Jeszcze podczas odradzania się czułam gniew, ale to nie był zwykły gniew. Tylko potężny, potężniejszy od każdego znanego mi uczucia. Ten gniew palił mi nogi, ogon i grzbiet. Ogień rozchodził się po całym moim ciele. Nie mogłam go powstrzymać, czułam, że staję się zła. Powstała moja dobra postać i po upływie zaledwie sekundy już płonęłam zamieniając się w moją złą postać. Poczułam w sobie dobrze znane mi instynkty, a zwłaszcza jeden, instynkt mordercy. "Muszę postarać się uspokoić" pomyślałam, ale czułam, że nie potrafię. Po raz pierwszy od 2000 lat nie mogłam się uspokoić na tyle by przemienić się z powrotem. "Nic dziwnego" pomyślałam ze złością "W końcu ten gniew emanował w moim ciele astralnym przez 5 lat". Postanowiłam biec i skupić się tylko na tym. Ale instynkty przejmowały nade mną kontrole. "Skup się" mówiłam do siebie "opanuj się". Wszystko było daremne, nie mogłam nad sobą zapanować. Gniew rósł coraz bardziej i już po chwili z mojego pysku wydostała się chmura ognia. Podpaliłam stojące obok drzewo. Zamknęłam oczy i postanowiłam bardziej się postarać i po chwili poczułam jak gniew ze mnie opada, ale nadal był wystarczająco silny, żeby utrzymać mnie we wcieleniu zła. W tym wcieleniu byłam znacznie potężniejsza, ale tu ograniczały mnie instynkty i potrzeba zemsty i wyżycia się. W dobrym wcieleniu byłam słabsza, ale miałam wolną wolę. Mogłam żyć i nie walczyć ze sobą byle tylko kogoś nie zabić. Nagle zobaczyłam, że w moim kierunku idzie, a raczej biegnie jakaś wilczyca. Była całkiem biała. Walcząc ze swoimi instynktami, krzyknęłam:
- Nie zbliżaj się
- Kim jesteś?- zapytała wilczyca, była zdezorientowana, ale nadal zbliżała się do mnie. Może trochę wolniej, ale jednak. Musiałam szybko się uspokoić. Nie chciałam, żeby to wcielenie zmusiło mnie do zrobienia jej krzywdy. Panowałam już nad swoim gniewem i czułam, że mogę go opanować. Poczułam, że mogę znów kontrolować swoje moce i po chwili ogień zgasł, a gniew zupełnie zniknął. Poczułam, że rozpływam się w powietrzu. "Tak"- pomyślałam z radością, znów byłam sobą. Znaczy tą dobrą sobą.
- Jestem Maja. Zawędrowałam tutaj przez przypadek.- odpowiedziałam z opóźnieniem
- Co to było?- zapytała
- Nic takiego. Tylko moje złe wcielenie.- odpowiedziałam żartobliwym tonem
- To twoje sprawka?- zapytała wskazując na drzewo
- Taaak, ale nie miałam wyjścia- powiedziałam- A ty kim jesteś i co tu robisz?
- Jestem alfą pobliskiej watahy.- odpowiedziała
- Spoko, nie martw się. Zaraz się stąd zmyję
- Może chcesz dołączyć do mojej watahy?- zapytała
- Jaka to wataha?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie
- Wataha Zimy, panujemy nad żywiołem wody- odpowiedziała
-Raczej tam nie pasuję- odpowiedziałam
- Dlaczego?- zapytała, a ja tylko spojrzałam na płonące drzewo- Rozumiem.
- Mogłabym dołączyć do watahy ognia, jeśli taka jest- odpowiedziałam
- Niestety ta wataha zaginęła- odpowiedziała
- Okej. To ja sobie idę- postanowiłam i odwróciłam się i zamierzałam odejść
- Ale wiesz co, możesz przenocować w mojej watasze dopóki alfa ognia i wataha się nie znajdą.
- Ohh, okej. Dzięki- powiedziałam- Możesz coś z tym zrobić- wskazałam na drzewo
- Jasne- odpowiedziała i zgasiła płonące drzewo wodą
- Dzięki- powiedziałam
- Zaprowadzę cię do watahy- zaproponowała wilczyca i ruszyła przodem
- A mogę wiedzieć jak masz na imię?- zapytałam ruszając za nią
- Aniel
- Fajnie- powiedziałam. Nie rozmawiałyśmy podczas drogi do watahy, ja zajęta byłam swoimi myślami i jakoś nie mogłam znaleźć alternatywnego tematu do rozmowy, więc po prostu milczałam. Zresztą droga na tereny watahy nie zajęła nam zbyt wiele czasu, a potem Aniel gdzieś sobie poszła, zostawiając mnie samą sobie. Nie miałam nic przeciwko, lubiłam samotność i miałam parę spraw, które musiałam przemyśleć i o których nie mogłam nikomu powiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz