy doszliśmy na miejsce chciałam podziękować Killedowi , że mi pomógł to było miłe z jego strony.
-Dziękuję Ci , że mnie odprowadziłeś.
-Nie ma sprawy. - Uśmiechnął się łobuziarsko.
Zapytałam go czy zostanie z nami , odpowiedział :
-Nie wiem , ja raczej nie chce należeć do jakiejkolwiek watahy.
Wiedziałam ,że to drażliwy dla niego temat więc już nie pytałam.
-To ... do jutra. - Uśmiechnęłam się.
-Cześć. - Powiedział basior i spojrzał mi prosto w oczy po czym z uśmiechem opuścił jaskinię.
-Ratuj ...
Byłam zaskoczona , nagle poczułam się tak jak by coś mnie cofnęło i ocknęłam się. Zobaczyłam nad sobą wilczycę , która czuwała przy mnie . Wilczyca okazała się Medyczką. Wyrwała mnie ona z tej "wizji"
Wyszłam z jaskini i zobaczyłam Killeda , który zdawał się na mnie czekać. Zapytał mnie :
-Rapix co się stało ? Co to było ? Wszystko dobrze ?
-Aał ... nie wiem , to było dziwne jak bym uderzyła w jakąś barierę . Strasznie boli mnie głowa ... mam mętlik.
-Wstań , odprowadzę Cię do jaskini. - Rzekł do mnie Basior.
Spodobała mi się jego opiekuńczość. Szliśmy długo przez las i rozmawialiśmy o tym co się stało. Opowiedziałam Killedowi o ... innym świecie , i o błaganiach "Ratunku". Wilk był wyraźnie zadziwiony tym co mówię.
-Jak to się stało , że trafiłaś do "innego świata" ? - zapytał.
-Jestem wyrocznią , a wyrocznie często mają "schizy" , nie spodziewałam się jednak takiej "schizy".
-Więc mówisz , że masz "schizy" ? To zabawne. - Uśmiechnął się Basior.
-"Schizy" , wizje , tak to prawda zabawne , ale ten świat mnie martwi. Sama nie wiem jak tam trafiłam , czemu mnie zatrzymała jakaś bariera , a Ciebie nie ? . To wszystko jest dla mnie dziwne. - Odpowiedziałam.
-Wróćmy do jaskini , odpoczniesz i poczujesz się lepiej. - Powiedział basior.
Gdy doszliśmy na miejsce chciałam podziękować Killedowi , że mi pomógł to było miłe z jego strony.
-Dziękuję Ci , że mnie odprowadziłeś.
-Nie ma sprawy. - Uśmiechnął się łobuziarsko.
Zapytałam go czy zostanie z nami , odpowiedział :
-Nie wiem , ja raczej nie chce należeć do jakiejkolwiek watahy.
Wiedziałam ,że to drażliwy dla niego temat więc już nie pytałam.
-To ... do jutra. - Uśmiechnęłam się.
-Cześć. - Powiedział basior i spojrzał mi prosto w oczy po czym z uśmiechem opuścił jaskinię.
wtorek, 5 marca 2013
(Wataha Lata) od Deep'a
Wróciłem
z powrotem do watahy. Gdy byłem już koło jaskini słońce zaczęło
wschodzić, a inni budzili się. Miałem obawy: czy ktoś zauważył, że mnie
nie było? Wziąłem głęboki wdech i zdecydowanie wszedłem do jaskini.
Stałam pośrodku. Nie odzywałem się, tylko czekałem na reakcję innych.
Wilki popatrzyły na mnie, po czym wszyscy wrócili do swoich zajęć i nie
zwracali na mnie większej uwagi. Z ulgą poszedłem na swoje miejsce i
położyłem się. Zasnąłem. Śniłem o Perrie. O tym jak znów jesteśmy razem
i... lecimy. Nie wiedziałem dokąd. Nagle usłyszałem znajomy głos, który
radośnie witał mnie. Uśmiechnąłem się. Po chwili jednak zacząłem się
zastanawiać: czy we śnie słyszy się kogoś? Usłyszałem znów: ,,Deep,
obudź się!''. Szybko otworzyłem oczy i wstałem. Zobaczyłem przed sobą
Perrie. Na początku myślałem, że dalej śnię i zaraz się obudzę. Jednak
to była ona.
- Perrie! - wykrzyknąłem szczęśliwy i podbiegłem do niej. Przytuliliśmy się i nie puszczaliśmy siebie z objęć, dopóki nie poruszyła tego tematu. - Możemy lecieć do twojej watahy - uśmiechnęła się. Na chwilę stałem cicho, potem powiedziałem: - Nie musimy lecieć. Najważniejsze, że jesteśmy znowu razem. I zapraszam Ciebie na kolację. - Z przyjemnością przyjdę. Kiedy i gdzie? - Nad wodospadem, gdy słońce zejdzie. - Dobrze. A teraz wybacz, jestem zmęczona - położyła się z uśmiechem i zamknęła oczy. - To do zobaczenia na kolacji! - wykrzyknąłem i pobiegłam nad wodospad przyszykować wszystko. Po prostu nie mogłem się doczekać tego wieczoru. |
|
niedziela, 3 marca 2013
(Wataha Lata) od Verny
Kiedy Duch Lasy wparował, strażnik popatrzył się na mnie z pogardą, i gdzieś poszedł. Zostałam sama.
Nagle usłyszałam ściszone szepty. Szepty moich przyjaciół, wypuścili mnie i szybko zaczęliśmy kierować się w stronę Drzewa Życia.
Myślałam, że on będzie nas zatrzymywać a on nas wyrzucał z tej krainy. Cieszyłam się z tego.
-Wynoście się stąd! Natychmiast!-Wykrzyczało drzewo. My posłusznie, weszliśmy do portalu.
Dusze zaznały spokoju, aby mogliśmy ze świetnym spokojem, wracać do naszych watah.
Wyszliśmy z portalu. Słońce świeciło na niebieskim niebie, ptaki śpiewały, trawa pod łapami zielona.
Wilki rzuciły się na nas z radością, i zaczęły witać. Cieszyłam się że widzę swych pozostałych przyjaciół.
Spojrzałam kątem oka na Bejala który witał sie z wilczycami ze swojej watahy. Podeszłam do niego niepewnie.
-Bejal, może porozmawiamy? -Basior spojrzał na mnie zdziwiony ale się zgodził. Oddaliliśmy się od pozostałych. Usiadłam nad strumykiem, on przede mną.
-O czym chcesz porozmawiać? -Zapytał.
-No.. no bo... Nie wiem jak to powiedzieć. Co ja takiego zrobiłam że mnie nie cierpisz? -Zapytałam ze spuszczoną głową.
Nagle usłyszałam ściszone szepty. Szepty moich przyjaciół, wypuścili mnie i szybko zaczęliśmy kierować się w stronę Drzewa Życia.
Myślałam, że on będzie nas zatrzymywać a on nas wyrzucał z tej krainy. Cieszyłam się z tego.
-Wynoście się stąd! Natychmiast!-Wykrzyczało drzewo. My posłusznie, weszliśmy do portalu.
Dusze zaznały spokoju, aby mogliśmy ze świetnym spokojem, wracać do naszych watah.
Wyszliśmy z portalu. Słońce świeciło na niebieskim niebie, ptaki śpiewały, trawa pod łapami zielona.
Wilki rzuciły się na nas z radością, i zaczęły witać. Cieszyłam się że widzę swych pozostałych przyjaciół.
Spojrzałam kątem oka na Bejala który witał sie z wilczycami ze swojej watahy. Podeszłam do niego niepewnie.
-Bejal, może porozmawiamy? -Basior spojrzał na mnie zdziwiony ale się zgodził. Oddaliliśmy się od pozostałych. Usiadłam nad strumykiem, on przede mną.
-O czym chcesz porozmawiać? -Zapytał.
-No.. no bo... Nie wiem jak to powiedzieć. Co ja takiego zrobiłam że mnie nie cierpisz? -Zapytałam ze spuszczoną głową.
(Wataha Wiosny) - od Bejala
Byliśmy nadal w podziemi. Byłem jak w transie. Rozmowa z Nikitą… jakbym w niej nie uczestniczył duchem tylko ciałem. Pierwsze zadanie wykonane co do labiryntu. Ja tylko kroczyłem posępnie za grupą. Myślami byłem gdzie indziej. Zostały nam dwie pułapki. W szybki sposób poradziliśmy sobie z nimi i znaleźliśmy szczęśliwą Verne.
Musieliśmy szybko wracać do Drzewa Życia, aby jak najbezpieczniej dojść na powierzchnie. Powolutku zbliżyliśmy się do niego, oczywiście zauważyło nas natychmiast. Ale nie próbowało nas zatrzymać, wręcz przeciwnie niemal wygoniło nas z tej przedziwnej krainy.
- Wynoście się stąd! Natychmiast! – wykrzyczało za nami.
Każdy był szczęśliwy tym co się udało nam zrobić. Dusze zaznały spokoju, już nie prosiły o pomoc. Były spokojne tam… w niebie. Z zapartym tchem i ogromem przygód kierowaliśmy się ku górze.
Musieliśmy szybko wracać do Drzewa Życia, aby jak najbezpieczniej dojść na powierzchnie. Powolutku zbliżyliśmy się do niego, oczywiście zauważyło nas natychmiast. Ale nie próbowało nas zatrzymać, wręcz przeciwnie niemal wygoniło nas z tej przedziwnej krainy.
- Wynoście się stąd! Natychmiast! – wykrzyczało za nami.
Każdy był szczęśliwy tym co się udało nam zrobić. Dusze zaznały spokoju, już nie prosiły o pomoc. Były spokojne tam… w niebie. Z zapartym tchem i ogromem przygód kierowaliśmy się ku górze.
(Wataha Mroku) od Rosalie
Z opowiadań Nikity ten duch nie przerażał mnie aż tak bardzo, jak w
rzeczywistości. Jego twarz była przerażająca, a jego "naturalne perfumy"
po prostu powalały na kolana. Razem dawało to obraz złego ducha, z
ogromną mocą i pułapkami na nas. Jestem ciekawa, co też on nam
przygotował, ale nie chciałabym przeżyć tego na własnej skórze. Jeszcze
siostra Verny nas potwornie przeraziła, nigdy więcej. Może i w życiu
poza portalem śmiałabym się z tego, ale to miejsce działało na mnie
odwrotnie, odechciewało mi się jakichkolwiek żartów.
Szliśmy dalej, przez ten ogromny labirynt, a ja niezbyt uważałam, co dzieje się wokół mnie. Nie byłam ani z tyłu, ani z przodu, ani też z boku grupy, więc potencjalnie nic mi nie groziło, prawda? Jednak nie zastanawiając się zbytnio nad moim bezpieczeństwem ( a powinnam zważywszy na sytuację, w jakiej się znajdujemy ), ni stąd, ni zowąd, przypomniał mi się mój brat. Ciekawe, co u niego? Czy przypadkiem nie wpakował się w żadne kłopoty? Tak, jestem troskliwą, młodszą siostrzyczką, która zawsze pilnowała swojego nierozsądnego, starszego braciszka. Nie widziałam go od kilku miesięcy, zaczynałam tęsknić. Wiedziałam, że na pewno mieszka przy terenach DW, tylko nie wiedziałam, gdzie. I z kim? Czy nadal jest samotny? Dziwię mu się, naprawdę, jak on wytrzymał bez żadnego towarzystwa. Wielokrotnie próbowałam go namówić, by dołączył do watahy, lecz on się upiera. Ale tego powodu mi nie wyjawił.
Potrząsnęłam głową i wyrzuciłam z siebie tę myśl. Skupiłam się na wyprawie pomocniczej Vernie, by wybawić ją z szponów tej szkarady. Nie wiem jakim cudem, ale znalazłam się z boku grupy. Rozejrzałam się. Droga nieco nam się zwęszyła, więc nie dalibyśmy rady iść całą grupą. Wiał lekki, zimny wiatr, co nadawało temu miejscu prawdziwej grozy. Czułam, że niedługo będzie kolej na następną pułapkę...
Szliśmy dalej, przez ten ogromny labirynt, a ja niezbyt uważałam, co dzieje się wokół mnie. Nie byłam ani z tyłu, ani z przodu, ani też z boku grupy, więc potencjalnie nic mi nie groziło, prawda? Jednak nie zastanawiając się zbytnio nad moim bezpieczeństwem ( a powinnam zważywszy na sytuację, w jakiej się znajdujemy ), ni stąd, ni zowąd, przypomniał mi się mój brat. Ciekawe, co u niego? Czy przypadkiem nie wpakował się w żadne kłopoty? Tak, jestem troskliwą, młodszą siostrzyczką, która zawsze pilnowała swojego nierozsądnego, starszego braciszka. Nie widziałam go od kilku miesięcy, zaczynałam tęsknić. Wiedziałam, że na pewno mieszka przy terenach DW, tylko nie wiedziałam, gdzie. I z kim? Czy nadal jest samotny? Dziwię mu się, naprawdę, jak on wytrzymał bez żadnego towarzystwa. Wielokrotnie próbowałam go namówić, by dołączył do watahy, lecz on się upiera. Ale tego powodu mi nie wyjawił.
Potrząsnęłam głową i wyrzuciłam z siebie tę myśl. Skupiłam się na wyprawie pomocniczej Vernie, by wybawić ją z szponów tej szkarady. Nie wiem jakim cudem, ale znalazłam się z boku grupy. Rozejrzałam się. Droga nieco nam się zwęszyła, więc nie dalibyśmy rady iść całą grupą. Wiał lekki, zimny wiatr, co nadawało temu miejscu prawdziwej grozy. Czułam, że niedługo będzie kolej na następną pułapkę...
sobota, 2 marca 2013
(Wataha Lata) od Verny
-Co Ty chcesz ode mnie co? -Zapytałam Ducha Lasu.
-Mówiłem Ci, chce abyś została moją żoną. -Powiedział.
-Ale nie rozumiesz, ze ja nie chcę?
-Nie, nie rozumiem. -I wyparował.
Miałam już tego dość. Nie działa tutaj moja magia, nie mogłam użyć skrzydeł, kraty są zrobienia prawie az ze stali, nic ich nie ruszy. Nie wiedziała co robić. Siedząc tak, w kącie klatki, zastanawiam się co robią moi przyjaciele.
,,Pewnie mnie zostawili.." -Pomyślałam.
Nagle przyszedł mój niedoszły 'mąż' roześmiany.
-Verno, ale Ty masz przezabawnych znajomych. -Powiedział. Zerwałam się z miejsca.
-Co im zrobiłeś? -Warknęłam.
-A nic przeszli moją pułapkę, chcą Ciebie uratować, ale będą mieć wspaniałą śmierć na końcu labiryntu.
-Jak to? Oni weszli do labiryntu?
-Tak Tak... Głupcy. -Powiedział, i wyparował. Te jego nagłe znikanie i pojawianie zaczynało mnie naprawdę denerwować.
-Mówiłem Ci, chce abyś została moją żoną. -Powiedział.
-Ale nie rozumiesz, ze ja nie chcę?
-Nie, nie rozumiem. -I wyparował.
Miałam już tego dość. Nie działa tutaj moja magia, nie mogłam użyć skrzydeł, kraty są zrobienia prawie az ze stali, nic ich nie ruszy. Nie wiedziała co robić. Siedząc tak, w kącie klatki, zastanawiam się co robią moi przyjaciele.
,,Pewnie mnie zostawili.." -Pomyślałam.
Nagle przyszedł mój niedoszły 'mąż' roześmiany.
-Verno, ale Ty masz przezabawnych znajomych. -Powiedział. Zerwałam się z miejsca.
-Co im zrobiłeś? -Warknęłam.
-A nic przeszli moją pułapkę, chcą Ciebie uratować, ale będą mieć wspaniałą śmierć na końcu labiryntu.
-Jak to? Oni weszli do labiryntu?
-Tak Tak... Głupcy. -Powiedział, i wyparował. Te jego nagłe znikanie i pojawianie zaczynało mnie naprawdę denerwować.
(Wataha Lata) od Tashy
Oprócz magicznych zdolności, które
mogłyby mi się z pewnością przydać miałam jeszcze zdolności nie
magiczne. Teoretycznie je miałam, jednak nigdy nie przywiązywałam do
nich wagi. Ale można spróbować poćwiczyć np. szybkie bieganie. Ale
najpierw chciałam zapolować, więc ruszyłam w stronę lasu. Chciałam
zapolować na coś naprawdę dużego, ale pierwsze zwierze mi uciekło gdzieś
głębiej w las, tak jak parę kolejnych.
Chyba muszę zmienić taktykę.-
pomyślałam i na następnego zwierzaka czekałam przyczajona gdzieś w
krzakach. Jeden skok i jest mój. Ale przygotowując się do skoku zaczęłam
szeleścić w krzakach i zwierzę się spłoszyło. Kilka następnych również.
Więc i tej taktyki nie mogłam stosować. Nie umiałam wyskoczyć zza
krzaków bezszelestnie. Nie zrezygnowałam jednak z mojego polowania i
wymyśliłam następny sposób. Napad z wysokości. Po prostu wspięłam się na
drzewo i tam czekałam na zwierzaka do upolowania, który wkrótce się
pojawił. Cichutko wychyliłam się zza gałęzi i….. skoczyłam. Zwierzę
znalazło się pode mną. Roześmiałam się po wilczemu. Byłam z siebie
dumna. Złapałam jeszcze jednego kojota i stwierdziłam, że czas sobie
pobiegać. Biegałam po całym lesie, ale pamiętałam by zaznaczyć sobie
drogę powrotną do watahy. Po prostu od czasu do czasu używałam swojej
mocy, a raczej usiłowałam jej używać, ale to wystarczało. Kiedy zrobiło
się już bardzo ciemno postanowiłam wrócić do watahy. Ale i tym razem mój
„dodatkowy zmysł” mnie nie zawiódł i wróciłam bez problemów do jaskini.
Byłam bardzo zmęczona więc od razu zasnęłam.
piątek, 1 marca 2013
(Wataha Lata) - od Nikity
Ale się ucieszyłam, kiedy wszyscy mnie poparli, nawet Bejal, chociaż to nie sprawiło, że go bardziej polubiłam, wprost przeciwnie, za każdą sekundę jego wahań nad uratowaniem Verny, coraz bardziej za nim nie przepadałam. Nie lubiłam go tak jak większość wader. Dla mnie istniała pewna sprawdzona zasada- każdy basior oznacza kłopoty.
W każdym razie teraz szłam, wraz z resztą grupy w stronę cierniowego lasu, który bardziej przypominał labirynt. Zdziwiło mnie to, że Bejal nie postanowił przejąć dowodzenia, mimo, iż to on był Alfą, a nie ja. Przyznam szczerze, że nie protestowałam. Czułam się bardzo odpowiedzialna za ratunek siostry, kochałam ją, chociaż wcale nie zamierzałam przestać jej dokuczać, jeśli będzie przesadzać, w końcu od tego są siostry.
Przed wejściem do tego ponurego roślinnego labiryntu zawahałam się chwile i odwróciłam do innych.
-Jeśli chcecie zawrócić, to zróbcie to. Kiedy już wyjdziecie, prawdopodobnie nie ma odwrotu. Będziemy na jego terenach, nie wątpię, że czeka nas niejedno i nie dwa zagrożenia, lecz będą one na każdym kroku. Jednak czy naprawdę chcecie stawić temu czoło? Nie wolicie sobie zaczekać, aż pójdzie wyprawa złożona z najodważniejszych i najbardziej oddanych przyjaciołom wilków. Teraz macie ostatnią szansę.- Dobierałam odpowiednio słowa, aby tylko ich utwierdzić, że ratunek Verny jest właściwą decyzją. Miałam nawet chyba odrobinkę charyzmy, bo wszyscy nie tylko zgodzili się zostać, ale niektórzy spoglądali na innych wyzywająco, czekając, aż któryś z nich zrezygnuje. Podeszłam do Bejala, który miał trochę kwaśną minę na mój widok.
-Aż tak bardzo mnie nie lubisz?- Zapytał cicho
-Nie przepadam za tobą jak Verna, Aoime, albo jakakolwiek inna wadera w którejkolwiek watasze. Nigdy nie byłam romantyczką, mogę cię lubić, nie kochać, ale nawet na to, abym ciebie lubiła musisz zasłużyć. Oceniam wilki bo zdolnościach i charakterze, wiesz dlaczego zgodziłam się z Aoime przywrócić ci życie? A nie zataiłam, że to umiem, tak jak wiele innych rzeczy, o których nawet nie macie pojęcia i szczerze mówiąc, nawet nie chcielibyście wiedzieć... W każdym razie uratowałam cię, bo uznałam, że jesteś tego warty, więc proszę cię nie zmuszaj, bym musiała zmienić o tobie zdanie. Dam ci czyste konto, czy nazbierasz u mnie negatywne punkty, czy dodatnie to twoja decyzja, ale radzę ci się postarać, jeśli nie chcesz mieć problemów z kolejną waderą. Uwierz mi, ja ciebie nie kocham, więc potrafię ci zgotować piekło- mój uśmiech mógłby zasugerować, że jestem diabłem.- Verna będzie przy mnie malutkim problemikiem.
Roześmiałam się promiennie:
-Masz swoją szansę nie zmarnuj jej, tylko przyjaźń, ale musisz na nią zapracować.
-O...Okej.- Nawet gdybym nie czytała w myślach to i tak wiedziałabym, że jest bardzo zmieszany.- Zgoda. Przyjaźń.
-Miło, że się zgodziłeś- powiedziałam, po czym głośniej dodałam.- W drogę!
Cała ekipa ruszyła za mną i Bejalem na czele. Szykowała się dobra zabawa z tym śmierdzącym starym duchem, niech wie, że czeka go cała grupa rządnych mojej siostry wilków. A ja na pewno nie odpuszczę, ani ktokolwiek inny. Jednak, w miarę zagłębiania się w las, zaważyłam, że część wilków zaczyna powoli tracić pewność.
-Dlaczego nie mogliśmy po prostu polecieć?- Zapytała Aoime.
Ponieważ nie wszyscy mają skrzydła- odpowiedział jej Mortic.
-Dlatego, musimy jakoś odnaleźć drogę w tym... labiryncie.- Powiedziałam.- Nie mogłam, też kierować nas z góry, bo stracilibyśmy się z oczu, a nie powinniśmy się rozdzielać...
-Pojedynczo jesteśmy łatwym celem.- Dokończył za mnie Bejal, co sprawiło, że uznałam, że nie będzie już sprawiał problemów, wiedział już co powinien robić, nareszcie wziął sprawy w swoje ręce, zamiast narzekać oraz odgrywać odważnego i poszkodowanego.
-Tak- przyznałam mu rację- właśnie dlatego nie chciałam go atakować nawet z moimi klonami, magią i nawet z całą tą mocą. Wystarczy, że coś pójdzie nie tak i pojedynczy wilk jest pokonany, musimy na sobie polegać, jak do tej pory ja zawierzyłam wam moje życie i uważam, że wy możecie również zawierzyć mi wasze, ale teraz musimy uratować Vernę, nie chce zatrzymywać jej dłużej, niż byłoby trzeba. Na pewno ten duch wie już o tym, że tu jesteśmy i przygotował nam tu jesień średniowiecza, dlatego będziemy mieć trochę roboty. Drugą sprawą, która zapewne was nurtuje jest głód.
Kiedy to powiedziałam kilka wilków spojrzało na swój brzuch i pokiwali głowami. Oczywiście czar, który rzuciłam z Aoime od dawna przestał działać i to był cud, że wszyscy się trzymają.
-Tym się mogę zająć akurat sama i bez zaklęcia, czy wspominałam, że podczas powrotu stworzyłam kilka klonów, aby zajęło się jedzeniem?- Zapytałam.- Jeśli nie to już o tym wiecie. W każdym razie za chwilę będzie posiłek.
Skupiłam się, aby przywołać wilczyce, które kręciły się w pobliżu, po chwili wyskoczyło dziesięć moich kopii, a każda z nich niosła jedną zdobycz na plecach i jedną w pysku.
-Przygotujcie się na ucztę- powiedziała jedna z nich.
Dałam im godzinę, aby nasycili głód po czym powiedziałam:
-Czas ruszyć!
Wszyscy poszliśmy uważnie obserwując teren. W pewnym momencie pod wpływem uczucia odwróciłam się. W miejscu, w którym jeszcze kilka sekund temu, szliśmy po twardym gruncie, teraz było bagno. Wydałam zduszony krzyk zaskoczenia. Jeszcze chwilkę później byśmy przeszli i to by pochłonęło Aoime, która szła ostatnia.
-A więc zaczął swoją zabawę- mruknęłam.- Wie, że tu jesteśmy.
Wszyscy spojrzeli w tym kierunku co ja i ujrzeli formującą się twarz.
-Witam w waszym osobistym piekle, które przygotowałem.- Ten staruch miał naprawdę odrażającą twarz.- Och nie musicie się martwić, o swoją towarzyszkę Vernę. Uwierzcie mi, ja ją złamię. Prędzej czy później, ale to zrobię.
-Ty... - wysyczałam, a w moich oczach płonęła dzika furia. Wyrwałam się naprzód, aby zaatakować go, ale to była tylko iluzja. Kiedy jej dotknęłam, zamieniła się w drzewo, a ja mocno oberwałam w głowę, czułam, że świat przewrócił mi się przed oczami. Dokładnie tak jak wtedy... Jednak wspomnienie zniknęło. Spojrzałam przed siebie, po czym wyszeptałam.
-Zaraz... Myślę, że nic mi nie będzie.
-Nic ci nie będzie?- Aoime spojrzała na mnie dziwnie, po czym pokazała mi skinieniem głowy, coś na moim ciele, lub raczej W NIM, jakby to ładnie powiedzieć? Z mojego brzucha wystawało pół metra grubej ostrej gałęzi.
-Ups...- Mruknęłam.
-Ups?- Powiedziała zdenerwowana wadera.- Chcesz, aby zabiła nas Verna.
-Nie masz co się martwić, taka głupia nie jestem. No może czasami- uśmiechnęłam się.
Zerwałam połączenie z klonem i wróciłam do siebie pozwalając mu zniknąć. No tak, żyłam. Hurra!!!To nie był cud, tylko spryt. Nie odwołam jednego klona podczas uczty w pewnym momencie otaczając się barią niewidzialności. Sama tymczasem, szłam na samym czele. W końcu pozwoliłam stać się widzialna.
-Perrie, naprawdę nie pamiętasz tej sztuczki- wyszczerzyłam zęby.- Już ją raz widziałaś. Więc mówiłaś, że nastraszysz mnie bardziej, jednak na razie jest dwa do zera dla mnie, prawda Diano?
Milczała, wszyscy się uspokoili i ochłonęli, gdy wśród drzew rozległ się demoniczny śmiech.
-Gratulację, przeszłaś waszą pierwszą pułapkę. Jednak następne będą o wiele gorsze. Życzę szybkiej i przyjemnej śmierci, mam już nawet tortury przygotowane dla waszych dusz.
Nie rzuciłam się, aby znaleźć źródło, nikt się nie poruszył, aż w końcu Bejal odkrzyknął:
-Myślisz, że nas pokonasz! Pokażemy ci, że się mylisz!
-Powodzenia.- Ciemność pochłonęła nas wszystkich, dopóki basior nie zapłonął silnym ogniem.
-Nie chce was martwić, ale zawsze słyszałam, że większość potworów wychodzi nocą- powiedziałam to najdelikatniej jak mogłam.
Jakby na potwierdzenie moich słów, coś czerwonego rozbłysło wśród gałęzi, aby po chwili zniknąć, a wszystkie dźwięki wydały się intensywniejsze. Chwilami milkły, aby powrócić ze zdwojoną siłą.
W każdym razie teraz szłam, wraz z resztą grupy w stronę cierniowego lasu, który bardziej przypominał labirynt. Zdziwiło mnie to, że Bejal nie postanowił przejąć dowodzenia, mimo, iż to on był Alfą, a nie ja. Przyznam szczerze, że nie protestowałam. Czułam się bardzo odpowiedzialna za ratunek siostry, kochałam ją, chociaż wcale nie zamierzałam przestać jej dokuczać, jeśli będzie przesadzać, w końcu od tego są siostry.
Przed wejściem do tego ponurego roślinnego labiryntu zawahałam się chwile i odwróciłam do innych.
-Jeśli chcecie zawrócić, to zróbcie to. Kiedy już wyjdziecie, prawdopodobnie nie ma odwrotu. Będziemy na jego terenach, nie wątpię, że czeka nas niejedno i nie dwa zagrożenia, lecz będą one na każdym kroku. Jednak czy naprawdę chcecie stawić temu czoło? Nie wolicie sobie zaczekać, aż pójdzie wyprawa złożona z najodważniejszych i najbardziej oddanych przyjaciołom wilków. Teraz macie ostatnią szansę.- Dobierałam odpowiednio słowa, aby tylko ich utwierdzić, że ratunek Verny jest właściwą decyzją. Miałam nawet chyba odrobinkę charyzmy, bo wszyscy nie tylko zgodzili się zostać, ale niektórzy spoglądali na innych wyzywająco, czekając, aż któryś z nich zrezygnuje. Podeszłam do Bejala, który miał trochę kwaśną minę na mój widok.
-Aż tak bardzo mnie nie lubisz?- Zapytał cicho
-Nie przepadam za tobą jak Verna, Aoime, albo jakakolwiek inna wadera w którejkolwiek watasze. Nigdy nie byłam romantyczką, mogę cię lubić, nie kochać, ale nawet na to, abym ciebie lubiła musisz zasłużyć. Oceniam wilki bo zdolnościach i charakterze, wiesz dlaczego zgodziłam się z Aoime przywrócić ci życie? A nie zataiłam, że to umiem, tak jak wiele innych rzeczy, o których nawet nie macie pojęcia i szczerze mówiąc, nawet nie chcielibyście wiedzieć... W każdym razie uratowałam cię, bo uznałam, że jesteś tego warty, więc proszę cię nie zmuszaj, bym musiała zmienić o tobie zdanie. Dam ci czyste konto, czy nazbierasz u mnie negatywne punkty, czy dodatnie to twoja decyzja, ale radzę ci się postarać, jeśli nie chcesz mieć problemów z kolejną waderą. Uwierz mi, ja ciebie nie kocham, więc potrafię ci zgotować piekło- mój uśmiech mógłby zasugerować, że jestem diabłem.- Verna będzie przy mnie malutkim problemikiem.
Roześmiałam się promiennie:
-Masz swoją szansę nie zmarnuj jej, tylko przyjaźń, ale musisz na nią zapracować.
-O...Okej.- Nawet gdybym nie czytała w myślach to i tak wiedziałabym, że jest bardzo zmieszany.- Zgoda. Przyjaźń.
-Miło, że się zgodziłeś- powiedziałam, po czym głośniej dodałam.- W drogę!
Cała ekipa ruszyła za mną i Bejalem na czele. Szykowała się dobra zabawa z tym śmierdzącym starym duchem, niech wie, że czeka go cała grupa rządnych mojej siostry wilków. A ja na pewno nie odpuszczę, ani ktokolwiek inny. Jednak, w miarę zagłębiania się w las, zaważyłam, że część wilków zaczyna powoli tracić pewność.
-Dlaczego nie mogliśmy po prostu polecieć?- Zapytała Aoime.
Ponieważ nie wszyscy mają skrzydła- odpowiedział jej Mortic.
-Dlatego, musimy jakoś odnaleźć drogę w tym... labiryncie.- Powiedziałam.- Nie mogłam, też kierować nas z góry, bo stracilibyśmy się z oczu, a nie powinniśmy się rozdzielać...
-Pojedynczo jesteśmy łatwym celem.- Dokończył za mnie Bejal, co sprawiło, że uznałam, że nie będzie już sprawiał problemów, wiedział już co powinien robić, nareszcie wziął sprawy w swoje ręce, zamiast narzekać oraz odgrywać odważnego i poszkodowanego.
-Tak- przyznałam mu rację- właśnie dlatego nie chciałam go atakować nawet z moimi klonami, magią i nawet z całą tą mocą. Wystarczy, że coś pójdzie nie tak i pojedynczy wilk jest pokonany, musimy na sobie polegać, jak do tej pory ja zawierzyłam wam moje życie i uważam, że wy możecie również zawierzyć mi wasze, ale teraz musimy uratować Vernę, nie chce zatrzymywać jej dłużej, niż byłoby trzeba. Na pewno ten duch wie już o tym, że tu jesteśmy i przygotował nam tu jesień średniowiecza, dlatego będziemy mieć trochę roboty. Drugą sprawą, która zapewne was nurtuje jest głód.
Kiedy to powiedziałam kilka wilków spojrzało na swój brzuch i pokiwali głowami. Oczywiście czar, który rzuciłam z Aoime od dawna przestał działać i to był cud, że wszyscy się trzymają.
-Tym się mogę zająć akurat sama i bez zaklęcia, czy wspominałam, że podczas powrotu stworzyłam kilka klonów, aby zajęło się jedzeniem?- Zapytałam.- Jeśli nie to już o tym wiecie. W każdym razie za chwilę będzie posiłek.
Skupiłam się, aby przywołać wilczyce, które kręciły się w pobliżu, po chwili wyskoczyło dziesięć moich kopii, a każda z nich niosła jedną zdobycz na plecach i jedną w pysku.
-Przygotujcie się na ucztę- powiedziała jedna z nich.
Dałam im godzinę, aby nasycili głód po czym powiedziałam:
-Czas ruszyć!
Wszyscy poszliśmy uważnie obserwując teren. W pewnym momencie pod wpływem uczucia odwróciłam się. W miejscu, w którym jeszcze kilka sekund temu, szliśmy po twardym gruncie, teraz było bagno. Wydałam zduszony krzyk zaskoczenia. Jeszcze chwilkę później byśmy przeszli i to by pochłonęło Aoime, która szła ostatnia.
-A więc zaczął swoją zabawę- mruknęłam.- Wie, że tu jesteśmy.
Wszyscy spojrzeli w tym kierunku co ja i ujrzeli formującą się twarz.
-Witam w waszym osobistym piekle, które przygotowałem.- Ten staruch miał naprawdę odrażającą twarz.- Och nie musicie się martwić, o swoją towarzyszkę Vernę. Uwierzcie mi, ja ją złamię. Prędzej czy później, ale to zrobię.
-Ty... - wysyczałam, a w moich oczach płonęła dzika furia. Wyrwałam się naprzód, aby zaatakować go, ale to była tylko iluzja. Kiedy jej dotknęłam, zamieniła się w drzewo, a ja mocno oberwałam w głowę, czułam, że świat przewrócił mi się przed oczami. Dokładnie tak jak wtedy... Jednak wspomnienie zniknęło. Spojrzałam przed siebie, po czym wyszeptałam.
-Zaraz... Myślę, że nic mi nie będzie.
-Nic ci nie będzie?- Aoime spojrzała na mnie dziwnie, po czym pokazała mi skinieniem głowy, coś na moim ciele, lub raczej W NIM, jakby to ładnie powiedzieć? Z mojego brzucha wystawało pół metra grubej ostrej gałęzi.
-Ups...- Mruknęłam.
-Ups?- Powiedziała zdenerwowana wadera.- Chcesz, aby zabiła nas Verna.
-Nie masz co się martwić, taka głupia nie jestem. No może czasami- uśmiechnęłam się.
Zerwałam połączenie z klonem i wróciłam do siebie pozwalając mu zniknąć. No tak, żyłam. Hurra!!!To nie był cud, tylko spryt. Nie odwołam jednego klona podczas uczty w pewnym momencie otaczając się barią niewidzialności. Sama tymczasem, szłam na samym czele. W końcu pozwoliłam stać się widzialna.
-Perrie, naprawdę nie pamiętasz tej sztuczki- wyszczerzyłam zęby.- Już ją raz widziałaś. Więc mówiłaś, że nastraszysz mnie bardziej, jednak na razie jest dwa do zera dla mnie, prawda Diano?
Milczała, wszyscy się uspokoili i ochłonęli, gdy wśród drzew rozległ się demoniczny śmiech.
-Gratulację, przeszłaś waszą pierwszą pułapkę. Jednak następne będą o wiele gorsze. Życzę szybkiej i przyjemnej śmierci, mam już nawet tortury przygotowane dla waszych dusz.
Nie rzuciłam się, aby znaleźć źródło, nikt się nie poruszył, aż w końcu Bejal odkrzyknął:
-Myślisz, że nas pokonasz! Pokażemy ci, że się mylisz!
-Powodzenia.- Ciemność pochłonęła nas wszystkich, dopóki basior nie zapłonął silnym ogniem.
-Nie chce was martwić, ale zawsze słyszałam, że większość potworów wychodzi nocą- powiedziałam to najdelikatniej jak mogłam.
Jakby na potwierdzenie moich słów, coś czerwonego rozbłysło wśród gałęzi, aby po chwili zniknąć, a wszystkie dźwięki wydały się intensywniejsze. Chwilami milkły, aby powrócić ze zdwojoną siłą.
(Wataha Zimy) od Blizzard
Estrella zaprowadziła mnie nad ogromne jezioro. O tej porze dnia wyglądało cudownie. Promienie słońca odbijały się w krystalicznej wodzie, a wokoło słychać było szelest liści drzew.
-Ale tu pięknie…- zacząłem
Wilczyca odpowiedziała mi delikatnym uśmiechem. Podeszła nad brzeg i usiadła, a ja do niej dołączyłem. Trochę rozmawialiśmy, śmialiśmy się…
Nagle usłyszałem dziwny szelest. Odwróciłem się, lecz nic poza bujną roślinnością lasu nie zauważyłem.
-Co się dzieje?- zapytała zaniepokojona Estrella
Wtem kilkanaście metrów od nas mignął pomiędzy drzewami jakiś nieznajomy kształt.
„Nie wiem”- pomyślałem.
-Ale tu pięknie…- zacząłem
Wilczyca odpowiedziała mi delikatnym uśmiechem. Podeszła nad brzeg i usiadła, a ja do niej dołączyłem. Trochę rozmawialiśmy, śmialiśmy się…
Nagle usłyszałem dziwny szelest. Odwróciłem się, lecz nic poza bujną roślinnością lasu nie zauważyłem.
-Co się dzieje?- zapytała zaniepokojona Estrella
Wtem kilkanaście metrów od nas mignął pomiędzy drzewami jakiś nieznajomy kształt.
„Nie wiem”- pomyślałem.
(Wataha Zimy) od Estrelli
Zauważyłam jakiegoś wilka. Zapytałam go szorstko,myśląc, że jest wrogiem, bo nigdy wcześniej go nie widziałam:
- Kim jesteś ?!
- Spokojnie... Jestem Blizzard, nigdy cię wcześniej nie widziałem- odważnie odparł.
- Ja... jestem Estrella. I też cię jeszcze nigdy nie spotkałam.
"Na pewno nie jest wrogiem, pewnie by uciekł, albo mnie zaatakował. Alfa na pewno by wiedziała o jakimś nieproszonym gościu."- pomyślałam.
Jego futro lśniło w blasku słońca, a oczy przepełnione były dziwnym blaskiem, którego jeszcze nigdzie nie spotkałam.
- Co tu tak w ogóle robisz ?- przerwał nieco krępującą ciszę.
- Przyszłam na spacer. A ty ? Jakoś często nie spotykam tu wiele wilków.
- Ja podobnie jak ty. Myślałem, że coś upoluję, jednak głównie przyciągnął mnie tu ten zapach zielonych drzew...
- Nie wiedziałam, że samce lubią spacery, raczej woleliby uganiać się za zwierzyną i polować.
- Czasem trzeba sobie zrobić mały odpoczynek.
Zaczęliśmy rozmawiać i iść dalej. W ogóle nie czułam przelatującego gdzieś obok nas czasu. Wszystko jakby stanęło w miejscu. Byłam tylko ja i Blizzard...
- Kim jesteś ?!
- Spokojnie... Jestem Blizzard, nigdy cię wcześniej nie widziałem- odważnie odparł.
- Ja... jestem Estrella. I też cię jeszcze nigdy nie spotkałam.
"Na pewno nie jest wrogiem, pewnie by uciekł, albo mnie zaatakował. Alfa na pewno by wiedziała o jakimś nieproszonym gościu."- pomyślałam.
Jego futro lśniło w blasku słońca, a oczy przepełnione były dziwnym blaskiem, którego jeszcze nigdzie nie spotkałam.
- Co tu tak w ogóle robisz ?- przerwał nieco krępującą ciszę.
- Przyszłam na spacer. A ty ? Jakoś często nie spotykam tu wiele wilków.
- Ja podobnie jak ty. Myślałem, że coś upoluję, jednak głównie przyciągnął mnie tu ten zapach zielonych drzew...
- Nie wiedziałam, że samce lubią spacery, raczej woleliby uganiać się za zwierzyną i polować.
- Czasem trzeba sobie zrobić mały odpoczynek.
Zaczęliśmy rozmawiać i iść dalej. W ogóle nie czułam przelatującego gdzieś obok nas czasu. Wszystko jakby stanęło w miejscu. Byłam tylko ja i Blizzard...
Subskrybuj:
Posty (Atom)