niedziela, 4 listopada 2012

(Wataha Lata) od Verny

        Było ciemno i zimno. W oddali ujrzałam złote światło, pragnęłam podejść do niego, aby zanurzyć się w tym „czymś”. Uświadomiłam sobie, że nic mi nie było, nic nie miałam złamanego, sierść w porządku, tak jakby nic się nie stało. Wstałam, otrzepałam się z kurzu i podeszłam do tego „czegoś”. Złote, ciepłe „coś” opatuliło mnie. Postanowiłam wejść w „to” i zobaczyć co tam dalej jest.
       Pierwsze co się rzuciło w oczy to zielone wzgórza, porośnięte zielonymi lasami. Gdzieniegdzie przecinały je czyste, lazurowe strumyki. Wszędzie rosły piękne kwiaty o kolorach, którym nawet fizjologom się nie śniło. Wysoko na błękitnym niebie świeciło złote słońce.
       „Jak pięknie” pierwsza moja myśl od tamtego czasu kiedy przeszłam na drugą stronę, tego lepszego „czegoś”. Nagle ujrzałam pałac, którego wcześniej nie zauważyłam. Z ciekawością pobiegłam w tamtym kierunku. Zatrzymałam się przed złotą bramą która otwierała się przede mną.
Za bramą stał wilk, miał na sobie mundur. Powiedział do mnie:
  -Witaj Verno. Nasz Pan oczekiwał Ciebie.
  -Jaki „Pan”? O co chodzi? Kim jesteś? Co to za miejsce? -Zasypałam nieznajomego pytaniami.
  -Mam na imię Wolas. Jestem przywódcą armii niebieskiej. Odpowiedzi na twoje pytania dostaniesz w odpowiednim czasie. Muszę Cię do Naszego Pana zaprowadzić. Chodź.
Odwrócił się i wszedł do pałacu, nie oglądając się za siebie by sprawdzić czy idę. Bez zastanowienia pobiegłam za nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz