poniedziałek, 31 grudnia 2012

(Wataha Zimy) od Avalon

Aniel podjęła zdecydowane kroki. Cieszę się z tego i mocno ją wspieram. Teraz codziennie trenujemy moc i ćwiczymy ataki. Odczuwam prawdziwy strach! Do wojny nie pozostało zbyt wiele czasu, ale nie o samą walkę tu chodzi. Mamy przewagę liczebną i naprawdę, to zaszczyt być w pierwszej linii. Raczej obawiam się zakończenia wojny. Teraz wracały do mnie obrazy wojny w której brałam udział w starym stadzie. Doszło tam do zabicia Alf. Osobiście nic mnie tamci nie obchodzili. Ale jeżeli tu się tak stanie? Nie chcę by Aniel została zabita, Naili czy Katherin. Nawet nie życzę tego Vernie czy… Ach… Bejalowi. Wiem że powinnam być silna, ale to mnie wykańcza. Nie mogąc usnąć wstałam i ruszyłam do Meg. W środku jej jaskini zastały mnie dwa płonące nienawiścią ślepia. Wiedziałam, że jeżeli się poruszę to mnie zaatakuję więc posłałam jej mały bąbel wody ze źródła. Zrozumiała to od razu i przywitała się.
- No i to rozumiem! – powiedziała śmiejąc się ponuro.
- Idziesz ze mną trenować? – zapytałam, a raczej zapytały moja wargi nie wiem co mnie tu wzięło. Kiwnęła a ja szybkim kłusem wybiegłam w las. Ruszyła za mną zaskoczona. Chyba jeszcze jej tu nie było i spodziewała się że zabiorę ją na Pustynię. Ja ją wiodłam na własne pole walki, zarosłą polane. Kiedy się gwałtownie zatrzymałam wpadła na mnie. Doszłyśmy na miejsce.
- Co się dzieje? Tu chcesz treno… - zapytała.
- Ciii! – uciszyłam ją natychmiast. Wystarczył mały ruch zadem i już leciał w naszym kierunku olbrzymi królik. Kiedy się zatrzymał u moich stóp kierowałam jego ciałem na wszystkie strony. W końcu padł martwy.
- Jak ty to!? – zapytała przerażona i zszokowana.
- Panuję nad krwią, nie chciałam nikomu nic mówić. – odpowiedziałam zawstydzona, chyba dopiero teraz się otrząsnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz