sobota, 3 sierpnia 2013

(Wataha Lata) od Verny

Myślałam dalej nad tym wszystkim. Czy przejść poszukać Bejala czy może jednak nie... jakby chciał porozmawiać to by się pojawił bo by mnie wyczuł prawda?
A może jednak nie?
- Teraz rozumiem... tęsknisz za wilkami wiosny?- Podszedł do mnie Kondrakar.
- Kondro śledziłeś mnie?! E... Tak. Tęsknię... Nawet nie wiesz jak.
- Owszem, wiem co czujesz. Nie martw się, możesz mi wszystko powiedzieć, wiem, że byłem niemądry i straciłaś do mnie zaufanie... wybacz.- powiedział basior ale ja już nie słuchałam tylko zobaczyłam w zaroślach na terenach wilków wiosny, rudy blask sierści. Taka jak ma Bejal!
- Bejal! Nie ukrywaj się, wyjdź! - Krzyknęłam i wstałam szybko.
- Verna tam nie ma Bejala. - Powiedział zaniepokojony wilk.
- Jest, przecież go widzę. Bejal czekaj!!!- Po raz kolejny krzyknęłam a mój głos rozlegał się echem po krainie. Zaczęłam biec gdzie zobaczyłam błysk wołając Alfę Wiosny. Kątem oka zobaczyła że Kondrakar także biegnie.
- Verna stój!- Krzyczał ale ja tylko przyspieszyłam. Dobiegałam do przepaści która znajdowała się na tych terenach ale z tego? Bejal tam był! Miałam już przekroczyć granice przepaści i polecieć w dół ale oprzytomniałam i stanęłam nagle na skraju.
- Bejaaaal! Bejal?- Zaczęłam płakać a moje jęki roznosiły się echem po krainie.
- Verno, jego tu nie ma, wracajmy, robi się ciemno, a nie wiadomo, co się tu czai. Te tereny dawno zdziczały.- Złapał mnie za rękę i zaczął mnie ciągnąć w kierunku moich terenów.
  Weszliśmy do jaskini i się położyłam na posłaniu..
- Oni wrócą prawda?- zapytałam z nadzieją
- Wrócą, teraz odpocznij Verno.- Pocieszył mnie i poszedł ku wylotowi groty.
I co ja teraz pocznę?
    Następnego ranka, obudziłam się bardzo wcześnie. Wyszłam z jaskini zanim jeszcze ktoś się obudził.
Zaczęłam smutna spacerować kiedy dotarłam do Wietrzną Polanę.
Było to dość specyficzne miejsce. Nie potrafię go opisać bo często zmienia swój wygląd pod wpływem mojego nastroju.
Usiadłam na środku polany i zamknęłam oczy. Nagle usłyszałam głośne machnięcia skrzydeł a później głuche lądowanie. Otworzyłam ślepia i zauważyłam przed sobą wielkiego mistycznego smoka.
Miał szare łuski z niebieskim refleksem. Długi pysk był uzbrojony w wielkie, białe zęby a mądre czarne jak węgiel oczy patrzyły na mnie. Powoli wstała a smok się napiął a jego kolce które stoją od czubka głowy aż po ogon wyprostowały się.
Moje uszy przeszył ryk zwierzęcia.
- Kim jesteś? -Powiedział męskim, władczym głosem. Przyjęłam dumna postawę i powiedziałam.
-Jestem Verna, Alfa tutejszej Watahy Lata i właściciel terenów na których jesteśmy więc ja chyba powinnam się o to zapytać. - Smok zarechotał.
-Jestem Rahul. Smok Powietrza. Przybyłem tutaj by szukać pomocy gdyż moje tereny zostały obalone i zniszczone przez wrogi klan.
- Rozumiem, jest Was dużo?
-Tak, ogrom. Ja jestem przedstawicielem naszego żywiołu ale oczywiście jest wiele innych smoków panujących nad innymi żywiołami. -Odpowiedział. - To mogę tu zostać? Na początek będę tu sam jeśli postanowię że zostaniemy tutaj to polecę po pozostałych.
-Wiem jak to jest troszczenie o innych. Okrutna robota. -Powiedziałam z uśmiechem.
-O tak. -Powiedział i zrobił minę przypominającą uśmiech.
-Poprowadzę Cię do mojej jaskini to może obok niej zrobimy dla Ciebie coś w rodzaju posłania?
-Nie potrzeba. Wolę spać na powietrzu wśród czegoś z czym żyję.
Przytaknęłam. Zaczeliśmy podążać do mojej groty. Widziałam jak wilki przerazone patrza na mistyczne zwierze ale nic nie robiły bo widziały ze ja spokojnie ide koło niego.
-Tutaj jest moja jaskinia więc się rozgość. -Powiedziałam wskazując pierw na mój dom a później na otoczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz