Wróciłem
z powrotem do watahy. Gdy byłem już koło jaskini słońce zaczęło
wschodzić, a inni budzili się. Miałem obawy: czy ktoś zauważył, że mnie
nie było? Wziąłem głęboki wdech i zdecydowanie wszedłem do jaskini.
Stałam pośrodku. Nie odzywałem się, tylko czekałem na reakcję innych.
Wilki popatrzyły na mnie, po czym wszyscy wrócili do swoich zajęć i nie
zwracali na mnie większej uwagi. Z ulgą poszedłem na swoje miejsce i
położyłem się. Zasnąłem. Śniłem o Perrie. O tym jak znów jesteśmy razem
i... lecimy. Nie wiedziałem dokąd. Nagle usłyszałem znajomy głos, który
radośnie witał mnie. Uśmiechnąłem się. Po chwili jednak zacząłem się
zastanawiać: czy we śnie słyszy się kogoś? Usłyszałem znów: ,,Deep,
obudź się!''. Szybko otworzyłem oczy i wstałem. Zobaczyłem przed sobą
Perrie. Na początku myślałem, że dalej śnię i zaraz się obudzę. Jednak
to była ona.
- Perrie! - wykrzyknąłem szczęśliwy i podbiegłem do niej. Przytuliliśmy się i nie puszczaliśmy siebie z objęć, dopóki nie poruszyła tego tematu. - Możemy lecieć do twojej watahy - uśmiechnęła się. Na chwilę stałem cicho, potem powiedziałem: - Nie musimy lecieć. Najważniejsze, że jesteśmy znowu razem. I zapraszam Ciebie na kolację. - Z przyjemnością przyjdę. Kiedy i gdzie? - Nad wodospadem, gdy słońce zejdzie. - Dobrze. A teraz wybacz, jestem zmęczona - położyła się z uśmiechem i zamknęła oczy. - To do zobaczenia na kolacji! - wykrzyknąłem i pobiegłam nad wodospad przyszykować wszystko. Po prostu nie mogłem się doczekać tego wieczoru. |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz