Obudziły mnie głosy z zewnątrz. Wyszedłem przestraszony. Nadal nie mogłem mówić, więc w razie zagrożenia nie mógłbym ostrzec reszty. Zorientowałem się, że brakuje jednej wadery. "Pewnie jest na czójce" pomyślałem. Szybko podkradłem się do wyjścia, zauważyłem wilki ze skrzydłami. "Oh to tylko Wataha Lata" pomyślałem z ulgą. Podeszłem, bez słowa do stada. Wilczyca ognia wycofała się nie chcąc nam przeszkadzać.
Próbowałem coś powiedzieć, ale nie mogłem przez magię Wilka Wojny. Przypomniało mi się jak Cassa, kiedyś czytała mi w myślach. Pomyślałem o Tym co wydarzyło się wczorajszego dnia i skierowałem myśli na Cassę.
-Czekajcie! On coś do mnie mówi!
-Co? Dobrze się czujesz? PPrzecież on nas zbywa wzrokiem, Bejal odezwij się... Przyszliśmy Ci z pomocą. -Verna powiedziała to tak cicho i spokojnie, że aż sam się zasmuciłem.
-Nie ja go słyszę on mówi, że...
Cassydy powiedziała o tym dlaczego nie mówię, powiedziała, że dziękuję im za to, że są po mojej stronie. Byłem bardzo tym wzruszony i zaczołem łkać.
-Musze Ci jeszcze o czymś powiedzieć... Tylko my staneliśmy za Tobą- Westchneła Verna.
Przytuliłem się do wadery i odzyskałem mowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz