-Nie. -odpowiedziała krótko wilczyca odwracając ode mnie wzrok, w kierunku Lodowej Fontanny. Pochyliła się i koniuszkiem swej łapy muskała zmarzniętą taflę. Szybko zorientowałem się, że nie ma ochoty na rozmowę. Ja również nie byłem w sosie.
Poczułem ucisk w brzuchu, skuliłem się z lekka. Tak, aby wilczyca tego nie dostrzegła. Moje łapy zaczęły płonąć. Nie mogłem kontrolować tego, co działo się ze mną w tej właśnie chwili. Przestraszyłem się. Wadera zauważyła moje zachowanie i lekko posunęła się w kierunku terytorium Watahy Mroku.
Zrozumiałem, że zwyczajnie boi się, że ją zaatakuje. I stara się uciec. Zapanowałem nad swoimi mocami zanim odeszła.
-Uważaj sobie! Jeśli mnie zaatakujesz oddam bez wahania. Nie myśl sobie, że nie poradzę sobie z Alfą Wiosny! –wykrzyczała zdesperowana.
-Przepraszam. Ostatnio nie kontroluje swoich mocy. Nie wiem co się ze mną dzieje. Jestem Bejal. –powiedziałem zagryzając zęby z bólu.
-Tak, wiem kim jesteś. Jestem Rose. Ty… ty mnie przepraszasz? Przecież nienawidzimy się nawzajem. Nasze watahy. Nie rozumiem. Jesteś jakiś inny…
Nie odpowiedziałem, spokojnie pomaszerowałem w kierunku Płonącego Wulkanu. Zmartwiony swoim własnym stanem. Chciałem uciec przed problemami. Rzeczywiście, sam dziwiłem się swoim zachowaniem. Nie byłem sobą. Na pewno zaatakowałbym Rose lub przynajmniej starałbym się ją obrazić.
Znowu poczułem ból, tym razem o wiele silniejszy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz