Całą watahą wracaliśmy z polowania. Miałam okazję, przemyśleć co do
dalszych poszukiwaniach Bejala., kiedy nagle myśli zeszły na inny tor-
na spotkanie z Fellenem. Nie chciałam o tym myśleć, to był na tą chwilę
nie wygodny temat. Na szczęście, od tych myśli wyrwała mnie Hieronima.
-Verno?
-Słucham? Usmiechnęłam sie do wilczycy.
-Gdzie poszłaś kiedy my jedliśmy?
-Wiesz, moim zdaniem nie powinno Cię do teraz interesować.
Wilczyca podkuliła ogon.
-Przepraszam.
-Nic
się nie stało. -Posłałam waderze pocieszający uśmiech, a ona z ulgą
wypisaną na pysku oddaliła się ode mnie. Doszliśmy do jaskini, w środku
nikogo nie było, byłam trochę zdziwiona ale nie zmartwiona. Usiadłam w
rogu jaskini, kiedy podleciał do mnie Słowik.
,,To nie jest
przypadkiem Słowik Bejala?" -Pomyślałam. Ptak zaczął pięknie śpiewać
swym głosikiem, kiedy niespodziewanie podszedł do mnie Deep.
- Cześć Verna.
- O Cześć. -Powiedziałam zaskoczona. Słowik przestraszony odleciał.- Co cię do mnie sprowadza?
-
Ostatnio zaczął mi się walić cały świat na głowie. Chciałem się spytać,
czy jest jakaś możliwość opuszczenia watahy na parę dni?
Nie zrozumiałam zbytnio.
- Żeby odpocząć.
-Odpocząć? Od watahy nie da się odpocząć. No ale dobrze. Pozwalam, ale tylko można polecieć na dwa dni, potem musisz wrócić.
- Czyli mogę...?
- Tak, możesz.
- Dzięki! - Deep ucieszył się ogromnie, i pobiegł gdzieś. Cieszyłam się że daję choć odrobinę radości członkom watahy.
Robiło się ciemno, kiedy wilczyce ognia wróciły z nowym członkiem.
Przedstawiły mi go. Dowiedziałam się że ma na imię Felling. Basior były
sympatyczny, ale nie zawracałam sobie nim za bardzo głowy. Położyłam się
nie daleko wyjścia z jaskini, i zasnęłam.
W środku nocy, obudziłam się. Wszystkie wilki spały. Poszłam przed jaskinię.
,,To
się staje tradycją"- Uśmiechnęłam się na tą myśl. Po jakimś czasie
siedzenia, usłyszałam kroki, a później warczenie. Spojrzałam w kierunku
krzaków gdzie dochodził dźwięk.
Zauważyłam w zaroślach tylko oczy, złote nasycone szałem.
Wstałam i przyjęłam pozycje obronną. Schyliłam się nisko, i otworzyłam skrzydła.
-Jak śmiesz na mnie warczeć? -Zapytałam.
Intruz
nie przestał warczeć, i zaczął wychodzić z krzaków. Nie widziałam go
dokładnie bo był okryty mrokiem. Dopiero jak wyszedł, i stanął w świetle
księżyca, zauważyłam że to...
Bejal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz