sobota, 15 grudnia 2012

(Wataha Jesieni) od Verry

       Ta przygoda może zabrzmieć jak bajka, lecz zdarzyła się naprawdę. Dołączyłam do watahy jako wilk ziemi. Jej Alfa Katherine byłą dobra lecz nie sprawiła powiększenia się liczby wilków. Postanowiłam wyjechać na tydzień za granice watahy, tak by nikt nie zauważył mojej nieobecności. Było to trudne lecz usprawiedliwiałam się tym, że odnalazłam dalekiego krewnego który jest chory. Musiałam skłamać. Chciałam pobyć w samotności.
       Pierwszego dnia rozbiłam w lesie szałas. Na moje nieszczęście zanim skończyłem zaczął wiać ogromny wiatr i rozpętała się burza. Nie miałam nic co mogłabym zjeść. Po kilku godzinach deszczu zaczęłam słabnąc. Zrobiło mi się czarno przed oczami i zemdlałam. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam dobrze oświetloną jaskinie. Nie mogłam wstać mimo że nie byłam przykuta, wszystko mnie bolało. Przede mną staną zupełnie obcy wilk. Przestraszyłam się, ale nie mogłam się ruszyć. Krzyknęłam. Wilk od razu pogłaskał mnie po czole i powiedział żebym się nie martwiła.
  - JAk mam się nie martwic?! CO mi się stało?
  - Csiiii........ Wszystko będzie dobrze. Uspokój się.
       Mimo tego, że go nie znałam umilkłam. Z trudem powstrzymywałam łzy. A jeśli nie wyzdrowieje i to paraliż? Może to mi się śni i jestem w wiecznym śnie? Wilk okazywał coraz bardziej ciekawe spojrzenie. Z drgającym głosem zapytałam:
  - CZy ty mi czytasz w myślach?
Wilk uśmiechną się.
  - Oczywiście. Przestań się trząść, nic ci nie grozi. Upadłaś z urwiska.
Coraz bardziej zmartwiona zadawałam jeszcze więcej pytań.
  - Ale jak ? Gdzie mnie znalazłeś ? JAk masz na imię?
  - Znalazłem cię całą połamana w wąwozie. Spadłaś z dużej wysokości i po chwili będziesz mogła chodzić dzięki ziołom leczniczym . JA mam na imię Jin i urodziłem się tutaj. Wiem, nic specjalnego, ty na pewno masz lepszą miejscówe?
  - Tak
         Jin miał racje po chwili paraliż ustał. Nie miała ochoty już być w samotności. Potrzebowałam wsparcia grupy. Postanowiłam jednak nie ujawniać co się stało. Próbowałam namówić Jina na wstąpienie do watahy, lecz odmówił. Wtedy widzieliśmy się ostatni raz, nigdy nie zapomnę jego kojącego głosu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz