niedziela, 12 sierpnia 2012

(Wataha Mroku) od Eclipse

       Przeciągnęłam zastygłe w bezruchu kości, które dopiero teraz dały o sobie znać. Skulona w pobliskich krzewach tarniny, ze spokojem obserwowałam okolicę, która otwierała się przede mną. W największym skupieniem byłam wypatrywałam najmniejszego ruchu ze strony przyrody.
       Rudawy liść odpadł na ziemię, która była wyłożona kolorowym dywanem liści. Do moich uszu dobiegł odgłos szumu drzew, w które uderzyła fala jesiennego wiatru. Nie dziwiłam się zbytnio takim zjawiskiem, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że jestem blisko terytorium Watahy Jesieni. Wszelkie odgłosy zagłuszył dopiero szelest krzewów, z których cichym i powolnym krokiem wynurzyła się Vivienne.
       Moje czarne, znudzone dotychczas ślepia rozbłysły iskierką radości. Czarno-biała wadera rozejrzała się po polanie, na której stała, jednak nie potrafiła mnie dostrzec, stłumionej wśród ciemnych krzewów tarniny. Zrezygnowana spojrzała w błękitne niebo, które zwiastowało południe.
       Wyskoczyłam z ukrycia niczym z procy, pchając Vivienne i przygniatając ją do ziemi. Górowałam nad nią z wielkim uśmiechem na pysku.
   -Wygrałam! - krzyknęłam, schodząc z niej i pomagając wstać. Wadera prychnęła pod nosem.
   -Rewanż... - żachnęła się, odwracając łeb w drugą stronę. Zapoznałyśmy się z Vivienne w czasie mojego nieudanego polowania, gdy byłam u kresu sił i nie potrafiłam sama zdobyć pożywienia w postaci mięsa. Wtedy wilczyca pomogła i pokazała na czym polega prawdziwa przyjaźń. Od tego czasu stałyśmy się wręcz nierozłączne... niczym rodzeństwo.
   -Oj, Vivienne... Następnym razem pozwolę Ci wygrać! - zaśmiałam się, po czym zaczęłam wracać w głąb naszego terytorium. Uwielbiałyśmy spędzać czas na patrolowaniu terenów, bądź na polowaniach. Jednak od czasu do czasu lubiłyśmy pobawić się jak małe szczeniaki. Odwróciłam łeb do przyjaciółki, która spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i ruszyła z miejsca, dołączając do mnie.
  -Mogłybyśmy iść nad jezioro... - zaproponowałam, zostawiając na mokrej glebie swoje odciski łap. Vivienne szła spokojnie ze spuszczoną głową, jedynie mrucząc coś na moje propozycje. - Więc chcesz iść, czy nie?!
  -Uch... Eclipse... - jęczała, marszcząc pysk. Wczorajszy deszcze nie dawał nam szans na wyjście nad jezioro, więc sądziłam, że Vivienne będzie miała dzisiaj jeszcze większy zapał na tą 'wycieczkę'. Wadera zatrzymała się przy rozłożystym dębie, po czym usiadła w jego cieniu, opierając się o pień. - Nie mam dzisiaj ochoty iść nad jezioro...
  -Wczoraj się piekliłaś, żeby spędzić dzień nad jeziorem, a teraz odmawiasz! - obraziłam się, siadając obok niej.
  -Zrozum mnie... Jestem Alfą... - mówiła znudzona, rozciągając się na wszystkie strony. Skuliłam się w kłębek.
  -No pewnie! To znaczy, że nie możesz się śmiać, spędzać czasu z przyjaciółką nad jeziorem i bawić się w chowanego! - mruknęłam na tyle głośno, by Vivienne usłyszała.
  -Wiesz, że mogę... - zaprzeczyła od razu, uśmiechając się do mnie.
  -Więc czemu nie chcesz? - spytałam z takim samym, obrażonym tonem.
  -Muszę myśleć nad watahą. Jesteśmy tylko we dwie... Może to nie ma sensu? - zapytała zrezygnowana, po czym ułożyła się obok mnie. Momentalnie podniosłam łeb.
  -Co to, to nie! - krzyknęłam hardo. - Nie po to znajdowałam przyjaciółkę, żeby teraz ją tracić! Proszę Cię, Vivienne!

  -O czym myślisz? - zapytałam, patrząc w granatowe niebo, na którym roiło się od złotych gwiazd. Leżałyśmy z Vivienne pod tym samym dębem, pod którym odbyłyśmy rozmowę kilka godzin temu. Udało mi się ją namówić na spędzenie tutaj wieczoru, obserwując gwiazdy. Od Duchów wiedziałam, że dziś najpiękniejsza Noc w roku: Noc Spadających Gwiazd.
  -Co? - zapytała zdezorientowana Vivienne. Podniosła głowę, po czym wstała i usiadła. Zrobiłam to, co ona.
  -O co chodzi?! - zapytałam gwałtownie. - Cały dzień rozmyślasz nad czymś; gdy proponuję Ci spędzenie dnia nad jeziorem, odmawiasz; najpiękniejszą noc w roku spędzam zła, bo Tobie nie chce się patrzeć w gwiazdy!
  -Nieważne. - odparła obojętnie Vivienne, po czym odeszła spod dębu do Swojej Jaskini. Zrobiło mi się wstyd, że tak na nią nawrzeszczałam. Nie chcę jednak, aby kompletnie zmizerniała. Z powrotem położyłam się na plecach, obserwując gwiazdy. Mój wzrok zatrzymał się na jednej, która leciała po niebie, tworząc za sobą przepiękną, kolorową smugę. Zamknęłam ślepia.
  -Chciałabym... Chciałabym... - szeptałam do siebie. - Chciałabym być wolna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz