Zamyślona stałam przez chwile, po czym się wkurzyłam i uznałam,
że skoro serce mi karze do niego iść to pójdę, bo kłótnia z nim mi nie wyjdzie.
Ruszyłam na tereny Watahy Mroku, no i tak po drodze przypomniałam sobie, że nie
wiem gdzie on może teraz być. Pogadałam z drzewami i dowiedziałam się, że jest
w jaskini, która nie wiem gdzie jest. Drzewa mi pomogły, no i znalazłam się pod
jego jaskinią. Pokręciłam trochę głową, bo byłam strasznie ciekawa tego
miejsca. Nagle usłyszałam czyjeś kroki, więc schowałam się na drzewie, ale w
wilczej postać, no i prawie zleciałam, bo nie miałam pojęcia jak usiąść.
Zmieniłam się w człowieka i usiadłam. Zobaczyłam Donatello, w tym momencie
gałąź pękła. Co ja taka ciężka jestem!? Wytworzyłam trochę mchu i spadłam na
rękę. Zabolał mnie nadgarstek…
- Nic Ci nie jest? – Basior szedł w moja stronę.
- Trochę ręka mnie boli. – Uśmiechnęłam się.
- Pokaż. – Usiadł obok mnie w ludzkiej postaci.
Podałam mu rękę, a on zaczął ją oglądać i ruszać, co było
bolesne. Puścił moją dłoń i pokręcił głową.
- Skręcony nadgarstek. – Powiedział.
- Dobrze, że nie złamanie. – Wytworzyłam korzenie na ręku,
które miały mi pomóc.
- Co ty tak w ogóle robiłaś na drzewie? – Zapytał nagle.
- Przyszła Cię odwiedzić, no i stojąc przed jaskinią
usłyszałam kroki, a że jestem z natury płochliwa to zwiałam na drzewo. –
Wytłumaczyłam.
- Czemu stałaś przed jaskinią? – Kontynuował pytania.
- Zastanawiałam się czy wejść, czy nie. – Skłamałam, bo tak
naprawdę to bałam się, że na kogoś wpadnę, czy coś w ten deseń.
- A musiałaś akurat na drzewo uciekać? – Zapytał.
- A gdzie? – Mruknęłam.
- Za drzewem, za jaskinią…. – Spojrzał na grube drzewa,
które z łatwością by mnie zakryły.
- Co się stało to się nie odstanie, a teraz chodźmy się
przejść. – Wstałam i podałam mu zdrową rękę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz