Wędrowałam po terenie byłej watahy znudzona. Te same pola, te same drzewa... Jedno i to samo. Przeżyłam tu całe swoje życie. Kilometr dalej znalazła mnie tam moja przyjaciółka. Rozejrzałam się za nią. Pewnie jeszcze spała...
Przeszłam się jeszcze parę metrów i postanowiłam sobie coś, coś pewnego.
-Sasha! - krzyknęłam.
-He? Co jest? -powiedziała leniwie podnosząc łeb.
-Muszę ci coś powiedzieć... Chcę znaleźć inną watahę -wydusiłam z siebie.
O dziwo, wilczyca nie zaczęła się wydzierać i narzucać. Wstała spokojnie i musnęła mnie pyskiem po głowie.
-Dorosłaś już. Rozumiem to -uśmiechnęła się.
-Wcale nie dziwi mnie twoja decyzja. Jeśli chcesz odejść, spokojnie. Nawet mogę powiedzieć to Alfie. Ty możesz iść.
-Serio?... Juhu! Nowe przygody, nadchodzę! -krzyknęłam szczęśliwa.
-Heh...Daitan, tylko się uspokój, bo nikt cię nie weźmie -na te słowa uspokoiłam się.
-Hmm.. no to ruszę w drogę. - postanowiłam.
-Tak bez niczego? - zapytała z troską w głosie.
-Tak, jestem wytrzymała, dam radę. - powiedziałam pewna siebie.
-Dobrze -powiedziała i pocałowała mnie w pysk.
-Trzymaj się.
-Dzięki.
Wyleciałam z jaskini i pobiegłam lasem. Nareszcie wolność... Lubiłam Sashę, wręcz kochałam, ale nowe życie będzie ciekawe... Nowa wataha...
Nagle uderzyłam w coś.
-Ałł! -usłyszałam swój i obcy krzyk.
-Uważaj może jak biegniesz -powiedziała czarno-biała wadera i podniosła oczy.
-Kim jesteś? - zapytała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz