Obudziłam się, gdy słońce zaczynało się powoli ukazywać na niebie.
Jednak już od otworzenia jednego oka, czułam, że coś jest nie tak. Jakaś
dziwna aura i cisza w około sprawiały wrażenie niepokoju i
tajemniczości. Znowu coś jest nie tak? Ledwie wróciliśmy, a znów jest
coś niepokojącego.
Upolowałam coś szybko po drodze, by nie paść z głodu i ruszyłam na
tereny mojej watahy. Nic. Wielkie nic. Ani śladu żywej duszy. Poszłam na
kolejne tereny pozostałych watahach i niestety nikogo nie zauważyłam.
Czułam tylko na plechach jakieś dziwne ciarki, ale nic nie widziałam ani
nie słyszałam.
Zaglądałam w jeszcze inne zakątki, jakie napotkałam po drodze, aż w
końcu dotarłam do Liliowej Wyspy. Tam usłyszałam tak jakby rozmowy,
dźwięk, ruch. Pobiegłam za tym śladem, aż w końcu dobrnęłam do Jaskini
Białych Róż. Zobaczyłam wszystkie watahy razem. *I jak zwykle nikt o
mnie nie pamięta....* Byłam właściwie zdana tylko na siebie.
Gdy weszłam nikt nie zwrócił na mnie uwagi, tak jakbym w ogóle nie
istniała. Żadnej reakcji, żaden wilk nawet nie martwił się, że mnie nie
było. Jestem po prostu niezauważalna...
Słuchając rozmów w okół mnie, dowiedziałam się w końcu, o co chodzi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz