Siedziałyśmy dosyć długo i gadałyśmy jak najęte, aż uznałam,
że trzeba iść spać. Każda poszła na swoje legowisko i zasnęła. Wstałam rano,
nieco nie wyspana, ale miałam koszmar. Wstałam na wpół przytomna i poszłam na
Kwiecistą Łąkę. Usiadłam na samym środku i skierowałam pyszczek do rażącego
słońca. Gdy się nareszcie obudzałam do końca postanowiłam iść się umyć, bo jak zauważyłam
miałam lekko posklejaną sierść od czegoś lepkiego, prawdopodobnie żywicy. Spostrzegłam jakiś dość mały strumyk.
Namoczyłam łapę i zaczęłam mój poranny "prysznic". Po tym jak byłam idealnie
czysta, włożyłam pyszczek do lodowatej wody. Od razu poczułam się jak nowo
narodzona. Poszłam szybko zapolować. Wyczaiłam jakiegoś zająca, który nie był
za gruby, ale nie za chudy, czyli idealny dla mnie. Szybko go zabiłam i
zjadłam. No i zaczęłam planować co zrobię dzisiaj. No i moim pomysłem było
ćwiczenie szybkiego przemieszczania się w glebie. Od razu wzięłam się do pracy.
Doszło do tego, że w pięć minut zwiedziłam całą moją Watahę. Wróciłam lekko
zmęczona do jaskini. Usiadłam w kącie i zaczęłam myśleć co dalej. Po jakimś
czasie poszłam "siać" nowe drzewa i leczyć stare. Zajęło mi to pół
dnia, ale warto było. Weszłam na drzewo i tak nagle moje myśli zapełnił....
Kto? No i aż się zdziwiłam, bo Donatello. Zaczęłam myśleć o jego niebiańskich
oczach, ale w końcu doszłam do wniosku, że muszę do niego iść i jak zwykle
zadać głupie pytanie, ale odezwał się mój rozum i uznałam, że moje pytanie było
by nie na miejscu. Siadłam na gałęzi lekko wnerwiona i co?! Chrup i nagle
leciałam na dół, szybko zamortyzowałam upadek, ale to było nie lada wyzwanie.
Rozejrzałam się zszokowana wokół siebie, bo nie mogłam ogarnąć co się dzieje.
Wstałam i uznałam, że nikt mnie nie widział, więc byłam bezpieczna. Nagle buch
zaatakowało mnie jeno pytanie, a mianowicie: Czy ja czasem nie chcę iść do
niego? Natychmiast potrząsnęłam głową. Wzięłam głęboki oddech i polazłam się
przejść. Moje łapy mnie nie słuchały i szły se nie wiadomo gdzie. Odbyłam
ciekawą kłótnię, z nadzieją, że mnie nikt nie widzi, bo to mniej więcej
wyglądało, jak bym była jakaś chora psychicznie. W końcu cztery kończyny uległy
mi i poszłam... W sumie nie wiedziała gdzie! Rozejrzałam się, ale po prostu nie
mogłam się odnaleźć. Nie wpadłam jednak w panikę, za to miałam dziwne myśli!
Myślałam, że zaraz spalę się ze wstydu. Wytworzyłam korzenie i wlazłam po nich
dość wysoko by dowiedzieć się gdzie jestem. Walnęłam łapą w czoło, bo byłam
zaledwie kilka kroków do jaskini. Po chwili straciłam nad sobą panowanie i
wyobraźnia robiła swoje....
" Stojąc na korzeniach ktoś nagle zakrył mi oczy po
czym...." Nie, nie, nie! Nawet nie będę wspominała o tych dziwactwach
>.<. Zeszłam szybko i jak jakaś nawiedzona poszłam do domu, przy okazji
potykając się i uderzając o wszystko o co nie dało się potknąć i walnąć....
Przed samą grotą był szczyt wszystkiego, bo na mojej drodze nagle pojawiło się
drzewo! Miłe odkrycie go nie było, no, ale tak to jest gdy patrzy się przed
siebie, nie patrząc ( w moim języku znaczy to tyle co: zamyślenie XD). Weszłam
no i oczywiście potknęłam się o kamyk. Obudziłam Epril...
- Co się stało? - Zapytała zaspana.
- Nic, nic. śpij dalej. - Szepnęła siadając na samym środku,
żeby nie hałasować.
*Zaraz, zaraz ona jeszcze śpi! Przecie to już po południe!*
Pomyślałam i szybko wstałam.
- Hej! Budź się! - Krzyknęłam, a wadera zerwała się z
posłania.
- C-Co jest? - Zapytała zaspana.
- Ile ty śpisz! - Zdziwiłam się.
- Siedziałyśmy wczoraj do późna... - Wytłumaczyła.
- No tak.... - Zamyśliłam się jednocześnie wychodząc z "domu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz