poniedziałek, 31 grudnia 2012

(Wataha Wiosny) -od Bejala

      Każdy miał swoją parę. Jako, że byłem Alfą Ognia stanołem bez pytania na przeciw Alfy Powietrza. Uśmiechneła się lekko, nic nie mówiąc. Nie bałem się jej, byłem gotów na ćwiczenia. Verna także była gotowa.
      -Walczymy dla zabawy, czy żeby się pozabijać? -Zapytałem z uśmiechem na pysku.
      -Hmm.... -Zamyśliła się przez chwilę- I jedno i drugie.
      -Ok..
      Nim zdążyłem odpowiedzieć żuciła we mnie kulą powietrza, poleciałem dobre sto metrów dalej. Spowodowałem ogniste skrzydła i cisnołem nimi w wilczyce. Dla pewności powturzyłem. Tak jak spodziewałem się, pierwszy cios omineła. Drugi perfecyjnie zwalił ją z łap. Reszta stada patrzyła ze zdziwieniem na nasze wyczyny. Jednak my nie zwracalismy na nich uwagi. Widać  było, że każdy bierze w treningu czynny udział. Co jakiś czas przelatywał jakiś zabłąkany ogień czy powiew wiatru musnoł w policzek.
      Gdy odwruciłem się do reszty stada Verna to wykorzystała. Jak by tylko na to czekała. Podleciała i powaliła mnie na plecy, mocno przyciskając własnym ciałem.
      -Co Ty na to?- Zasmiała się wilczyca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz