niedziela, 11 sierpnia 2013

(Wataha Jesieni) Od Akine

Basior przybliżył się i uśmiechnął. Ruszyliśmy do smoków, stanęliśmy w dość dużej odległości, przez wzgląd na mnie.
- Chciał bym wiedzieć o co chodzi. – Odparłam z lekko drżącym głosem.
- Zostaliśmy zaatakowani przez inne smoki i tak trafiliśmy tu, nie mam ochoty opowiadać bolesnych szczegółów. – Powiedział smok.
- Rozumiem, możecie tu zostać. – Uśmiechnęłam się.
- Dziękujemy. Słuchaj, mam wrażenie, że ty nadal nie możesz się do nas przyzwyczaić, więc mam propozycję. – Powiedziała smoczyca.
- Słucham. – Odparłam pewnie.
- Dzień sam na sam ze mną. Obiecuję, że Cię nie skrzywdzę, ani nie pozwolę skrzywdzić. – Powiedziała łagodnie.
- Ja… Sama nie. – Powiedziałam przerażona.
- To z twoim chłopakiem. – Powiedziała.
-To nie mój chłopak! – Odbiegłam kawałek od niego.
Don chyba był zmieszany, bo stał jak wryty. Odwróciłam się powoli, a za mną stała smoczyca.
- Już mi ufasz? – Zapytała.
Przełknęłam ślinę i zmieniłam się w człowieka. Wyciągnęłam przed siebie ręce. Smok przybliżył pyszczek, a ja dotknęłam łusek! Natychmiast odbiegłam od niej i z dużą prędkością walnęłam w Donatella. Zamiast wstać i go przeprosić to tylko owinęłam ręce wokół jego szyi i schowałam twarz. Moje serce waliło jak szalone, co prawdopodobnie czuł chłopak.
- Akine…. – Zadrżał mu głos.
- Nie miałeś odchodzić. – Przeszła mnie gęsia skórka.
- M-Możemy wstać? – Zapytał zdenerwowany.
Oparłam prawą rękę o ziemię i lekko się podniosłam. Nagle zrozumiałam czemu on też się denerwował. Leżałam na nim, jak gdyby nigdy nic, a on mógł to opacznie zrozumieć…. Znowu siedziałam na jego brzuchu, więc szybko wstałam. On tak samo szybko wstał, a ja znowu w niego buchnęłam i objęłam go w tali. Teraz byłam bezpieczna.
- Spróbuję sama. – Mruknęłam do jego klatki piersiowej.
Okleiłam się od niego i odwróciłam ze strachem w oczach. Ku mojemu zdziwieniu Don złapał moje ręce, zachowując odległość (nie to co ja) i podszedł razem ze mną. Oswoił mnie ze smoczych i zgodziłam się na dzień sam na sam. Zmieniliśmy się w wilki i wolno ruszyliśmy w las.
- Dziękuję. – Powiedziałam.
- Za co? – Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Za oswojenie, no i przede wszystkim za to, że nie zrozumiałeś mnie opacznie podczas gdy leżałam na tobie. – Mówienie o takich rzeczach przychodziło mi łatwo, ale jemu nie za bardzo, bo trochę przyśpieszył.
Pożegnałam go i poszłam oznajmić w jaskini o wyprawie. Gdy oświadczyłam o tym poszłam po samice w umówione miejsce i spędziłam z nią noc, a potem cały dzień. Opowiadała mi o wielu przygodach i jej życiu gdy uczyłam się na niej latać. Potem spędziłam z nią całą noc i po południu odprowadziłam ja do jaskini. Nie bałam się już nawet jej partnera! Miałam ochotę zatańczyć ze szczęścia! Ruszyłam do jaskini, po drodze dopadł mnie mój mistrz.
- Akine! Jak tam wyprawa? – Zapytał.
- Świetnie! – Podbiegłam do niego.
- Cieszę się. Dzisiaj chyba wraca nasza Alfa, więc nie mogę zostać na długo, bo może to zwiastować kłopoty. – Powiedział.
- Zatańczmy. – Zignorowałam jego przemowę.
- Nie mamy muzyki. – Powiedział.
Zmieniłam się w człowieka i machnęłam ręką by on też to zrobił. Załapałam go za rękę i przyciągnęłam.
- Wyobraź sobie, że gra jakaś szybka piosenka. Wytwórz swoją magią instrumenty. – Uśmiechnęłam się do niego.
Zrobił to i usłyszałam piosenkę. Uznałam, że pasuje do niej tango. Chwyciłam go za ramię i stanęłam na palcach, gdyż nie miałam wysokich butów. Zatańczyliśmy wszystko perfekcyjnie! Nagle zabrzmiała wolna piosenka. Zarzuciłam mu ręce na szyje, a on niepewnie złapał mnie w tali. Zaczęliśmy taniec, a do tego zaczął padać deszcz. Nie pamiętałam kiedy ostatnio tańczyłam w deszczu, więc bardzo się ucieszyłam. Na końcu zabrzmiały skrzypce, a ja zwróciłam ku sobie twarz partnera w tańcu i uśmiechnęłam się promiennie.
- Świetnie tańczysz, ale to koniec. – Szepnęłam.
- Ty też świetnie tańczysz. – Pochwalił mnie.
Deszcz przestał padać, muzyka ucichła, wyszło słońce i zawiał wiatr. Tylko my dalej staliśmy jakby w środku tańca. Puściłam ręce wolno i stanęłam na pełnych stopach, Donatello również puścił ręce wolno. Byłam szczęśliwa, że mogę z nim robić takie rzeczy, zawsze odwalimy coś fajnego. Wiedziałam, że będę o nim dużo myśleć po naszym spotkaniu, ale chciałam by on też dużo myślał. Zmieniliśmy się w wilki otrząsnęliśmy od wody i ruszyliśmy do jego watahy. Gdy już prawie byliśmy stanęłam. On również stanął. Wzrokiem kazałam mu stać w miejscu. Podeszłam do niego bardzo bardzo blisko otarłam się o niego i obeszłam w kółko. Stanęłam przed nim z uśmiechem, a on jakby odleciał w inny świat, znowu myślał, które zdanie będzie właściwe.
(Donatello prosiła bym byś skończył ;))
!Wóciłam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz