sobota, 19 stycznia 2013

(Wataha Lata) od White Kinga

Kilka kilometrów dalej zatrzymałem się. Wokoło był las. Ale kilka metrów ode mnie znajdowała się jakaś polanka. Idealne miejsce by się wzbić w powietrze. Ruszyłem na nią. Nie wiem po co już od kilku dni nie latałem. Powiedziałem do siebie:
- Rozejrzę się za jakąś watahą. Nie mogę zostać samotnikiem. Czy oni już wiedzą, że ktoś ocalał?- i wzbiłem się w powietrze. Rozejrzałem się, ale mój wzrok nie szukał watahy. Podążył w stronę oceanu i próbowałem wypatrzyć na nim choćby zarysu małej wysepki, ale nic nie było. Niby byłem daleko, ale powinienem bez trudu móc dojrzeć wyspę. Poleciałem w stronę oceanu i nadal nic nie mogłem dojrzeć. Wyspy nie było. Została zalana przez wodę. To sprawka tamtej watahy. Czyli musieli wiedzieć, że ktoś przeżył i zabrał to na czym im tak bardzo zależało. Czy mieli mnie szukać? Zastanowiłem się nad tym, ale stwierdziłem, że nie. Nie wiedzieli o moim istnieniu, pewnie myślą, że dokumenty zostały schowane lub, że ich wcale nie było. Zbliżałem się do oceanu upewniając się , że nie ma tam wyspy i zacząłem się zastanawiać. Czemu nic nie zrobiłem? Po prostu uciekłem jak tchórz. Przecież mogłem spróbować odepchnąć wodę z wyspy moją magią. Skupiłem się chwilę ale woda ani drgnęła. No tak moja magia jest za słaba by poruszyć tak ogromną siłę. Zatrzymywanie czasu też nic by tu nie pomogło, jak na razie udawało mi się zatrzymać czas tylko na niewielkim obszarze i jedynie na kilka sekund, ale może to by wystarczyło. Zawróciłem na polanę. Wylądowałem i wróciłem do miejsca gdzie wilczyce kazały mi czekać, ale tam już nikogo nie było. Chyba miałem pecha. Już miałem się odwrócić i pójść sobie, gdy nagle zauważyłem biało-czarną wilczycę. Zbliżała się do mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz