piątek, 1 marca 2013

(Wataha Lata) - od Nikity

    Ale się ucieszyłam, kiedy wszyscy mnie poparli, nawet Bejal, chociaż to nie sprawiło, że go bardziej polubiłam, wprost przeciwnie, za każdą sekundę jego wahań nad uratowaniem Verny, coraz bardziej za nim nie przepadałam. Nie lubiłam go tak jak większość wader. Dla mnie istniała pewna sprawdzona zasada- każdy basior oznacza kłopoty.
    W każdym razie teraz szłam, wraz z resztą grupy w stronę cierniowego lasu, który bardziej przypominał labirynt. Zdziwiło mnie to, że Bejal nie postanowił przejąć dowodzenia, mimo, iż to on był Alfą, a nie ja. Przyznam szczerze, że nie protestowałam. Czułam się bardzo odpowiedzialna za ratunek siostry, kochałam ją, chociaż wcale nie zamierzałam przestać jej dokuczać, jeśli będzie przesadzać, w końcu od tego są siostry.
Przed wejściem do tego ponurego roślinnego labiryntu zawahałam się chwile i odwróciłam do innych.
-Jeśli chcecie zawrócić, to zróbcie to. Kiedy już wyjdziecie, prawdopodobnie nie ma odwrotu. Będziemy na jego terenach, nie wątpię, że czeka nas niejedno i nie dwa zagrożenia, lecz będą one na każdym kroku. Jednak czy naprawdę chcecie stawić temu czoło? Nie wolicie sobie zaczekać, aż pójdzie wyprawa złożona z najodważniejszych i najbardziej oddanych przyjaciołom wilków. Teraz macie ostatnią szansę.- Dobierałam odpowiednio słowa, aby tylko ich utwierdzić, że ratunek Verny jest właściwą decyzją. Miałam nawet chyba odrobinkę charyzmy, bo wszyscy nie tylko zgodzili się zostać, ale niektórzy spoglądali na innych wyzywająco, czekając, aż któryś z nich zrezygnuje. Podeszłam do Bejala, który miał trochę kwaśną minę na mój widok.
-Aż tak bardzo mnie nie lubisz?- Zapytał cicho
-Nie przepadam za tobą jak Verna, Aoime, albo jakakolwiek inna wadera w którejkolwiek watasze. Nigdy nie byłam romantyczką, mogę cię lubić, nie kochać, ale nawet na to, abym ciebie lubiła musisz zasłużyć. Oceniam wilki bo zdolnościach i charakterze, wiesz dlaczego zgodziłam się z Aoime przywrócić ci życie? A nie zataiłam, że to umiem, tak jak wiele innych rzeczy, o których nawet nie macie pojęcia i szczerze mówiąc, nawet nie chcielibyście wiedzieć... W każdym razie uratowałam cię, bo uznałam, że jesteś tego warty, więc proszę cię nie zmuszaj, bym musiała zmienić o tobie zdanie. Dam ci czyste konto, czy nazbierasz u mnie negatywne punkty, czy dodatnie to twoja decyzja, ale radzę ci się postarać, jeśli nie chcesz mieć problemów z kolejną waderą. Uwierz mi, ja ciebie nie kocham, więc potrafię ci zgotować piekło- mój uśmiech mógłby zasugerować, że jestem diabłem.- Verna będzie przy mnie malutkim problemikiem.
Roześmiałam się promiennie:
-Masz swoją szansę nie zmarnuj jej, tylko przyjaźń, ale musisz na nią zapracować.
-O...Okej.- Nawet gdybym nie czytała w myślach to i tak wiedziałabym, że jest bardzo zmieszany.- Zgoda. Przyjaźń.
-Miło, że się zgodziłeś- powiedziałam, po czym głośniej dodałam.- W drogę!
Cała ekipa ruszyła za mną i Bejalem na czele. Szykowała się dobra zabawa z tym śmierdzącym starym duchem, niech wie, że czeka go cała grupa rządnych mojej siostry wilków. A ja na pewno nie odpuszczę, ani ktokolwiek inny. Jednak, w miarę zagłębiania się w las, zaważyłam, że część wilków zaczyna powoli tracić pewność.
-Dlaczego nie mogliśmy po prostu polecieć?- Zapytała Aoime.
Ponieważ nie wszyscy mają skrzydła- odpowiedział jej Mortic.
-Dlatego, musimy jakoś odnaleźć drogę w tym... labiryncie.- Powiedziałam.- Nie mogłam, też kierować nas z góry, bo stracilibyśmy się z oczu, a nie powinniśmy się rozdzielać...
-Pojedynczo jesteśmy łatwym celem.- Dokończył za mnie Bejal, co sprawiło, że uznałam, że nie będzie już sprawiał problemów, wiedział już co powinien robić, nareszcie wziął sprawy w swoje ręce, zamiast narzekać oraz odgrywać odważnego i poszkodowanego.
-Tak- przyznałam mu rację- właśnie dlatego nie chciałam go atakować nawet z moimi klonami, magią i nawet z całą tą mocą. Wystarczy, że coś pójdzie nie tak i pojedynczy wilk jest pokonany, musimy na sobie polegać, jak do tej pory ja zawierzyłam wam moje życie i uważam, że wy możecie również zawierzyć mi wasze, ale teraz musimy uratować Vernę, nie chce zatrzymywać jej dłużej, niż byłoby trzeba. Na pewno ten duch wie już o tym, że tu jesteśmy i przygotował nam tu jesień średniowiecza, dlatego będziemy mieć trochę roboty. Drugą sprawą, która zapewne was nurtuje jest głód.
Kiedy to powiedziałam kilka wilków spojrzało na swój brzuch i pokiwali głowami. Oczywiście czar, który rzuciłam z Aoime od dawna przestał działać i to był cud, że wszyscy się trzymają.
-Tym się mogę zająć akurat sama i bez zaklęcia, czy wspominałam, że podczas powrotu stworzyłam kilka klonów, aby zajęło się jedzeniem?- Zapytałam.- Jeśli nie to już o tym wiecie. W każdym razie za chwilę będzie posiłek.
Skupiłam się, aby przywołać wilczyce, które kręciły się w pobliżu, po chwili wyskoczyło dziesięć moich kopii, a każda z nich niosła jedną zdobycz na plecach i jedną w pysku.
-Przygotujcie się na ucztę- powiedziała jedna z nich.
Dałam im godzinę, aby nasycili głód po czym powiedziałam:
-Czas ruszyć!
Wszyscy poszliśmy uważnie obserwując teren. W pewnym momencie pod wpływem uczucia odwróciłam się. W miejscu, w którym jeszcze kilka sekund temu, szliśmy po twardym gruncie, teraz było bagno. Wydałam zduszony krzyk zaskoczenia. Jeszcze chwilkę później byśmy przeszli i to by pochłonęło Aoime, która szła ostatnia.
-A więc zaczął swoją zabawę- mruknęłam.- Wie, że tu jesteśmy.
Wszyscy spojrzeli w tym kierunku co ja i ujrzeli formującą się twarz.
-Witam w waszym osobistym piekle, które przygotowałem.- Ten staruch miał naprawdę odrażającą twarz.- Och nie musicie się martwić, o swoją towarzyszkę Vernę. Uwierzcie mi, ja ją złamię. Prędzej czy później, ale to zrobię.
-Ty... - wysyczałam, a w moich oczach płonęła dzika furia. Wyrwałam się naprzód, aby zaatakować go, ale to była tylko iluzja. Kiedy jej dotknęłam, zamieniła się w drzewo, a ja mocno oberwałam w głowę, czułam, że świat przewrócił mi się przed oczami. Dokładnie tak jak wtedy... Jednak wspomnienie zniknęło. Spojrzałam przed siebie, po czym wyszeptałam.
-Zaraz... Myślę, że nic mi nie będzie.
-Nic ci nie będzie?- Aoime spojrzała na mnie dziwnie, po czym pokazała mi skinieniem głowy, coś na moim ciele, lub raczej W NIM, jakby to ładnie powiedzieć? Z mojego brzucha wystawało pół metra grubej ostrej gałęzi.
-Ups...- Mruknęłam.
-Ups?- Powiedziała zdenerwowana wadera.- Chcesz, aby zabiła nas Verna.
-Nie masz co się martwić, taka głupia nie jestem. No może czasami- uśmiechnęłam się.
Zerwałam połączenie z klonem i wróciłam do siebie pozwalając mu zniknąć. No tak, żyłam. Hurra!!!To nie był cud, tylko spryt. Nie odwołam jednego klona podczas uczty w pewnym momencie otaczając się barią niewidzialności. Sama tymczasem, szłam na samym czele. W końcu pozwoliłam stać się widzialna.
-Perrie, naprawdę nie pamiętasz tej sztuczki- wyszczerzyłam zęby.- Już ją raz widziałaś. Więc mówiłaś, że nastraszysz mnie bardziej, jednak na razie jest dwa do zera dla mnie, prawda Diano?
Milczała, wszyscy się uspokoili i ochłonęli, gdy wśród drzew rozległ się demoniczny śmiech.
-Gratulację, przeszłaś waszą pierwszą pułapkę. Jednak następne będą o wiele gorsze. Życzę szybkiej i przyjemnej śmierci, mam już nawet tortury przygotowane dla waszych dusz.
Nie rzuciłam się, aby znaleźć źródło, nikt się nie poruszył, aż w końcu Bejal odkrzyknął:
-Myślisz, że nas pokonasz! Pokażemy ci, że się mylisz!
-Powodzenia.- Ciemność pochłonęła nas wszystkich, dopóki basior nie zapłonął silnym ogniem.
-Nie chce was martwić, ale zawsze słyszałam, że większość potworów wychodzi nocą- powiedziałam to najdelikatniej jak mogłam.
Jakby na potwierdzenie moich słów, coś czerwonego rozbłysło wśród gałęzi, aby po chwili zniknąć, a wszystkie dźwięki wydały się intensywniejsze. Chwilami milkły, aby powrócić ze zdwojoną siłą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz