Noc zapadła na dobre, wiatr szumiał w śród traw, gdzieś cykały świerszcze, wszyscy którzy mieli spać już dawno zamknęli oczy, a ja? Ja leżałam na gałęzi ogromnego, rozłożystego drzewa patrząc jak sowy polują na myszy i inne małe gryzonie. Księżyc jasno świecił otoczony gwiazdami niczym jak liśćmi. Czy mogę tu zostać? Las był przepiękny, stare drzewa szeleściły swoje historie, potoki pełne ryb gnały w nieznane, wilki z okolicy nie były nastawione wrogo...
Ziewnęłam. Było naprawdę późno, jednak mimo zmęczenia nie potrafiłam zmusić się do zamknięcia oczu na czas dłuższy niż potrzeba by mrugnąć. W okolicy były jeszcze dwa wilki, zbyt daleko bym mogła odczytać ich myśli, wystarczająco blisko bym mogła wyczuć ich emocje, które nie były wcale przesadnie negatywne. Jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Na gałęzi tuż obok mojej łapy wylądowała przepiękna, kosmata ćma w brązowe łaty. Uśmiechnęłam się i dmuchnęłam na nią lekko. Stworzenie rozwinęło skrzydła i odleciało w ciemny świat.
Po kilku godzinach nocnego czuwania sen nie wiadomo kiedy złapał mnie w swoje ramiona. Śniłam głęboko do samego świtu, śniłam o lataniu.
Poranek był rześki, słońce wystawiało swoje pierwsze promienie ponad drzewa, mgły przechadzały się po lesie niczym panowie oglądający swe włości. To miejsce naprawdę mnie urzekło, wszystkie stworzenia żyjące w nim. Jedne bardziej - mały ptak lecący pierwszy raz, który nigdy nie zapomni już uczucia wiatru w skrzydłach - inne trochę mniej. Ciągle też pamiętałam rudo-złotego wilka którego spotkałam wczorajszego wieczoru, zastanawiałam się, czy on wie kim są inne wilki plączące się w okolicy. Dobrze byłoby z nim porozmawiać, ale nie wiedziałam czy chciałam naprawdę się tego od niego dowiedzieć, czy po prostu zależało mi by znów choć przez chwile nie być samą.
Zleciałam z drzewa i delikatnie oparłam o mokrą od rosy trawę. "Czas poszukać czegoś do jedzenia". Oblizałam się, nie jadłam od przedwczoraj, a w tedy nie był to też posiłek godny wygłodzonej wilczycy. Skierowałam kroki ku potokowi, który płyną niedaleko. "O tej porze na pewno jakieś zwierzęta spragnione po nocy, zaspokajają swoje pragnienia". Miałam taką nadzieję...
Niby matka głupich, jednak jak każda kocha swoje dzieci. Niesamowite. Uśmiechnęłam się do siebie. Duża łania właśnie muskała językiem wodę. Była odwrócona do mnie tyłem, cały czas nasłuchiwała. Myślała, że zdając się na słuch uniknie pożarcia. Była taka naiwna...
Zaszumiałam w krzakach na przeciwko niej. Spłoszone zwierze zaczęło biec w moim kierunku myśląc, że nic jej tu nie grozi. Myliła się, po dwóch sekundach dowiedziała się jak bardzo. "Jesteś moja". Wyskoczyłam zza krzaków i złapałam ją zębami za gardło...
Byłam najedzona i zadowolona, bez większych planów dotyczących dzisiejszego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz