Byłem szczęśliwy wiedząc o swych umiejętnościach. Co prawda na razie umiałem tylko budzić naturę do życia... "A raczej pojedyncze kwiaty". Pomyślałem patrząc za siebie w kierunku Cassydy. Przy smutnej wilczycy była teraz Verna. Schowałem się za gęste krzewy. Po chwili Cass rozpromieniała, a wraz z nią druga wadera. Chciałem się przywitać, ale nie miałem na tyle odwagi. Odwróciłem się i pomaszerowałem w stronę mojej jaskini.
Przy jaskini powitał mnie mój drogi towarzysz, Słowik. Usiadł na pobliskim fiołku. Wtedy mnie olśniło.
- Udekoruję moją jaskinię! Jesteś kochany mój Słowiku.
Przyłożyłem łapy do zziębniętej ziemi obok jaskini. Szybko wyrosły białe róże, czerwone maki i złociste słoneczniki. Na dokładkę zrobiłem zielony dywan z mchu. "Wygląda świetnie". Pomyślałem patrząc na Słowika, przytakną mi patrząc w oczy. Uśmiechnąłem się do niego.
Zgłodniałem. Pożegnałem się z ptakiem i pobiegłem do Mrocznego Boru. Złapałem małego dzika. W pełni mi wystarczał. Byłem cały we krwi, nie chcąc kogoś przestraszyć umyłem się po cichu w Lodowej Fontannie i usnąłem marząc.
środa, 15 sierpnia 2012
(Wataha Lata) od Verny
Całą noc i cały dzień szukałam jej i miałam szczęście, że nie bardzo orientowała się w terenie, bo znalazłam ją przy Gorących Źródłach, a to nie było daleko z miejsca naszego rozstania.
Zmieniłam się na niewidzialną, i siedziałam koło wody nasłuchując co mówi Cassa:
- Och, tęsknię za moją Verną...
- Już, nie musisz tęsknić.– Powiedziałam jej.
Cassa zaskoczona patrzyła we wszystkie strony.
-Oj, przepraszam. Ty mnie nie widzisz.
Zmieniłam się na widoczną. Wadera z okrzykiem radości, skoczyła na mnie i zaczełam przytulać.
-Już dobrze, jestem tu kochana. –Powiedziałam.
-No tak, ale strasznie się cieszę, że tu jesteś.- I dalej mnie ściskała.
Wiedziałam że ktoś nas obserwuje, bo widziałam błysk rudo-złotej sierści… Nie przejmowałam się tym, teraz tylko zależało mi na tej wspaniałej chwili, kiedy uświadomiłam sobie, że Cassa jest moją najlepszą przyjaciółką na świecie. Moją Bratnią Duszą.
- Cassa… - Zaczęłam
- Taaak?
- Możemy razem założyć watahę.
Cassa jeszcze z większą radością mocniej mnie przytuliła i wyszeptała:
- Dziękuję…
Zmieniłam się na niewidzialną, i siedziałam koło wody nasłuchując co mówi Cassa:
- Och, tęsknię za moją Verną...
- Już, nie musisz tęsknić.– Powiedziałam jej.
Cassa zaskoczona patrzyła we wszystkie strony.
-Oj, przepraszam. Ty mnie nie widzisz.
Zmieniłam się na widoczną. Wadera z okrzykiem radości, skoczyła na mnie i zaczełam przytulać.
-Już dobrze, jestem tu kochana. –Powiedziałam.
-No tak, ale strasznie się cieszę, że tu jesteś.- I dalej mnie ściskała.
Wiedziałam że ktoś nas obserwuje, bo widziałam błysk rudo-złotej sierści… Nie przejmowałam się tym, teraz tylko zależało mi na tej wspaniałej chwili, kiedy uświadomiłam sobie, że Cassa jest moją najlepszą przyjaciółką na świecie. Moją Bratnią Duszą.
- Cassa… - Zaczęłam
- Taaak?
- Możemy razem założyć watahę.
Cassa jeszcze z większą radością mocniej mnie przytuliła i wyszeptała:
- Dziękuję…
(Wataha Mroku) od Naili
Smacznie sobie spałam, gdy obudził mnie śpiew ptaków, które ćwierkały tak ślicznie, że warto było posłuchać... Wyruszyłam na poranne polowanie. Ujrzałam swoją zdobycz, a konkretnie zająca. Rzuciłam się na niego, lecz ktoś miał ten sam pomysł. Śniadanie uciekło,a zaczęła się miła rozmowa:
- Cześć! -Zaczęłam pierwsza.
- Witaj!
- Nazywam się Naili. -Kiedy wypowiedziałam te słowa coś poruszyło się w krzakach, lecz obie to zignorowałyśmy.
- A ja mam na imię Eclipse.
- Jesteś samicą Alfa? -Ciągnęłam.
- Nie...Beta.
- Przepraszam, że spłoszyłam ci zdobycz.
- Obie się na niego rzuciłyśmy.
Zachichotałyśmy i ciągnęłyśmy rozmowę dalej, zbliżało się południe, gdy zaczęłyśmy się żegnać:
- Do zobaczenia! -Krzyknęła wilczyca odchodząc na zachód.
- Do zobaczenia! -Mówiąc to ruszyłam do jaskini.
Dziś nic nie jadłam, ale za to spotkałam przyjaciółkę. Zmęczona rozmową położyłam się by odpocząć...Kiedy wstałam czekała na mnie niespodzianka. Przed jaskinią leżała sarna.
- Cześć! -Zaczęłam pierwsza.
- Witaj!
- Nazywam się Naili. -Kiedy wypowiedziałam te słowa coś poruszyło się w krzakach, lecz obie to zignorowałyśmy.
- A ja mam na imię Eclipse.
- Jesteś samicą Alfa? -Ciągnęłam.
- Nie...Beta.
- Przepraszam, że spłoszyłam ci zdobycz.
- Obie się na niego rzuciłyśmy.
Zachichotałyśmy i ciągnęłyśmy rozmowę dalej, zbliżało się południe, gdy zaczęłyśmy się żegnać:
- Do zobaczenia! -Krzyknęła wilczyca odchodząc na zachód.
- Do zobaczenia! -Mówiąc to ruszyłam do jaskini.
Dziś nic nie jadłam, ale za to spotkałam przyjaciółkę. Zmęczona rozmową położyłam się by odpocząć...Kiedy wstałam czekała na mnie niespodzianka. Przed jaskinią leżała sarna.
(Wataha Lata) od Aniel
Pogrążona we wspomnieniach, patrzyłam na księżyc. "Od tych zdarzeń miną już dokładnie rok".- pomyślałam.- Torin miał racje, moce się uaktywniły w kilka dni po tym. Na szczęście posłuchałam go i po wyjściu z tamtego lasu nie udałam się do domu tylko ruszyłam do opuszczonej krainy jakieś dwa dni od lasu. W ciągu jednego dnia moce dokonały ogromnych zniszczeń, a w ciągu kilku następnych kraina ta zmieniła się w ogromne jezioro z wyspą po środku, na której się ocknęłam. Tam zostałam przez ponad dziesięć miesięcy, ucząc się panować nad mocami. W końcu wyspa stała się moim domem, nazwałam ją Liliową Wyspą, a jezioro Liliowym Jeziorem.
wtorek, 14 sierpnia 2012
(Wataha Zimy) od Aniel
Pewnej nocy, w moje drugie urodziny wymknęłam się na polowanie. Nie wiedząc o tym udałam się do lasu zamieszkiwanego przez niebezpieczne wilki. Tam spotkałam Torina, w chwili, gdy oznajmił mi, że jest bratem mojego ojca między nami zjawiła się Alisja. Dwójka znała się z przeszłości, choć ona nie powitała go z entuzjazmem.
Torin odszedł kawałek z nią i powiedział coś Alisji, nie wiedziałam co to, ale jej mina mówiła mi, że to coś poważnego. Po chwili oznajmiła mi, że musi iść razem z Torinem i nie wie kiedy wróci. Spanikowana zaczęłam krzyczeć i kłócić się, wtedy Torin powiedział mi, że Alisja i tak musiała by mnie na jakiś czas opuścić, gdyż moje moce miały się niebawem obudzić i mogło by coś stać się zarówno jej, jak każdemu, kto znajdzie się w pobliżu.
Po długiej kłótni poddałam się, udało mi się to ukryć, ale czułam się jakbym straciła już wszystko, co było mi drogie. Wilki odprowadziły mnie do krańcu lasu. I zniknęły.
Zostałam sama...
Wtedy ogarnęła mnie determinacja- Nie będę sama, nigdy! Patrząc na księżyc w pełni, złożyłam przysięgę:
- Stworze nowe, potężniejsze, niż jakiekolwiek inne stado. Stado Zimy!
Torin odszedł kawałek z nią i powiedział coś Alisji, nie wiedziałam co to, ale jej mina mówiła mi, że to coś poważnego. Po chwili oznajmiła mi, że musi iść razem z Torinem i nie wie kiedy wróci. Spanikowana zaczęłam krzyczeć i kłócić się, wtedy Torin powiedział mi, że Alisja i tak musiała by mnie na jakiś czas opuścić, gdyż moje moce miały się niebawem obudzić i mogło by coś stać się zarówno jej, jak każdemu, kto znajdzie się w pobliżu.
Po długiej kłótni poddałam się, udało mi się to ukryć, ale czułam się jakbym straciła już wszystko, co było mi drogie. Wilki odprowadziły mnie do krańcu lasu. I zniknęły.
Zostałam sama...
Wtedy ogarnęła mnie determinacja- Nie będę sama, nigdy! Patrząc na księżyc w pełni, złożyłam przysięgę:
- Stworze nowe, potężniejsze, niż jakiekolwiek inne stado. Stado Zimy!
(Wataha Lata) od Verny
„Nie wiem, co się ze mną stało, przecież od razu mogłam jej powiedzieć, że chcę mieć z nią tą watahę, ale co będzie jeśli obie będziemy chciały być Alfami?” –Myślałam lecąc na Wzgórzu Wielkiego Ducha.
„Nie chcę z nią walczyć o stanowisko, jest dla mnie jak siostra”
Przed oczami pojawiły mi się wszystkie śmieszne i radosne wspomnienia z Cassi. Potrząsnęłam głową jakbym chciała zmyć wszystkie zdarzenia z głowy…
„Nie chcę o tym myśleć” –Pomyślałam stanowczo. Byłam już nie daleko mojego wzgórza. To miejsce było dla mnie szczególnie ważne, daleko jak sięgam pamięcią zawsze przychodziłam tam. Tym razem zdawało mi się że to wzgórze mnie wzywało. Nie opierałam się temu uczuciu tylko leciałam co sił w skrzydłach aby jak najszybciej tam się znaleźć.
Wylądowałam miękko na trawie, rozejrzałam się wokoło czy nie ma nikogo. Tylko kilka ptaszków.
„Ech, jak zawsze pustka” –Uśmiechnęłam się w duchu i pobiegłam na małą polankę, była otoczona lasem mieszanym, w powietrzu unosiła się woń fiołków. Słońce wysoko górowało na niebie. Położyłam się na środku, tam gdzie najwięcej docierało promieni słonecznych i myślałam.
Nie wiadomo kiedy nastała noc. Postanowiłam usiąść przed wielkim dębem. Nagle wiatr do mnie przemówił:
-Witaj Verno.
- Witaj wietrze, czy coś się stało?
- Tak, Twoja przyjaciółka jest strasznie załamana i postanowiła pójść do Wielkiej Groty… -Powiedział Wiatr
- Ale przecież tam jest niebezpiecznie!
- Tak i musisz coś z tym zrobić. Spróbuj ją znaleźć jak najszybciej.
- Dobrze, dziękuję za powiadomienie.- Powiedziałam
- Proszę, będę Cię informował na bieżąco.
- A, jeszcze coś, możesz zobaczyć co się dzieje z Bejalem?
- Dobrze kochana.
I już go nie było. Siedziałam z wyrzutami sumienia.
„Po co ją zostawiłam? I po co do ptasiego dzioba powiedziałam jej o Wielkiej Grocie?”
Bez zastanowienia poleciałam co sił w skrzydła, szukać Cassy.
„Nie chcę z nią walczyć o stanowisko, jest dla mnie jak siostra”
Przed oczami pojawiły mi się wszystkie śmieszne i radosne wspomnienia z Cassi. Potrząsnęłam głową jakbym chciała zmyć wszystkie zdarzenia z głowy…
„Nie chcę o tym myśleć” –Pomyślałam stanowczo. Byłam już nie daleko mojego wzgórza. To miejsce było dla mnie szczególnie ważne, daleko jak sięgam pamięcią zawsze przychodziłam tam. Tym razem zdawało mi się że to wzgórze mnie wzywało. Nie opierałam się temu uczuciu tylko leciałam co sił w skrzydłach aby jak najszybciej tam się znaleźć.
Wylądowałam miękko na trawie, rozejrzałam się wokoło czy nie ma nikogo. Tylko kilka ptaszków.
„Ech, jak zawsze pustka” –Uśmiechnęłam się w duchu i pobiegłam na małą polankę, była otoczona lasem mieszanym, w powietrzu unosiła się woń fiołków. Słońce wysoko górowało na niebie. Położyłam się na środku, tam gdzie najwięcej docierało promieni słonecznych i myślałam.
Nie wiadomo kiedy nastała noc. Postanowiłam usiąść przed wielkim dębem. Nagle wiatr do mnie przemówił:
-Witaj Verno.
- Witaj wietrze, czy coś się stało?
- Tak, Twoja przyjaciółka jest strasznie załamana i postanowiła pójść do Wielkiej Groty… -Powiedział Wiatr
- Ale przecież tam jest niebezpiecznie!
- Tak i musisz coś z tym zrobić. Spróbuj ją znaleźć jak najszybciej.
- Dobrze, dziękuję za powiadomienie.- Powiedziałam
- Proszę, będę Cię informował na bieżąco.
- A, jeszcze coś, możesz zobaczyć co się dzieje z Bejalem?
- Dobrze kochana.
I już go nie było. Siedziałam z wyrzutami sumienia.
„Po co ją zostawiłam? I po co do ptasiego dzioba powiedziałam jej o Wielkiej Grocie?”
Bez zastanowienia poleciałam co sił w skrzydła, szukać Cassy.
(Wataha Mroku) nowy członek - Still
Imię: Still
Płeć: Samiec
Wiek: 3 lata
Stanowisko:Samiec Gamma
Żywioł: Iluzja
Moce: czyta w myślach przeciwnika, przenosi się za pomocą myśli
Charakter: waleczny, władczy, mądry, pomysłowy, odważny, tajemniczy.
Rodzina: brak
Partnerka: zakochany w Naili
Właścicielka: ratchetandclank (Howrse)
Lvl: 1
Płeć: Samiec
Wiek: 3 lata
Stanowisko:Samiec Gamma
Żywioł: Iluzja
Moce: czyta w myślach przeciwnika, przenosi się za pomocą myśli
Charakter: waleczny, władczy, mądry, pomysłowy, odważny, tajemniczy.
Rodzina: brak
Partnerka: zakochany w Naili
Właścicielka: ratchetandclank (Howrse)
Lvl: 1
(Wataha Mroku) od Naili
Jak co pełnie szłam mroczną ścieżką przez las. Tu księżyc wydawał się piękniejszy niż w innych miejscach tego zakątka. Nagle usłyszałam wycie wilka.,,To pewnie samica alfa" -myśl przeszła mi przez głowę.,,Jestem tu nowa więc muszę się z nią zapoznać,na pewno jest miła i władcza"-pomyślałam.
Po kilku minutach zrobiłam się senna, więc znalazłam małą jaskinie obok błękitnego jeziorka. Za parę minut obudził mnie szelest, ktoś do mnie podchodził,wyszłam z jaskini i rozglądałam się wokół siebie.
Była tu sarna, wyczułam to. Zrobiłam się głodna i ruszyłam za tropem...
Po kilku minutach zrobiłam się senna, więc znalazłam małą jaskinie obok błękitnego jeziorka. Za parę minut obudził mnie szelest, ktoś do mnie podchodził,wyszłam z jaskini i rozglądałam się wokół siebie.
Była tu sarna, wyczułam to. Zrobiłam się głodna i ruszyłam za tropem...
(Wataha Wiosny) od Bejala
Leżałem w mojej jaskini. Bezpieczny. Było trochę zimno, bo moja jaskinia nie wyglądała za pięknie. "Przydał by się miękki mech", pomyślałem odwracając się do promieni Słońca, które obudziły mnie dzisiaj. Nagle usłyszałem przepiękny śpiew. To był słowik. Wydawało mi się, że coś do mnie mówi. Usiadł mi na barku, świergotał tak przepięknie...
Usnąłem myśląc o dawnym domu. Przyśniła mi się macocha. Zerwałem się jak oparzony. "Nigdy więcej!".
Wstałem, słońce już górowało. Poszedłem w kierunku Gorących Źródeł. Byłem bardzo spragniony. Zauważyłem Cassydy. Lekko speszony przystanąłem. Jednak i tak mnie zauważyła. Uśmiechnąłem się do niej i cicho przywitałem.
- Cześć. Pamiętasz mnie.?
- Jak mogłabym zapomnieć? -Uśmiechnęła się przez łzy.
- Coś się stało?
- Długo by opowiadać...
-Rozumiem. Nie będę Cię zamęczał pytaniami.
Położyłem się cicho obok niej. Strasznie było mi jej żal. Położyłem łapy obok jej mokrych od łez łapek.
Nagle coś zaczęło się dziać. Ziemia lekko się poruszyła pod moimi łapami. "Co się dzieje?" Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Piękny krwisty tulipan pojawił się pod moimi łapami.
- Jesteś magiem ognia! -Krzykneła Cassy.
- Ja.. Ja... - Zacząłem się niezdarnie jąkać. - Jakim cudem?
-To dlatego tak kochasz Słońce!
Przytuliłem się do Cass. Byłem taki szczęśliwy. "Jestem magiem ognia, jestem magiem ognia..". Powtarzałem w myślach. "Czyli, że umiem tworzyć kule ognia!".
-Nie! Nie możesz zacząć tworzyć kuli ognia tak szybko. Najpierw zacznij się uczyć dyscypliny, bo możesz kogoś skrzywdzić. Idź do domu.! Naucz się.
- Skąd ty wie..- Przerwała mi Cass.
- Idź!
Usnąłem myśląc o dawnym domu. Przyśniła mi się macocha. Zerwałem się jak oparzony. "Nigdy więcej!".
Wstałem, słońce już górowało. Poszedłem w kierunku Gorących Źródeł. Byłem bardzo spragniony. Zauważyłem Cassydy. Lekko speszony przystanąłem. Jednak i tak mnie zauważyła. Uśmiechnąłem się do niej i cicho przywitałem.
- Cześć. Pamiętasz mnie.?
- Jak mogłabym zapomnieć? -Uśmiechnęła się przez łzy.
- Coś się stało?
- Długo by opowiadać...
-Rozumiem. Nie będę Cię zamęczał pytaniami.
Położyłem się cicho obok niej. Strasznie było mi jej żal. Położyłem łapy obok jej mokrych od łez łapek.
Nagle coś zaczęło się dziać. Ziemia lekko się poruszyła pod moimi łapami. "Co się dzieje?" Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Piękny krwisty tulipan pojawił się pod moimi łapami.
- Jesteś magiem ognia! -Krzykneła Cassy.
- Ja.. Ja... - Zacząłem się niezdarnie jąkać. - Jakim cudem?
-To dlatego tak kochasz Słońce!
Przytuliłem się do Cass. Byłem taki szczęśliwy. "Jestem magiem ognia, jestem magiem ognia..". Powtarzałem w myślach. "Czyli, że umiem tworzyć kule ognia!".
-Nie! Nie możesz zacząć tworzyć kuli ognia tak szybko. Najpierw zacznij się uczyć dyscypliny, bo możesz kogoś skrzywdzić. Idź do domu.! Naucz się.
- Skąd ty wie..- Przerwała mi Cass.
- Idź!
(Wataha Jesieni) od Katherine
Szłam przez las, szukając odpowiedniej jaskini do zamieszkania. W oddali zauważyłam mała grotę, schowaną między liśćmi. Szybko podbiegłam do tego miejsca. Odchyliłam liście i weszłam do jaskini.
- Jak tu pięknie!- zachwyciłam się- Trzeba tylko trochę ją ozdobić....
Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam wilczyce.
-Witaj! Jestem Verry!
-Miło poznać-uśmiechnęłam się- Jestem Kate.
Pokazałam łapą na podłogę i zaproponowałam, żeby usiadła. Do wieczora rozmawiałyśmy, opowiadając sobie o podróżach jakie odbyłyśmy.
- Jak tu pięknie!- zachwyciłam się- Trzeba tylko trochę ją ozdobić....
Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam wilczyce.
-Witaj! Jestem Verry!
-Miło poznać-uśmiechnęłam się- Jestem Kate.
Pokazałam łapą na podłogę i zaproponowałam, żeby usiadła. Do wieczora rozmawiałyśmy, opowiadając sobie o podróżach jakie odbyłyśmy.
(Wataha Jesieni) nowy członek - Katherine
Imię: Katherine
Płeć: Samica
Wiek: 1650 lat
Stanowisko: Samica Alfa
Żywioł: Ziemia
Moce: Ożywia i włada roślinnością, rozmawia ze zwierzętami, przemienia się w dowolne zwierzę, czyta w myślach
Charakter: Stanowcza, rozsądna, opanowana, zaradna
Rodzina: Nie znana...
Partner/Partnerka: Szuka
Właściciel: ~Esencja~ (Howrse)
Lvl: 1
Płeć: Samica
Wiek: 1650 lat
Stanowisko: Samica Alfa
Żywioł: Ziemia
Moce: Ożywia i włada roślinnością, rozmawia ze zwierzętami, przemienia się w dowolne zwierzę, czyta w myślach
Charakter: Stanowcza, rozsądna, opanowana, zaradna
Rodzina: Nie znana...
Partner/Partnerka: Szuka
Właściciel: ~Esencja~ (Howrse)
Lvl: 1
(Wataha Lata) od Verny
Obudziłam się wcześniej niż Cassidy, więc postanowiłam zrobić obchód terenu… Może jakieś niewinne zbłąkane zwierze włóczy się w znalezieniu schronienia? Idąc przez zarośla ujrzałam śpiącą małą sarenkę, ucieszyłam się.
„To będzie nasze śniadanie” – Pomyślałam. Pobiegłam do naszego zakątka. I się położyłam na swoim miejscu i czekałam na zbudzenie Cassy. Rozmyślałam o tym Bejalu- Samcu Alfa Wików Wiosny. ”Ach, jaki on jest piękny, ta jego złocisto-pomarańczowa sierść. Ciekawe jak to jest przytulić się do niego”
Kichnięcie. Podskoczyłam zaskoczona i odwróciłam się do wilczycy.
-Na zdrowie!- Powiedziałam radośnie . – Masz ochotę na śniadanie? –Zapytałam się jej nawet nie czkając na odpowiedź.
-Dzięki, chętnie masz już coś? –Podniosła się z legowiska .
-Nie, zapolujemy razem. – Uśmiechnęłam się i zaczęłam iść w stronę miejsca, gdzie była śpiąca sarna.
Cassa pobiegła za mną.
Po późnym śniadaniu, oprowadziłam towarzyszkę po części lasów i łąk mojej krainy- mojego domu.
Lekko zmęczona Cassa przysiadła na leżącym pniu i wąchała las. Na ten widok zaczęłam się śmiać. Cassa dołączyła się, śmiałyśmy się tak bardzo, że spadła z pnia. Zaczęłyśmy jeszcze głośniej się śmiać. „Chciałabym aby ta chwila trwała wiecznie” –Pomyślałam.
-To cudowne miejsce – Zaczęła Cassa. Przytaknęłam. –Co byś powiedziała na…
Zawahała się. Czekałam na to co mi powie.
-Załóżmy watahę! – Cassa powiedziała pewnie, patrzyła na mnie hardo i stanowczo, pytająco.
Siedziałam w milczeniu ładne parę chwil. Nie wiedziałam co powiedzieć. Spojrzałam na waderę.
Patrzyła na mnie spokojnie, ale wydawało mi się, że tez błagalnie.
-Cassi, wiesz, że bardzo Cię lubię, wiem, że nie znamy się tak długo, jesteś dla mnie jak siostra ale…
Muszę to wszystko przemyśleć. Jak będę gotowa to przylecę do Ciebie i Ci powiem jaka jest moja decyzja.
Nie czekałam na odpowiedź wadery, odwróciłam się szybko i na oślep, aby tam rozwinąć skrzydła i polecieć w miejsce w które znam tylko ja. Do Wzgórza Wielkiego Ducha.
„To będzie nasze śniadanie” – Pomyślałam. Pobiegłam do naszego zakątka. I się położyłam na swoim miejscu i czekałam na zbudzenie Cassy. Rozmyślałam o tym Bejalu- Samcu Alfa Wików Wiosny. ”Ach, jaki on jest piękny, ta jego złocisto-pomarańczowa sierść. Ciekawe jak to jest przytulić się do niego”
Kichnięcie. Podskoczyłam zaskoczona i odwróciłam się do wilczycy.
-Na zdrowie!- Powiedziałam radośnie . – Masz ochotę na śniadanie? –Zapytałam się jej nawet nie czkając na odpowiedź.
-Dzięki, chętnie masz już coś? –Podniosła się z legowiska .
-Nie, zapolujemy razem. – Uśmiechnęłam się i zaczęłam iść w stronę miejsca, gdzie była śpiąca sarna.
Cassa pobiegła za mną.
Po późnym śniadaniu, oprowadziłam towarzyszkę po części lasów i łąk mojej krainy- mojego domu.
Lekko zmęczona Cassa przysiadła na leżącym pniu i wąchała las. Na ten widok zaczęłam się śmiać. Cassa dołączyła się, śmiałyśmy się tak bardzo, że spadła z pnia. Zaczęłyśmy jeszcze głośniej się śmiać. „Chciałabym aby ta chwila trwała wiecznie” –Pomyślałam.
-To cudowne miejsce – Zaczęła Cassa. Przytaknęłam. –Co byś powiedziała na…
Zawahała się. Czekałam na to co mi powie.
-Załóżmy watahę! – Cassa powiedziała pewnie, patrzyła na mnie hardo i stanowczo, pytająco.
Siedziałam w milczeniu ładne parę chwil. Nie wiedziałam co powiedzieć. Spojrzałam na waderę.
Patrzyła na mnie spokojnie, ale wydawało mi się, że tez błagalnie.
-Cassi, wiesz, że bardzo Cię lubię, wiem, że nie znamy się tak długo, jesteś dla mnie jak siostra ale…
Muszę to wszystko przemyśleć. Jak będę gotowa to przylecę do Ciebie i Ci powiem jaka jest moja decyzja.
Nie czekałam na odpowiedź wadery, odwróciłam się szybko i na oślep, aby tam rozwinąć skrzydła i polecieć w miejsce w które znam tylko ja. Do Wzgórza Wielkiego Ducha.
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
(Wataha Lata) od Cassy
Zapach bzu, miękkość mchu, poczucie, że obok znajduje się ktoś, komu można zaufać sprawiły, iż zasnęłam kiedy tylko się położyłam. Cieszyłam się, że ze wszystkich wilków znajdujących się w okolicy wybrałam właśnie ją. Widać było, że była dobrze obeznana w terenie i potrafi sobie radzić. Lubiłam otaczać się takimi stworzeniami.
Nie wiedziałam, że byłam aż tak zmęczona, ale gdy obudziłam się rano, słońce było już na samym szczycie nieba. Na początku nie kojarzyłam nawet, gdzie się znajduje, dopiero po chwili zobaczyłam biało-czarną, drobną wilczyce. "Verna!". Olśnienie spadło na mnie niczym płatek bzu na mój nos.
Nie kontrolowane kichniecie kichnięcie.
Wadera jakby lekko zaskoczona, podskoczyła, po czym odwróciła się w moją stronę.
- Na zdrowie! - Powiedziała radośnie - Masz ochotę na śniadanie? - zapytała zanim odpowiedziałam cokolwiek.
- Dzięki, chętnie. Masz już coś? - Podniosłam się z legowiska. Zastanawiało mnie, po co zadawałam jej pytania, skoro mogłam to po prostu z niej wyczytać, może po prostu lubiłam z nią rozmawiać.
- Nie, zapolujemy razem - Uśmiechnęła się i zaczęła iść w kierunku, gdzie przed moja pobudką widziała małą sarenkę.
Też się uśmiechnęłam i pobiegłam jej śladem.
Śniadanie może nie było bardzo obfite, ale zawsze można było zjeść coś większego na obiad. Verna oprowadziła mnie po części tutejszych lasów i łąk. Z każdym dniem ta kraina wydaje mi się piękniejsza.
Przysiadłam na omszonym, leżącym pniu i wąchałam las. Słyszałam jak wadera śmieje się ze mnie, w końcu ja również się roześmiałam, tak bardzo, że z pnia upadłam w tył na miękki dywan traw. Śmiałyśmy się jeszcze bardziej.
W tedy już wiedziałam, że tu jest moje miejsce na świecie i że to właśnie tu pragnę zostać na wieki...
- To cudowne miejsce - zaczęłam, a wilczyca przytaknęła mi - Co byś powiedziała... - zawahałam się, to nie tak powinno brzmieć! - Załóżmy watahę!- te słowa wypowiedziałam pewnie, zupełnie nie swoim tonem, niby wyrzut.
Patrzyłam w oczy Verny, hardo i stanowczo, jednak gdzieś głęboko pytająco. Bałam się jej odpowiedzi, że wyśmieje mnie, zostawi znowu samą na tym ogromnym świecie.
Nie wiedziałam, że byłam aż tak zmęczona, ale gdy obudziłam się rano, słońce było już na samym szczycie nieba. Na początku nie kojarzyłam nawet, gdzie się znajduje, dopiero po chwili zobaczyłam biało-czarną, drobną wilczyce. "Verna!". Olśnienie spadło na mnie niczym płatek bzu na mój nos.
Nie kontrolowane kichniecie kichnięcie.
Wadera jakby lekko zaskoczona, podskoczyła, po czym odwróciła się w moją stronę.
- Na zdrowie! - Powiedziała radośnie - Masz ochotę na śniadanie? - zapytała zanim odpowiedziałam cokolwiek.
- Dzięki, chętnie. Masz już coś? - Podniosłam się z legowiska. Zastanawiało mnie, po co zadawałam jej pytania, skoro mogłam to po prostu z niej wyczytać, może po prostu lubiłam z nią rozmawiać.
- Nie, zapolujemy razem - Uśmiechnęła się i zaczęła iść w kierunku, gdzie przed moja pobudką widziała małą sarenkę.
Też się uśmiechnęłam i pobiegłam jej śladem.
Śniadanie może nie było bardzo obfite, ale zawsze można było zjeść coś większego na obiad. Verna oprowadziła mnie po części tutejszych lasów i łąk. Z każdym dniem ta kraina wydaje mi się piękniejsza.
Przysiadłam na omszonym, leżącym pniu i wąchałam las. Słyszałam jak wadera śmieje się ze mnie, w końcu ja również się roześmiałam, tak bardzo, że z pnia upadłam w tył na miękki dywan traw. Śmiałyśmy się jeszcze bardziej.
W tedy już wiedziałam, że tu jest moje miejsce na świecie i że to właśnie tu pragnę zostać na wieki...
- To cudowne miejsce - zaczęłam, a wilczyca przytaknęła mi - Co byś powiedziała... - zawahałam się, to nie tak powinno brzmieć! - Załóżmy watahę!- te słowa wypowiedziałam pewnie, zupełnie nie swoim tonem, niby wyrzut.
Patrzyłam w oczy Verny, hardo i stanowczo, jednak gdzieś głęboko pytająco. Bałam się jej odpowiedzi, że wyśmieje mnie, zostawi znowu samą na tym ogromnym świecie.
(Wataha Zimy) od Aniel
Jak co noc wędrowałam po lesie. Księżyc odbijał się w jeziorze, a ja urzeczona jego mocą obserwowałam jak zbliża się pełnia. Jednak szybko ogarną mnie smutek.
W taką właśnie noc straciłam rodziców. Po zostawieniu mnie u przyjaciółki mamy, Alisji, udali się na polowanie i po prostu zniknęli. Byli oni parą Alfa starego, ale potężnego stada wody. Jednak po ich zaginięciu stado się rozpadło.
Mało z tego pamiętam, wiem tylko, że odeszli wszyscy, każdy w swoją stronę, została tylko Alisja.
Do czasu…
W taką właśnie noc straciłam rodziców. Po zostawieniu mnie u przyjaciółki mamy, Alisji, udali się na polowanie i po prostu zniknęli. Byli oni parą Alfa starego, ale potężnego stada wody. Jednak po ich zaginięciu stado się rozpadło.
Mało z tego pamiętam, wiem tylko, że odeszli wszyscy, każdy w swoją stronę, została tylko Alisja.
Do czasu…
(Wataha Jesieni) nowy członek - Verry
Imie: Verry
Płec: Samica
Wiek: 40000 lat ( nieśmiertelna)
Stanowistko: Szpieg
Żywioł: ziemia
Moce: tworzenie tarczy, przyśpieszanie wzrostu roślin, zmienianie się w dowolne zwierze leśne, włada nad ziemią
charakter: złosliwa, ciekawska,uczciwa, wrazliwa
Rodzina: Nie pamięta
Partner/partnerka: poszuje
Właściciel:Pets05 (Howrse)
Lvl: 1
Płec: Samica
Wiek: 40000 lat ( nieśmiertelna)
Stanowistko: Szpieg
Żywioł: ziemia
Moce: tworzenie tarczy, przyśpieszanie wzrostu roślin, zmienianie się w dowolne zwierze leśne, włada nad ziemią
charakter: złosliwa, ciekawska,uczciwa, wrazliwa
Rodzina: Nie pamięta
Partner/partnerka: poszuje
Właściciel:Pets05 (Howrse)
Lvl: 1
niedziela, 12 sierpnia 2012
(Wataha Lata) od Verny
,, Mniam, wreszcie coś zjem tego pięknego poranka'' - pomyślałam, kiedy skradałam się do stada zajęcy... Nagle w oddali usłyszałam trzaski gałęzi- ktoś nadchodził. Zające też to usłyszały i szybko uciekły. Ciekawość przezwyciężyła głód, i czekałam na gościa...
Za krzaków wyszła ładna wilczyca o szarej-niebieskiej sierści.
-Witaj jestem Cassidy- powiedziała nieznajoma.
- Jestem Verna - Odpowiedziałam, uważnie się jej przyglądając.
- Wiem - Uśmiechnęła się do mnie...
Odpowiedziałam tym samym.
- Strasznie Cię przepraszam, że spłoszyłam to stado zajęcy. Widać że chciałaś choć jedną sztukę zjeść... Nie chciałam. Ale byłam tak pogrążona w myślach, że nie zwróciłam na to uwagi... - Powiedziała ze smutkiem i poczuciem winy w głosie Cassidy.
- Nic się nie stało, ale żeby odpokutować to pomożesz mi upolować większą zdobycz. -Odpowiedziałam ze śmiechem.
- Nie ma sprawy.
Idąc koło siebie, lustrowałyśmy wzrokiem las w poszukiwaniach choć najmniejszego ruchu. "Mam Cię" - Z radością pomyślałam gdy zobaczyłam łanię która skubała trawę, Cassa też ją zauważyła... Głową pokazałam jej gdzie ma się ustawić, chciałam ja otoczyć. Na skinięcie mojej głowy miałyśmy jednocześnie na nią skoczyć i zabić.
Skiniecie głową. I było po sprawie. Jadłam naszą zdobyć jakbym dawno nic nie jadła, ale naprawdę była pyszna. Zauważyłam że Cassa nie je.
- Dlaczego nie jesz? - Zapytałam się
- Już jadłam, Też łanie. -Uśmiechnęła się
- No dobrze, ale jak będziesz chciała, to się do mnie przyłącz, bo wątpię abym wszystko zjadła sama. - Zaśmiałam się.
Wilczyca uśmiechnęła się do mnie, ale nic nie powiedziała.
Po pysznym i obfitym posiłku, powiedziałam do towarzyszki:
-No dobrze, chodźmy już. Muszę się przespać, znam bardzo przytulny zakątek w którym jest bardzo wygodnie. Chcesz iść ze mną? Odpoczniesz sobie...
- Mogę iść. - Odpowiedziała.
Całą drogę przeszłyśmy w ciszy, doszłyśmy do leśnego zakątka, gdzie pod łapami jest mech, a nad głową bez. Dzisiaj szczególnie ładnie pachniał, tak jakby chciał, aby gość czuł się dobrze jak nigdy w życiu.
Położyłam się na swoim ulubionym miejscu. Cassa postanowiła spać nie daleko mnie. Szaro -niebieska istota od razu zasnęła...
Nie mogłam zasnąć, w głowie kłębiły się tysiące myśli o Cassie.
"Może nie powinnam jej ufać?", "Ale jest przecież taka słodka" , "Ale przecież ona może mnie zabić w każdej chwili", "I dlaczego wiedziała jak miałam na imię?"
"Nie!" Pomyślałam. Nie będę teraz "nowej" osądzać, czas pokaże czy jest godna zaufania na tyle, aby mi towarzyszyła...
I z tymi myślami zapadłam w głęboki, spokojny sen.
Za krzaków wyszła ładna wilczyca o szarej-niebieskiej sierści.
-Witaj jestem Cassidy- powiedziała nieznajoma.
- Jestem Verna - Odpowiedziałam, uważnie się jej przyglądając.
- Wiem - Uśmiechnęła się do mnie...
Odpowiedziałam tym samym.
- Strasznie Cię przepraszam, że spłoszyłam to stado zajęcy. Widać że chciałaś choć jedną sztukę zjeść... Nie chciałam. Ale byłam tak pogrążona w myślach, że nie zwróciłam na to uwagi... - Powiedziała ze smutkiem i poczuciem winy w głosie Cassidy.
- Nic się nie stało, ale żeby odpokutować to pomożesz mi upolować większą zdobycz. -Odpowiedziałam ze śmiechem.
- Nie ma sprawy.
Idąc koło siebie, lustrowałyśmy wzrokiem las w poszukiwaniach choć najmniejszego ruchu. "Mam Cię" - Z radością pomyślałam gdy zobaczyłam łanię która skubała trawę, Cassa też ją zauważyła... Głową pokazałam jej gdzie ma się ustawić, chciałam ja otoczyć. Na skinięcie mojej głowy miałyśmy jednocześnie na nią skoczyć i zabić.
Skiniecie głową. I było po sprawie. Jadłam naszą zdobyć jakbym dawno nic nie jadła, ale naprawdę była pyszna. Zauważyłam że Cassa nie je.
- Dlaczego nie jesz? - Zapytałam się
- Już jadłam, Też łanie. -Uśmiechnęła się
- No dobrze, ale jak będziesz chciała, to się do mnie przyłącz, bo wątpię abym wszystko zjadła sama. - Zaśmiałam się.
Wilczyca uśmiechnęła się do mnie, ale nic nie powiedziała.
Po pysznym i obfitym posiłku, powiedziałam do towarzyszki:
-No dobrze, chodźmy już. Muszę się przespać, znam bardzo przytulny zakątek w którym jest bardzo wygodnie. Chcesz iść ze mną? Odpoczniesz sobie...
- Mogę iść. - Odpowiedziała.
Całą drogę przeszłyśmy w ciszy, doszłyśmy do leśnego zakątka, gdzie pod łapami jest mech, a nad głową bez. Dzisiaj szczególnie ładnie pachniał, tak jakby chciał, aby gość czuł się dobrze jak nigdy w życiu.
Położyłam się na swoim ulubionym miejscu. Cassa postanowiła spać nie daleko mnie. Szaro -niebieska istota od razu zasnęła...
Nie mogłam zasnąć, w głowie kłębiły się tysiące myśli o Cassie.
"Może nie powinnam jej ufać?", "Ale jest przecież taka słodka" , "Ale przecież ona może mnie zabić w każdej chwili", "I dlaczego wiedziała jak miałam na imię?"
"Nie!" Pomyślałam. Nie będę teraz "nowej" osądzać, czas pokaże czy jest godna zaufania na tyle, aby mi towarzyszyła...
I z tymi myślami zapadłam w głęboki, spokojny sen.
(Wataha Mroku) od Eclipse
Przeciągnęłam zastygłe w bezruchu kości, które dopiero teraz dały o sobie znać. Skulona w pobliskich krzewach tarniny, ze spokojem obserwowałam okolicę, która otwierała się przede mną. W największym skupieniem byłam wypatrywałam najmniejszego ruchu ze strony przyrody.
Rudawy liść odpadł na ziemię, która była wyłożona kolorowym dywanem liści. Do moich uszu dobiegł odgłos szumu drzew, w które uderzyła fala jesiennego wiatru. Nie dziwiłam się zbytnio takim zjawiskiem, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że jestem blisko terytorium Watahy Jesieni. Wszelkie odgłosy zagłuszył dopiero szelest krzewów, z których cichym i powolnym krokiem wynurzyła się Vivienne.
Moje czarne, znudzone dotychczas ślepia rozbłysły iskierką radości. Czarno-biała wadera rozejrzała się po polanie, na której stała, jednak nie potrafiła mnie dostrzec, stłumionej wśród ciemnych krzewów tarniny. Zrezygnowana spojrzała w błękitne niebo, które zwiastowało południe.
Wyskoczyłam z ukrycia niczym z procy, pchając Vivienne i przygniatając ją do ziemi. Górowałam nad nią z wielkim uśmiechem na pysku.
-Wygrałam! - krzyknęłam, schodząc z niej i pomagając wstać. Wadera prychnęła pod nosem.
-Rewanż... - żachnęła się, odwracając łeb w drugą stronę. Zapoznałyśmy się z Vivienne w czasie mojego nieudanego polowania, gdy byłam u kresu sił i nie potrafiłam sama zdobyć pożywienia w postaci mięsa. Wtedy wilczyca pomogła i pokazała na czym polega prawdziwa przyjaźń. Od tego czasu stałyśmy się wręcz nierozłączne... niczym rodzeństwo.
-Oj, Vivienne... Następnym razem pozwolę Ci wygrać! - zaśmiałam się, po czym zaczęłam wracać w głąb naszego terytorium. Uwielbiałyśmy spędzać czas na patrolowaniu terenów, bądź na polowaniach. Jednak od czasu do czasu lubiłyśmy pobawić się jak małe szczeniaki. Odwróciłam łeb do przyjaciółki, która spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i ruszyła z miejsca, dołączając do mnie.
-Mogłybyśmy iść nad jezioro... - zaproponowałam, zostawiając na mokrej glebie swoje odciski łap. Vivienne szła spokojnie ze spuszczoną głową, jedynie mrucząc coś na moje propozycje. - Więc chcesz iść, czy nie?!
-Uch... Eclipse... - jęczała, marszcząc pysk. Wczorajszy deszcze nie dawał nam szans na wyjście nad jezioro, więc sądziłam, że Vivienne będzie miała dzisiaj jeszcze większy zapał na tą 'wycieczkę'. Wadera zatrzymała się przy rozłożystym dębie, po czym usiadła w jego cieniu, opierając się o pień. - Nie mam dzisiaj ochoty iść nad jezioro...
-Wczoraj się piekliłaś, żeby spędzić dzień nad jeziorem, a teraz odmawiasz! - obraziłam się, siadając obok niej.
-Zrozum mnie... Jestem Alfą... - mówiła znudzona, rozciągając się na wszystkie strony. Skuliłam się w kłębek.
-No pewnie! To znaczy, że nie możesz się śmiać, spędzać czasu z przyjaciółką nad jeziorem i bawić się w chowanego! - mruknęłam na tyle głośno, by Vivienne usłyszała.
-Wiesz, że mogę... - zaprzeczyła od razu, uśmiechając się do mnie.
-Więc czemu nie chcesz? - spytałam z takim samym, obrażonym tonem.
-Muszę myśleć nad watahą. Jesteśmy tylko we dwie... Może to nie ma sensu? - zapytała zrezygnowana, po czym ułożyła się obok mnie. Momentalnie podniosłam łeb.
-Co to, to nie! - krzyknęłam hardo. - Nie po to znajdowałam przyjaciółkę, żeby teraz ją tracić! Proszę Cię, Vivienne!
-O czym myślisz? - zapytałam, patrząc w granatowe niebo, na którym roiło się od złotych gwiazd. Leżałyśmy z Vivienne pod tym samym dębem, pod którym odbyłyśmy rozmowę kilka godzin temu. Udało mi się ją namówić na spędzenie tutaj wieczoru, obserwując gwiazdy. Od Duchów wiedziałam, że dziś najpiękniejsza Noc w roku: Noc Spadających Gwiazd.
-Co? - zapytała zdezorientowana Vivienne. Podniosła głowę, po czym wstała i usiadła. Zrobiłam to, co ona.
-O co chodzi?! - zapytałam gwałtownie. - Cały dzień rozmyślasz nad czymś; gdy proponuję Ci spędzenie dnia nad jeziorem, odmawiasz; najpiękniejszą noc w roku spędzam zła, bo Tobie nie chce się patrzeć w gwiazdy!
-Nieważne. - odparła obojętnie Vivienne, po czym odeszła spod dębu do Swojej Jaskini. Zrobiło mi się wstyd, że tak na nią nawrzeszczałam. Nie chcę jednak, aby kompletnie zmizerniała. Z powrotem położyłam się na plecach, obserwując gwiazdy. Mój wzrok zatrzymał się na jednej, która leciała po niebie, tworząc za sobą przepiękną, kolorową smugę. Zamknęłam ślepia.
-Chciałabym... Chciałabym... - szeptałam do siebie. - Chciałabym być wolna...
Rudawy liść odpadł na ziemię, która była wyłożona kolorowym dywanem liści. Do moich uszu dobiegł odgłos szumu drzew, w które uderzyła fala jesiennego wiatru. Nie dziwiłam się zbytnio takim zjawiskiem, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że jestem blisko terytorium Watahy Jesieni. Wszelkie odgłosy zagłuszył dopiero szelest krzewów, z których cichym i powolnym krokiem wynurzyła się Vivienne.
Moje czarne, znudzone dotychczas ślepia rozbłysły iskierką radości. Czarno-biała wadera rozejrzała się po polanie, na której stała, jednak nie potrafiła mnie dostrzec, stłumionej wśród ciemnych krzewów tarniny. Zrezygnowana spojrzała w błękitne niebo, które zwiastowało południe.
Wyskoczyłam z ukrycia niczym z procy, pchając Vivienne i przygniatając ją do ziemi. Górowałam nad nią z wielkim uśmiechem na pysku.
-Wygrałam! - krzyknęłam, schodząc z niej i pomagając wstać. Wadera prychnęła pod nosem.
-Rewanż... - żachnęła się, odwracając łeb w drugą stronę. Zapoznałyśmy się z Vivienne w czasie mojego nieudanego polowania, gdy byłam u kresu sił i nie potrafiłam sama zdobyć pożywienia w postaci mięsa. Wtedy wilczyca pomogła i pokazała na czym polega prawdziwa przyjaźń. Od tego czasu stałyśmy się wręcz nierozłączne... niczym rodzeństwo.
-Oj, Vivienne... Następnym razem pozwolę Ci wygrać! - zaśmiałam się, po czym zaczęłam wracać w głąb naszego terytorium. Uwielbiałyśmy spędzać czas na patrolowaniu terenów, bądź na polowaniach. Jednak od czasu do czasu lubiłyśmy pobawić się jak małe szczeniaki. Odwróciłam łeb do przyjaciółki, która spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i ruszyła z miejsca, dołączając do mnie.
-Mogłybyśmy iść nad jezioro... - zaproponowałam, zostawiając na mokrej glebie swoje odciski łap. Vivienne szła spokojnie ze spuszczoną głową, jedynie mrucząc coś na moje propozycje. - Więc chcesz iść, czy nie?!
-Uch... Eclipse... - jęczała, marszcząc pysk. Wczorajszy deszcze nie dawał nam szans na wyjście nad jezioro, więc sądziłam, że Vivienne będzie miała dzisiaj jeszcze większy zapał na tą 'wycieczkę'. Wadera zatrzymała się przy rozłożystym dębie, po czym usiadła w jego cieniu, opierając się o pień. - Nie mam dzisiaj ochoty iść nad jezioro...
-Wczoraj się piekliłaś, żeby spędzić dzień nad jeziorem, a teraz odmawiasz! - obraziłam się, siadając obok niej.
-Zrozum mnie... Jestem Alfą... - mówiła znudzona, rozciągając się na wszystkie strony. Skuliłam się w kłębek.
-No pewnie! To znaczy, że nie możesz się śmiać, spędzać czasu z przyjaciółką nad jeziorem i bawić się w chowanego! - mruknęłam na tyle głośno, by Vivienne usłyszała.
-Wiesz, że mogę... - zaprzeczyła od razu, uśmiechając się do mnie.
-Więc czemu nie chcesz? - spytałam z takim samym, obrażonym tonem.
-Muszę myśleć nad watahą. Jesteśmy tylko we dwie... Może to nie ma sensu? - zapytała zrezygnowana, po czym ułożyła się obok mnie. Momentalnie podniosłam łeb.
-Co to, to nie! - krzyknęłam hardo. - Nie po to znajdowałam przyjaciółkę, żeby teraz ją tracić! Proszę Cię, Vivienne!
-O czym myślisz? - zapytałam, patrząc w granatowe niebo, na którym roiło się od złotych gwiazd. Leżałyśmy z Vivienne pod tym samym dębem, pod którym odbyłyśmy rozmowę kilka godzin temu. Udało mi się ją namówić na spędzenie tutaj wieczoru, obserwując gwiazdy. Od Duchów wiedziałam, że dziś najpiękniejsza Noc w roku: Noc Spadających Gwiazd.
-Co? - zapytała zdezorientowana Vivienne. Podniosła głowę, po czym wstała i usiadła. Zrobiłam to, co ona.
-O co chodzi?! - zapytałam gwałtownie. - Cały dzień rozmyślasz nad czymś; gdy proponuję Ci spędzenie dnia nad jeziorem, odmawiasz; najpiękniejszą noc w roku spędzam zła, bo Tobie nie chce się patrzeć w gwiazdy!
-Nieważne. - odparła obojętnie Vivienne, po czym odeszła spod dębu do Swojej Jaskini. Zrobiło mi się wstyd, że tak na nią nawrzeszczałam. Nie chcę jednak, aby kompletnie zmizerniała. Z powrotem położyłam się na plecach, obserwując gwiazdy. Mój wzrok zatrzymał się na jednej, która leciała po niebie, tworząc za sobą przepiękną, kolorową smugę. Zamknęłam ślepia.
-Chciałabym... Chciałabym... - szeptałam do siebie. - Chciałabym być wolna...
(Wataha Lata) od Cassy
Najedzona i spokojna postanowiłam poszukać kogoś kto był "Tu" bardziej zorientowany niż ja. Wyczuwałam coraz więcej wilków w okolicy, a moja ciekawość wciąż była niezaspokojona. Ciekawość jest gorsza od głodu, ciężko ją zaspokoić, jeśli jesteś głodny możesz szybko coś upolować, ewentualnie w akcie desperacji odgryźć sobie łapę, ciekawość zaspokaja się przez poznanie, a to czasem nie jest łatwe, zwłaszcza jeśli obiekt który cię interesuje wcale tego nie chce.
Idąc pogrążona we własnych myślach przypadkiem spłoszyłam stado zajęcy. Nie przejęłam się tym. Czułam, że zbliżam się do kogoś, swobodnie mogłam już czytać w jej myślach. Była to silna wadera, może nie potężna, ale naprawdę silna... Chwila zawahania. "Przecież dobrze robię" odgoniłam od siebie wątpliwości. W głębi siebie już wiedziałam, że wilczyca z którą mam się spotkać jest godna zaufania. - Witaj, jestem Cassidy - powiedziałam stając na przeciwko Czarno białej wilczycy, podobnie jak ja posiadała skrzydła. - Jestem Verna - Odpowiedziała lustrując mnie uważnie szarymi oczami. - Wiem - Uśmiechnęłam się do niej... |
(Wataha Zimy) nowy członek- Neya
Imię: Neya
Płeć: Samica
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Medyk
Żywioł: wody
Moce: zamienia w kamień , oddycha pod wodą , włada wodą
Charakter: sympatyczna , szybka , spostrzegawcza , sprytna
Rodzina: - nie pamięta
Partner/Partnerka: szuka
Właściciel: Emoskaa (Howrse)
Lvl: 1
(Wataha Lata) nowy członek -Verna
Imię:Verna
Płeć: samica
Wiek: 5 lata
Stanowisko: Samica Beta
Żywioł: powietrze
Moce: Rozumie mowę wiatru, Niewidzialność, Potrafi innym wilkom odebrać moc i ,,przygarnąć ją sobie"
Charakter:- Odważna, Uprzejma, Szczery, Zabawna, Szybka, Przebiegła, Waleczna.
Rodzina: Wszyscy nie żyją, oprócz jednego, zaginionego brata którego nie pamięta...
Partner/Partnerka: Zakochana jest w Alfie Krainy Wiosny- Bejal
Właściciel: kasieczka (Howrse)
Lvl: 1
Płeć: samica
Wiek: 5 lata
Stanowisko: Samica Beta
Żywioł: powietrze
Moce: Rozumie mowę wiatru, Niewidzialność, Potrafi innym wilkom odebrać moc i ,,przygarnąć ją sobie"
Charakter:- Odważna, Uprzejma, Szczery, Zabawna, Szybka, Przebiegła, Waleczna.
Rodzina: Wszyscy nie żyją, oprócz jednego, zaginionego brata którego nie pamięta...
Partner/Partnerka: Zakochana jest w Alfie Krainy Wiosny- Bejal
Właściciel: kasieczka (Howrse)
Lvl: 1
(Wataha Zimy) nowy członek- Evanestencia
Imię: Evanestencia (Evina)
Płeć: samica
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Samica Beta
Żwioł: woda
Moce:włada pod wodą, oddycha pod wodą,zabija wzrokiem
Charakter: dobra, spostrzegawcza,sympatyczna, rodzinna, żywiołowa
Rodzina: nieznana
Partner/Partnerka: szuka
Właściciel: domusia22 (Howrse)
Lvl: 1
Płeć: samica
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Samica Beta
Żwioł: woda
Moce:włada pod wodą, oddycha pod wodą,zabija wzrokiem
Charakter: dobra, spostrzegawcza,sympatyczna, rodzinna, żywiołowa
Rodzina: nieznana
Partner/Partnerka: szuka
Właściciel: domusia22 (Howrse)
Lvl: 1
(Wataha Zimy) nowy członek- Aniel
Imię: Aniel
Płeć: Samica
Wiek: 3 lata
Stanowisko: Samica Alfa
Żywioł: Woda
Moce: woda się jej słucha, może robić z nią wszystko, potrafi czerpać ją z powietrza, manipuluje krwią, tworzy burze, mgłę i lód, woda jest częścią jej i sama ją ochrania
Charakter: pewna siebie, wytrwała, twarda, bardzo troskliwa i opiekuńcza, inteligentna, sprytna
Rodzina: nieznana
Partner/Partnerka: brak
Właściciel: Liw (Howrse)
Lvl: 1
Płeć: Samica
Wiek: 3 lata
Stanowisko: Samica Alfa
Żywioł: Woda
Moce: woda się jej słucha, może robić z nią wszystko, potrafi czerpać ją z powietrza, manipuluje krwią, tworzy burze, mgłę i lód, woda jest częścią jej i sama ją ochrania
Charakter: pewna siebie, wytrwała, twarda, bardzo troskliwa i opiekuńcza, inteligentna, sprytna
Rodzina: nieznana
Partner/Partnerka: brak
Właściciel: Liw (Howrse)
Lvl: 1
sobota, 11 sierpnia 2012
(Wataha Lata) od Cassy
Noc zapadła na dobre, wiatr szumiał w śród traw, gdzieś cykały świerszcze, wszyscy którzy mieli spać już dawno zamknęli oczy, a ja? Ja leżałam na gałęzi ogromnego, rozłożystego drzewa patrząc jak sowy polują na myszy i inne małe gryzonie. Księżyc jasno świecił otoczony gwiazdami niczym jak liśćmi. Czy mogę tu zostać? Las był przepiękny, stare drzewa szeleściły swoje historie, potoki pełne ryb gnały w nieznane, wilki z okolicy nie były nastawione wrogo...
Ziewnęłam. Było naprawdę późno, jednak mimo zmęczenia nie potrafiłam zmusić się do zamknięcia oczu na czas dłuższy niż potrzeba by mrugnąć. W okolicy były jeszcze dwa wilki, zbyt daleko bym mogła odczytać ich myśli, wystarczająco blisko bym mogła wyczuć ich emocje, które nie były wcale przesadnie negatywne. Jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Na gałęzi tuż obok mojej łapy wylądowała przepiękna, kosmata ćma w brązowe łaty. Uśmiechnęłam się i dmuchnęłam na nią lekko. Stworzenie rozwinęło skrzydła i odleciało w ciemny świat.
Po kilku godzinach nocnego czuwania sen nie wiadomo kiedy złapał mnie w swoje ramiona. Śniłam głęboko do samego świtu, śniłam o lataniu.
Poranek był rześki, słońce wystawiało swoje pierwsze promienie ponad drzewa, mgły przechadzały się po lesie niczym panowie oglądający swe włości. To miejsce naprawdę mnie urzekło, wszystkie stworzenia żyjące w nim. Jedne bardziej - mały ptak lecący pierwszy raz, który nigdy nie zapomni już uczucia wiatru w skrzydłach - inne trochę mniej. Ciągle też pamiętałam rudo-złotego wilka którego spotkałam wczorajszego wieczoru, zastanawiałam się, czy on wie kim są inne wilki plączące się w okolicy. Dobrze byłoby z nim porozmawiać, ale nie wiedziałam czy chciałam naprawdę się tego od niego dowiedzieć, czy po prostu zależało mi by znów choć przez chwile nie być samą.
Zleciałam z drzewa i delikatnie oparłam o mokrą od rosy trawę. "Czas poszukać czegoś do jedzenia". Oblizałam się, nie jadłam od przedwczoraj, a w tedy nie był to też posiłek godny wygłodzonej wilczycy. Skierowałam kroki ku potokowi, który płyną niedaleko. "O tej porze na pewno jakieś zwierzęta spragnione po nocy, zaspokajają swoje pragnienia". Miałam taką nadzieję...
Niby matka głupich, jednak jak każda kocha swoje dzieci. Niesamowite. Uśmiechnęłam się do siebie. Duża łania właśnie muskała językiem wodę. Była odwrócona do mnie tyłem, cały czas nasłuchiwała. Myślała, że zdając się na słuch uniknie pożarcia. Była taka naiwna...
Zaszumiałam w krzakach na przeciwko niej. Spłoszone zwierze zaczęło biec w moim kierunku myśląc, że nic jej tu nie grozi. Myliła się, po dwóch sekundach dowiedziała się jak bardzo. "Jesteś moja". Wyskoczyłam zza krzaków i złapałam ją zębami za gardło...
Byłam najedzona i zadowolona, bez większych planów dotyczących dzisiejszego dnia.
Ziewnęłam. Było naprawdę późno, jednak mimo zmęczenia nie potrafiłam zmusić się do zamknięcia oczu na czas dłuższy niż potrzeba by mrugnąć. W okolicy były jeszcze dwa wilki, zbyt daleko bym mogła odczytać ich myśli, wystarczająco blisko bym mogła wyczuć ich emocje, które nie były wcale przesadnie negatywne. Jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Na gałęzi tuż obok mojej łapy wylądowała przepiękna, kosmata ćma w brązowe łaty. Uśmiechnęłam się i dmuchnęłam na nią lekko. Stworzenie rozwinęło skrzydła i odleciało w ciemny świat.
Po kilku godzinach nocnego czuwania sen nie wiadomo kiedy złapał mnie w swoje ramiona. Śniłam głęboko do samego świtu, śniłam o lataniu.
Poranek był rześki, słońce wystawiało swoje pierwsze promienie ponad drzewa, mgły przechadzały się po lesie niczym panowie oglądający swe włości. To miejsce naprawdę mnie urzekło, wszystkie stworzenia żyjące w nim. Jedne bardziej - mały ptak lecący pierwszy raz, który nigdy nie zapomni już uczucia wiatru w skrzydłach - inne trochę mniej. Ciągle też pamiętałam rudo-złotego wilka którego spotkałam wczorajszego wieczoru, zastanawiałam się, czy on wie kim są inne wilki plączące się w okolicy. Dobrze byłoby z nim porozmawiać, ale nie wiedziałam czy chciałam naprawdę się tego od niego dowiedzieć, czy po prostu zależało mi by znów choć przez chwile nie być samą.
Zleciałam z drzewa i delikatnie oparłam o mokrą od rosy trawę. "Czas poszukać czegoś do jedzenia". Oblizałam się, nie jadłam od przedwczoraj, a w tedy nie był to też posiłek godny wygłodzonej wilczycy. Skierowałam kroki ku potokowi, który płyną niedaleko. "O tej porze na pewno jakieś zwierzęta spragnione po nocy, zaspokajają swoje pragnienia". Miałam taką nadzieję...
Niby matka głupich, jednak jak każda kocha swoje dzieci. Niesamowite. Uśmiechnęłam się do siebie. Duża łania właśnie muskała językiem wodę. Była odwrócona do mnie tyłem, cały czas nasłuchiwała. Myślała, że zdając się na słuch uniknie pożarcia. Była taka naiwna...
Zaszumiałam w krzakach na przeciwko niej. Spłoszone zwierze zaczęło biec w moim kierunku myśląc, że nic jej tu nie grozi. Myliła się, po dwóch sekundach dowiedziała się jak bardzo. "Jesteś moja". Wyskoczyłam zza krzaków i złapałam ją zębami za gardło...
Byłam najedzona i zadowolona, bez większych planów dotyczących dzisiejszego dnia.
(Wataha Lata) od Bejala
- Tak bardzo przeszkadza Ci mój wzrok? - Zapytała siedząc przed fontanną.
- Nieważne... Idziesz ze mną na polowanie?
- Wiesz... Ja się trochę boję. Chodzą legendy, że pewien wilk poszedł na polowania do Mrocznego Boru i ktoś go zabił. Teraz błąka się po lesie szukając winowajcy. Parę wilków go widziało.
- To gdzie zdobywasz zwierzynę?
- Czekam, aż sama przyjdzie na moje terytorium.
- Jak chcesz. Ja idę robi się ciemno, a ja nic nie jadłem.
Dumny jak paw powędrowałem w stronę Boru. Nie wierzyłem w żadne duchy czy upiory. Idąc zauważyłem czarne kruki, latające nad lasem, które kręciły kółka. "Jejku" pomyślałem, teraz już jest za późno, aby się wycofać. Wszedłem w gęste zarośla. Nagle zjeżyła mi się sierść na karku, gdy usłyszałem głos zza drzewa.
-Nie odwracaj się...
"Kto to był?" Przelęknięty stałem jak wryty. Po chwili usłyszałem chichot. Odwróciłem się, a za mną stała Cassy. Śmiała się, aż do rozpuchu.
- Nie mogę uwierzyć, że uwierzyłeś w tą historię!
- Ja? Wcale nie uwierzyłem, po prostu zobaczyłem w oddali kwiatek... I zapatrzyłem się...
- Haha jasne.
- Wiesz... Odechciało mi się cokolwiek jeść, wiesz gdzie znajduję się jakaś słoneczna jaskinia?
Kiwnęła głową nic nie mówiąc i ruszyła do przodu. A ja za nią chwiejnym krokiem, bo wciąż się trochę bałem. Zaprowadziła mnie do pięknej jaskini. Podziękowałem i poszedłem spać.
Gdy się ocknąłem, poczułem, że ktoś mnie obserwuje. Odwróciłem się, a przede mną stały dwie wadery. "Były na pewno Wilkami Mroku" pomyślałem. Cicho zapytałem:
-Cześć.? Co tu robicie.?
- Nieważne... Idziesz ze mną na polowanie?
- Wiesz... Ja się trochę boję. Chodzą legendy, że pewien wilk poszedł na polowania do Mrocznego Boru i ktoś go zabił. Teraz błąka się po lesie szukając winowajcy. Parę wilków go widziało.
- To gdzie zdobywasz zwierzynę?
- Czekam, aż sama przyjdzie na moje terytorium.
- Jak chcesz. Ja idę robi się ciemno, a ja nic nie jadłem.
Dumny jak paw powędrowałem w stronę Boru. Nie wierzyłem w żadne duchy czy upiory. Idąc zauważyłem czarne kruki, latające nad lasem, które kręciły kółka. "Jejku" pomyślałem, teraz już jest za późno, aby się wycofać. Wszedłem w gęste zarośla. Nagle zjeżyła mi się sierść na karku, gdy usłyszałem głos zza drzewa.
-Nie odwracaj się...
"Kto to był?" Przelęknięty stałem jak wryty. Po chwili usłyszałem chichot. Odwróciłem się, a za mną stała Cassy. Śmiała się, aż do rozpuchu.
- Nie mogę uwierzyć, że uwierzyłeś w tą historię!
- Ja? Wcale nie uwierzyłem, po prostu zobaczyłem w oddali kwiatek... I zapatrzyłem się...
- Haha jasne.
- Wiesz... Odechciało mi się cokolwiek jeść, wiesz gdzie znajduję się jakaś słoneczna jaskinia?
Kiwnęła głową nic nie mówiąc i ruszyła do przodu. A ja za nią chwiejnym krokiem, bo wciąż się trochę bałem. Zaprowadziła mnie do pięknej jaskini. Podziękowałem i poszedłem spać.
Gdy się ocknąłem, poczułem, że ktoś mnie obserwuje. Odwróciłem się, a przede mną stały dwie wadery. "Były na pewno Wilkami Mroku" pomyślałem. Cicho zapytałem:
-Cześć.? Co tu robicie.?
piątek, 10 sierpnia 2012
(Wataha Lata) od Cassy
"Niedługo słońce powinno zacząć zachodzić" - pomyślałam idąc przez gęsta trawę.
Nienawidziłam słońca, tego, jak raziło moje oczy, zapachu gorąca. Dobrze, że temperatura była umiarkowana, a wieczór zbliżał się z każda chwilą.
Nienawidziłam słońca, tego, jak raziło moje oczy, zapachu gorąca. Dobrze, że temperatura była umiarkowana, a wieczór zbliżał się z każda chwilą.
Musiałam przyznać, że było to w gruncie rzeczy bardzo przyjemne miejsce, do moich uszu dobiegał nawet szum drzew - musiały być niedaleko. Mogłam tam podlecieć i schronić się przed chłodem nocy (to na pewno byłoby szybsze i wydajniejsze niż piesza wędrówka ). Nie chciałam jednak zwracać na siebie uwagi- byłam nowa w tych stronach, obcym na terenie potencjalnych wrogów...
Przeszłam przez pierwszą linie drzew, gdy słońce już zachodziło, kilka kroków dalej szumiała woda. Pragnęłam zobaczyć ją i zanurzyć się w niej na chwile, albo dwie, a potem położyć się i odpocząć... Krok w zarośla, a za nimi czekała na mnie niespodzianka - śpiący wilk! Był rudo-złoty, jego tułów unosił się do góry, by po chwili opaść. Cofnęłam się. Prawdopodobnie usłyszał mnie, ponieważ poderwał się energicznie. "Weź się w garść". Wyszłam mu na spotkanie spojrzał mi w oczy. Zaczęłam powoli wchodzić w jego umysł, zdałam sobie sprawy, że jeśli będę łagodna nic mi nie zrobi. - Długo jeszcze będziesz się tak na mnie patrzyła?! - obnażył kły. Pokręciłam pyskiem i odwróciłam się do niego tyłem. Miałam tak suche gardło, że rozmowa nie wchodziła w grę przed paroma łykami z fontanny. - Tak bardzo przeszkadza Ci mój wzrok? - Zapytałam siedząc przed fontanną patrząc jak niebo powoli robiło się coraz ciemniejsze, chciałam już zasnąć... | |
(Wataha Mroku) nowy członek- Eclipse
Imię: Eclipse
Płeć: Samica
Wiek: 3 lata
Stanowisko: Samica Beta
Żywioł: Iluzja
Moce: Tworzenie Iluzji, Kontrolowanie Portalu do Świata Zmarłych, Kontaktowanie się z Duszami Zmarłych, Tarcza Ochronna
Charakter: skryta, władcza, tajemnicza, odpowiedzialna, przyjacielska
Rodzina: nieznane
Partner/Partnerka: szuka
Właściciel: Adka3 (Howrse)
Lvl: 1
Płeć: Samica
Wiek: 3 lata
Stanowisko: Samica Beta
Żywioł: Iluzja
Moce: Tworzenie Iluzji, Kontrolowanie Portalu do Świata Zmarłych, Kontaktowanie się z Duszami Zmarłych, Tarcza Ochronna
Charakter: skryta, władcza, tajemnicza, odpowiedzialna, przyjacielska
Rodzina: nieznane
Partner/Partnerka: szuka
Właściciel: Adka3 (Howrse)
Lvl: 1
(Wataha Mroku) nowy członek- Vivienne
Imię: Vivienne
Płeć: Samica
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Samica Alfa
Żywioł: Iluzja
Moce: Zabijanie wzrokiem, hipnoza, niewidzialność, teleportowanie, zanieczyszczanie środowiska, tworzenie iluzji, panowanie nad ciemnością, kontakt z duchami i demonami.
Charakter: Spostrzegawcza, zadziorna, odważna, przyjacielska, rodzinna.
Rodzina: Nieznana
Partner/Partnerka: szuka
Właściciel: vampiir (Horwse).
Lvl: 1
Płeć: Samica
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Samica Alfa
Żywioł: Iluzja
Moce: Zabijanie wzrokiem, hipnoza, niewidzialność, teleportowanie, zanieczyszczanie środowiska, tworzenie iluzji, panowanie nad ciemnością, kontakt z duchami i demonami.
Charakter: Spostrzegawcza, zadziorna, odważna, przyjacielska, rodzinna.
Rodzina: Nieznana
Partner/Partnerka: szuka
Właściciel: vampiir (Horwse).
Lvl: 1
(Wataha Wiosny) od Bejala
Postanowiłem zbadać teren. Robiło się już późno, a ja wciąż nie miałem miejsca
gdzie mógłbym się schronić. Poczułem na policzku ciepłą bryzę. Skradałem się w
jej kierunku, spod gęstych zarośli ujrzałem parujące źródła. Nieopodal nich była
ogromna fontanna z których wydobywała się wielobarwna tęcza. Gdy podszedłem
bliżej zauważyłem, że w fontannie pływają kawałki lodu. Zdziwiłem się. Bądź co
bądź fontanna była połączona z gorącymi źródłami. Długo nie myśląc ułożyłem się
smacznie nad brzegiem źródła i usnąłem.
Obudził mnie szelest w zaroślach. Zerwałem się jak poparzony. Powoli z zarośli wydobywała się sylwetka wadery. Patrzyłem na nią nie jak na przyjaciela lecz jak myśliwy na swą zwierzynę. Gdy spojrzałem w jej oczy. Przyglądała mi się z uwagą. Speszyłem się i warknąłem pokazując kły.
-Długo jeszcze będziesz się tak na mnie patrzyła.?!
Obudził mnie szelest w zaroślach. Zerwałem się jak poparzony. Powoli z zarośli wydobywała się sylwetka wadery. Patrzyłem na nią nie jak na przyjaciela lecz jak myśliwy na swą zwierzynę. Gdy spojrzałem w jej oczy. Przyglądała mi się z uwagą. Speszyłem się i warknąłem pokazując kły.
-Długo jeszcze będziesz się tak na mnie patrzyła.?!
(Wataha Lata) nowy członek Cassy
Imię: Cassy
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata
Stanowisko: Samica Alfa
Żywioł:Powietrze
Moce:włada nad powietrzem, czyta w myślach, leczy, lata dzięki skrzydłom
Charakter: Trzeba bliżej poznac, żeby odkryć dokładnie
Rodzina: brak
Partner/Partnerka: brak
Właściciel: .Akumu (Howrse)
Lvl: 1
Lvl: 1
(Wataha Wiosny) początki- Od Bejala
Może to dziwne, ale kiedyś byłem człowiekiem. Księciem. Moja matka umarła przy porodzie, przynajmniej tak mi mówiono. Ojciec poznał macochę, która była szamanką i omamiła go zupełnie.
Nienawidziłem jej, karała mnie za wszystko. Byłem dla niej sługą, który potulnie musiał wykonywać to co kazała. Pewnego popołudnia dowiedziałem się, że zostanę królem, bo mój ojczym umarł. Byłem zrozpaczony. Gdy szykowałem się do koronacji, dowiedziałem się od macochy, że to ona go zabiła. I co gorsza teraz mnie chcę zabić, aby objąć tron. Rzuciła zaklęcie, ale zamiast umrzeć zmieniła mnie w wilka. Sama się zdziwiła, że nie dała rady mnie zgładzić.
Zaczęła piszczeć i sługusy wygnały mnie z zamku. Zabrali mnie do komnaty macochy i wyrzuciły do niebieskiego portalu znajdującego się koło jej łoża. Znalazłem się w zupełnie innej krainie. Było cicho. Byłem zupełnie sam.
I tak z 17-sto latka stałem się wilkiem...
Nienawidziłem jej, karała mnie za wszystko. Byłem dla niej sługą, który potulnie musiał wykonywać to co kazała. Pewnego popołudnia dowiedziałem się, że zostanę królem, bo mój ojczym umarł. Byłem zrozpaczony. Gdy szykowałem się do koronacji, dowiedziałem się od macochy, że to ona go zabiła. I co gorsza teraz mnie chcę zabić, aby objąć tron. Rzuciła zaklęcie, ale zamiast umrzeć zmieniła mnie w wilka. Sama się zdziwiła, że nie dała rady mnie zgładzić.
Zaczęła piszczeć i sługusy wygnały mnie z zamku. Zabrali mnie do komnaty macochy i wyrzuciły do niebieskiego portalu znajdującego się koło jej łoża. Znalazłem się w zupełnie innej krainie. Było cicho. Byłem zupełnie sam.
I tak z 17-sto latka stałem się wilkiem...
(Watacha Wiosny) nowy członek- Bejal
Imię:Bejal
Płeć:Samiec
Wiek:17 lat
Stanowisko:Samiec Alfa
Żywioł:Ogień
Moce:budzi naturę do życia, panuje nad ogniem, nieśmiertelność-nie wie o swoich mocach
Charakter:uparty, waleczny, pomocny, zamknięty w sobie, pyskaty
Rodzina:matka umrła ojca zabiła macocha
Partner:nie szuka
Talizman:Talizman Wiecznego Życia
Jaskinia:Jaskinia Wschodzącego Słońca
Właściciel:fruity (Howrse)
Lvl: 1
Płeć:Samiec
Wiek:17 lat
Stanowisko:Samiec Alfa
Żywioł:Ogień
Moce:budzi naturę do życia, panuje nad ogniem, nieśmiertelność-nie wie o swoich mocach
Charakter:uparty, waleczny, pomocny, zamknięty w sobie, pyskaty
Rodzina:matka umrła ojca zabiła macocha
Partner:nie szuka
Talizman:Talizman Wiecznego Życia
Jaskinia:Jaskinia Wschodzącego Słońca
Właściciel:fruity (Howrse)
Lvl: 1
Subskrybuj:
Posty (Atom)