wtorek, 13 listopada 2012

(Wataha Zimy) od Aniel

       Po wyjściu z wyspy przez długi czas biegłam. Udało mi się tego nie okazywać przy Evanestenci, ale byłam prze szczęśliwa. Udało mi się znaleźć pierwszego członka mojego stada! Energia mnie rozpierała i nie mogłam przestać się uśmiechać. Mimo iż to dopiero początek byłam dumna. Myśli zajęła mi Alisja, gdyby mnie teraz widziała, pewnie zganiła by mnie za przedwczesną radość. Zawsze trzymała mnie krótko, ale byłam jej za to wdzięczna.
       Zastanawiając się nad losem opiekunki wpadłam na nieznaną sobie wilczyce. Uderzyłam z taką siłą, że tamta poleciała parę metrów dalej wpadając na drzewo.
Przestraszona podbiegłam do niej, z jej boku wystawała złamana  kość.
  - Przepraszam! Nie zauważyłam cię! Bardzo boli?- Pytałam przejęta. Wilczyca podniosła się z ostrym syknięciem.
  - Nie ruszaj się- Zbeształam ją- Zaraz się tym zajmę, poczujesz się lepiej.- Już opanowana chciałam zabrać się do leczenia, jednak ta spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i pokręciła głową.
  - Ja to mam szczęście! Nie przejmuj się, to nic takiego.– Odparła z uśmiechem. Zdziwiona patrzyłam jak kość wilczycy wraca na miejsce, a bok się zrasta.
  - Widzisz, to dla mnie pikuś!- Odparła wilczyca.- Masz niezłą siłę. Poleciałam dobre siedem metrów! Tak w ogóle jestem Neya- Mówiła wciąż się uśmiechając.
Też się uśmiechnęłam.
  - Czy ty nie jesteś przypadkiem wilkiem wody?
  - Owszem, a co? A tak przy okazji, skoro już na siebie wpadłyśmy, nie znasz może wilczycy imieniem Aniel? Podobno zakłada stado wilków z moim żywiołem.
Słuchałam jej nie wierząc w swoje szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz