Gdy wyszłam z jaskini zobaczyłam Vernę i Bejala rozmawiających na osobności. Nie czułam już jednak gniewu ani zazdrości. Wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że wilczycy nic nie jest, polubiłam ją. Podróż, którą odbyliśmy wiele zmieniła, przede wszystkim pozwoliła mi wreszcie raz na zawsze skończyć z Bejalem. Patrząc na nich nabrałam ochoty porozmawiać z dawną rywalką. Już chciałam do nich podejść, gdy portal zaczął się poruszać i wyskoczył z niego Duch Lasu. Wszyscy patrzyli na niego, nie wiedząc co robić. Wilki, które nie uczestniczyły w podróży nie wiedziały kim on jest, my jednak wiedzieliśmy. Zanim zdarzyłam się odezwać usłyszałam krzyk Bejala:
- Uciekać!
Wkoło zapanował chaos, gdy nagle Duch Leśny rzucił się na Kiri z Watahy Wiosny i zabił ją, nim ktokolwiek zdążył się zorientować dopadł już Katherine- byłą alfę Watahy Jesieni.
- Nie wygracie ze mną, będę zabijał was wszystkich po kolei, aż nikt nie zostanie- Krzykną do nas i znikną.
Wilki wkoło patrzyły z przerażeniem na zabite wilczyce. Zapanowała cisza, którą przerwała Verna:
- Słyszeliście go! Musimy się przygotować, on jest zbyt potężny, żebyśmy mogli sami z nim walczyć. Musimy się zebrać i coś zrobić!
Zabrałam głos:
- Ten chory duch tak jak powiedział nie spocznie dopóki nas nie zabije, musimy się schronić. Myślę, że najlepiej pójść do Jaskini Białych Róż, gdy Bejal oszalał i chciał nas zabić nie mógł tam wejść, może i tym razem tak będzie.
Wilki pokiwały głowami i bez zbędnych słów wszyscy ruszyliśmy biegiem do Liliowej Wyspy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz