- Bejal? Żyjesz?
Nie odzywał się. Wyglądał na bardzo zamyślonego, a zarazem smutnego.
- Wracajmy już, zbliża się noc, a trzeba jeszcze iść na polowanie. – powiedziała Bella
Bejal bez żadnego słowa szedł przez całą drogę dosyć powoli, ale w końcu dotarliśmy do naszej jaskini. Chyba reszta wader była na polowaniu. Alfa udał się na swoje ulubione posłanie, lecz nie zasypiał. Myślał. Ciekawe, o czym? Może wie coś w sprawie wojny? Pewnie gdyby wiedział to by nas o tym zawiadomił. W krzakach usłyszałam szelest. Po niecałej sekundzie wyłoniły się dziewczyny. Obsypały samca alfę pytaniami.
-Bejal?
-Gdzie byłeś?
-Martwiłyśmy się o Ciebie!
Ale on nadal nic nie odpowiadał.
- Wiecie co, on chyba dziś nie ma ochoty na rozmowy.
Po kolacji położyłyśmy się spać. Ja potem miałam pełnić wartę. W nocy nic się nie działo. Gdy zaczynało wschodzić słońce w krzakach po raz kolejny usłyszałam szelest. Po chwili ujrzałam biało-czarną waderę ze skrzydłami
-Kim jesteście? - zapytałam
-Jestem Verna alfa powietrza. Przyszłam odwiedzić Bejala. Gdzie mogę go spotkać?
- Jest w jaskini, chyba nie śpi. Ale bądźcie cicho aby nie obudzić reszty stada.
Ale zanim zdążyłam wypowiedzieć te słowa Bejal znalazł się koło nas. Nie chciałam im przeszkadzać, więc postanowiłam wspiąć się na jaskinie. Nigdy tam nie byłam. Usiadłam na mchu. W oddali widziałam wulkan, "dmuchał on" czerwonym pyłem. Zdenerwowałam się. I nie zauważyłam jak zapalił się mech. Zamiast to zgasić - usechł. Znów przez przypadek użyłam swoich mocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz