Po pokazaniu Meg jeszcze paru sztuczek które umiem ruszyłyśmy szybko do skalnego urwiska. Kurczę, aż tu można było wyczuć przygotowania do kolejnego treningu. Przyjaciółka upierała się przy tym bym powiedziała o tym watahom i Alfom, ale ja odmawiałam.
- Tak wiem, mogła bym to wykorzystać, ale jest to nie fair, okej? Po za tym to bardzo bolesne.
- Wiesz, że o Wilku Wodnym też powinni się dowiedzieć? – zapytała.
- No wiem! – odpowiedziałam krótko i najeżyłam się.
Doszłyśmy do reszty, ustawiłyśmy się w pary i zaczęłyśmy kolejny trening. Nie wiem czemu, ale ogarnęła mnie furia. Zaczęłam ciskać w Meg silnymi ciosami na tyle często, że po trzecim silnym uderzeniu chwiała się na łapach. Zaczęła oddawać, ale to tylko mnie łaskotało. Nie wiem czemu, ale coś we mnie zapłonęło. Byłam gotowa, gotowa do walki i chciałam ją stoczyć już teraz.
Aniel to chyba zauważyła i natychmiast mnie ostudziła, dosłownie. Kiedy upadłam od jej pocisku zerwał mi się mój naszyjnik. Od razu wszystko ze mnie wyparowało. Poczułam się słaba, bez silna. Zrozumiałam. Stary naszyjnik Plemienia Wilków Wody to sprawił. Założyłam go ponownie i poczułam się silniejsza jednak ten promień wygasł. Wróciłam do watah i zaczął się kolejny bolesny trening.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz