środa, 22 maja 2013
(Wataha Lata) od Deep'a
Najgorsze w tym wszystkim było to, jak wolno mijał czas. Leżałem bez
ruchu, czekając na moje "zbawienie". A najbardziej łamało mi serce to,
że nawet nie mogę pożegnać się z Perrie... Żałuję, że duch nie
zabił mnie na miejscu. Nie musiałbym tak cierpieć. Ale mimo wszystkiego
nadal tkiwła we mnie malutka nadzieja, że będzie wszystko dobrze. Jednak
wcale nie było... Mimo tego, że byłem kaleką nikt się mną nie zajmował.
Nawet nie zwracano na mnie uwagi. Tak jakbym był... duchem. Jakby było
reszcie obojętne co się ze mną stało. Miałem tego wszystkiego dość.
Postanowiłem walczyć ze swoim ciałem. Gdy nadszedł wieczór, ćwiczyłem
otwieranie ust. Było to dla mnie niemożliwe, tak jak latanie bez
skrzydeł. Jednak nie rezygnowałem. Ćwiczyłem przez całą noc. Rano
wydarzyło się coś niezwykłego. Otworzyłem usta na 10 sekund! Byłem z
siebie dumny i zadowolony, jednak nadal wiedziałem, że bez pomocy
szamana nie dojdę w pełni do siebie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz