Jednym zdaniem cholernie bałam się smoków, w dzieciństwie
wiele ich napotkałam i wszystkie chciały mnie zabić albo uprowadzić. Wzruszyły mnie ich słowa, bo są prawdopodobnie
w niebezpieczeństwie, a do tego mają młode. Chciałam im pomóc, ale bałam się
nawet ruszyć…. Miałam wrażenie, że zaraz zacznę
mnie gonić.
- P- Pomóżmy im. – Byłam przerażona.
- Dobry pomysł, ale jak? – Spojrzał na mnie.
- M-Mam pomysł, ale… - Wzdrygnęłam się.
- Mów. – Przyglądał się smokom.
- Wyjdziemy prosto przed nich i powiemy, że chcemy im pomóc,
a nie skrzywdzić. – Powiedziałam stojąc jak słup soli.
- Nie bój się, jestem z tobą. – Spojrzał na mnie i
delikatnie złapał za rękę.
Pierwszy raz chyba to robi…. Ja zamiast jak normalna samica
postąpić to od razu się w niego wtuliłam, nie miałam zamiaru puszczać, bo tak
czułam się bezpieczniejsza, choć jego serce przyśpieszyło.
- O-Obiecaj, że mnie nie zostawisz. – Ścisnęłam jego tułów.
- Dobrze, ale się tak nie bój, bo mogą to źle odebrać. –
Powiedział łagodnie.
Rozluźniłam lekko uścisk i ruszyliśmy gdy tylko stanęli na
ziemi.
- Hej! – Krzyknął Donatello.
Smoki od razu źle zareagowały, ale takich ich nie znałam.
- Kim jesteś i czego chcesz? – Zagrzmiał, jednocześnie zasłaniając
samicę.
- Przypadkiem usłyszeliśmy kawałek waszej rozmowy i
zdecydowaliśmy się wam pomóc! – Mówił patrząc na olbrzyma.
- Kochanie, myślę, że im możemy zaufać. Spójrz na nią,
widać, że się nas boi. – Powiedziała szeptem, ale ja i tak usłyszałam.
Smok spojrzał na mnie , a ja tylko się wtuliłam ze strachem.
To było straszne, cały czas przed moimi oczami widziałam wiele potwornych
scenek związanych z tymi stworzeniami.
- Czemu się boisz? – Smoczyca zapytała starając się być
miła.
- Atakowaliście mnie jak byłam mała! – Krzyknęłam drżącym
głosem.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dobra miałaś rację. – Odezwał się smok.
Serce zabiło mi jak szalone, podeszli do nas bliżej.
- Spokojnie. – Szepnął Don.
Pokiwałam głową, ale nie mogłam stać spokojnie.
- Opowiemy wam co się stało, ale musimy się gdzieś ukryć. –
Powiedział smok.
- Moje tereny. – Spojrzałam na chłopaka.
- Racja, jesteś Alfą. – Uśmiechnął się, a ja poczułam, że
jestem bezpieczna.
- Zrobię wam jaskinię, a teraz idziemy. – Już miałam zamiar
się obracać, ale smok schylił łeb.
- Polecimy, to będzie szybciej. – Powiedział.
Nogi miałam jak z waty, do tego przeszły mnie ciarki.
Chłopak nagle wziął mnie na ręce i nawet na mnie nie spojrzał, tylko wpakował
się na grzbiet stworzenie i usiadł razem ze mną. Pomyślał o mnie i skrzyżował
nogi, no i na nich posadził, a ja myślałam, że zawału dostanę. Gdy wzlecieliśmy
schowałam twarz w jego bluzie, nawet nie mogłam patrzeć. Donatello pokierował
smoki i gdy tylko wylądowaliśmy to od razu bez ostrzeżenia wziął mnie znowu na
ręce, a gdy byliśmy już na ziemi odstawił, ale ja jak taki rzep nadal się go
trzymałam.
- Akine musisz teraz stworzyć im schronienie. – Powiedział.
Nagle uświadomiłam sobie, że będę musiała go puścić. Zamiast
go puścić, to tylko zacisnęłam mocniej pięści. Nagle kucnęliśmy.
- Uda Ci się jedną ręką? – Zapytał.
- N- Nie. – Zawstydziłam się.
Westchnął i złapał mnie za rękę, po czym przyłożył do ziemi,
to samo zrobił z drugą.
- Nadal się boisz? – Zapytał.
- Tak, ale nie tak jak bym musiała to sama robić. – Uśmiechnęłam
się i zaczęłam tworzyć jaskinię.
Wyszła piękna, bo ozdobiłam ją trawą koloru skóry smoków.
Don odłożył moje ręce na jego bluzę i wstaliśmy.
- Pobada wam się? – Zapytałam dumnie patrząc na jaskinię.
- Piękna. – Skomentowała samica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz