niedziela, 7 lipca 2013

(Wataha Jesieni) Od Akine

Pomachałam waderze i poszłam się przejść po innych watahach. Nie wiedziałam na początku gdzie iść, no ale to ja więc wpadłam na taki dziki pomysł żeby iść do Watahy Mroku, albo nie, w dokładniejsze miejsce, mianowicie do lasu. Kocham las, a i przy okazji na innych terenach są inne rośliny, no i często szukam w nich natchnienia. Zmieniłam się w postać ludzką i za pomocą linek zaczęłam kierować się w kierunku Mroku. *Muszę wymyślić nazwę dla tych linek.* Pomyślałam. Nagle na dole zobaczyłam jakiegoś chłopaka, miał cudowne oczy, aż przystanęłam. Były niebieskie, nigdy takich nie widziałam. Otrząsnęłam się i usiadłam, by go poobserwować, taki nawyk. Kiedyś robiłam to non stop, a potem dostawałam ochrzan, za to, że kogoś obserwuję, ale można się dużo nauczyć i do tego mam taki nawyk, że stwarzam sobie historię tego człowieczka. Nagle usłyszałam pękanie, gałąź na której siedziałam była spróchniała! Otworzyłam szerzej oczy, on nie mógł mnie usłyszeć. Szybko wpadłam na pomysł by wytworzyć liany. "Przyczepiłam" gałąź do drzewa i siedziałam spokojnie dalej. Chłopak szedł sobie spokojnie i chyba nie wiedział gdzie ma iść, a w dodatku nie wiedział, że właśnie jakaś idiotka siedzi nad nim i go obserwuje. Zeskoczyłam prosto za nim, bo postanowiłam się z nim podroczyć i za nim się odwrócił zaczęłam uciekać ile sił w nogach. Złapał przynętę i pobiegł za mną, ale zrobił coś co nie było fair! Zmienił się w wilka, więc ja zaczęłam używać mojego sprzętu! Byłam szybsza, ale on się nie poddawał, w końcu drzewo zagrodziło mu drogę, przez co ja się rozproszyłam i cóż.... Spadłam, bo źle wycelowałam. Wstałam trzymając się za obolałą nogę.
- Nic Ci nie jest? - Usłyszałam.
Niebieskooki szedł w moją stronę, a ja zesztywniałam. Ja i moje szczęście mnie nie raz powala, no ale zazwyczaj udawało mi się zwiać, a  potem moja "ofiara" psikusa szukała mnie, no a potem się poddawała i, a z resztą to i tak nie ważne, bo muszę coś wymyślić.
- Nic mi nie jest. - Odparłam swobodnie.
- To teraz mam pytanie. - Podszedł do mnie. - Czemu uciekałaś?
- Bo miałam taki kaprys. - Wytknęłam język, po czym go leciutko popchnęłam i znowu zaczęłam uciekać.
On przewrócił swoimi ślicznymi oczami i znowu zaczął pościg, tym razem bez zbędnych przemian. W końcu zobaczyłam ogromne drzewo i wlazłam na nie. Na samym czubku stanęłam na jednej nodze i zaczęłam się gibać.
- Teraz mi odpowiesz? - Zapytał stojąc na drzewie, które było na przeciwko mnie.
- Co Ci tak na tym zależy. - Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Hmmmm, najpierw skaczesz za mną i mnie straszysz, po czym uciekasz, gdy się zatrzymujemy mówisz mi o twoich kaprysach. Dziwne, że chcę wiedzieć? - Przechylił lekko głowę.
- Jaaaaa nie mogę, wszyscy jesteście tu podejrzliwi. Dobra, jak chcesz wiedzieć to Ci powiem. Nudziło mi się w mojej Watasze, więc przyszłam tu, a że wyglądałeś na znudzonego, no to chciałam się pobawić. Jak uważasz mnie za dziwną, to idź, jak chcesz mnie poznać to choć. - Powiedziałam kucając.
- Jak masz na imię? -  Zapytał nagle.
- Ładnie. - Odparłam.
- Nie o to mi chodzi. - Mruknął.
- Przedstaw się pierwszy. - Uśmiechnęłam się.
- Niby czemu? - Zdziwił się.
- Bo jestem tu gościem, więc... - Chciałam rozwinąć całą wypowiedź tak, by odwidziało mu się mnie pytać o wiele rzeczy, ale przerwał.
- Dobra, już wiem, co planujesz. Jestem Donatello. - Spojrzał na mnie wyczekująco.
- Akine. - Uśmiechnęłam się. - To co idziesz, ze mną?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz