Minęło parę dni - po tym jak dołączyłem do watahy - i postanowiłem dokładnie poznać nasz teren. Poszedłem na spacer. Spotkałem Vernę.
- Cześć. - ucieszyłem się na jej widok
- Cześć. I jak Ci się tu podoba?
- Jest wspaniale, idealnie. Czasami mam wrażenie, jakbym tylko śnił.
- To nie jest sen. - uśmiechnęła się - Właśnie wybieram się na polowanie. Idziesz ze mną? Potrzeba nam trochę protein przed walką, abyśmy byli silniejsi.
- Jasne.
Razem z Verną zaczęliśmy biec, później ścigać. Dostrzegłem za krzakami lisa.
- Nie starczy dla wszystkich. - Verna odrzuciła ten pomysł.
Biegliśmy dalej. Parę metrów na wschód usłyszałem bieg kopytnego stworzenia.
- To pewnie sarna - powiedziała - Będzie idealna.
Zmieniliśmy kierunek i zaczęliśmy biec tak szybko jak się tylko dało za sarną. Trudno się ją ścigało, ponieważ doskonale radziła sobie na zakrętach. Wpadliśmy na drzewo z krzykiem.
- Nic ci nie jest? - zapytałem.
- Strasznie mnie głowa boli. A ciebie?
- Też.
- Wracajmy lepiej.
- Nie. Inni będą marudzić, że nic nie upolowaliśmy. Złapmy chociaż parę zajęcy.
- Dobrze.
Jak powiedziałem - tak zrobiliśmy. Wróciliśmy do reszty watahy.
- Dzisiaj zające. - powiedziałem
- Zające? - zdziwiła się Geneza
- Tak, zające. Dzisiaj z Verną mieliśmy wypadek na polowaniu i nie daliśmy radę nic innego złapać.
Poszedłem się położyć. Z trudem próbowałem zasnąć, ale nie udawało mi się. Ból głowy zmienił się w straszną migrenę. Po chwili straciłem przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz