piątek, 4 stycznia 2013

(Wataha Lata) od Aoime

Szłam niepewnie, pośpieszana przez Vernę.
       To takie zabawne, poznałam wilczycę tej nocy, wpatrującą się nieobecnie w księżyc, rozmawiałyśmy pewien czas, w końcu, po długiej namowie zgodziłam się poznać jej stado. Może zastąpi mi rodzinę, której nie mam od dawna.
Najwyżej, jeżeli coś pójdzie źle, będę miała schronienie na noc.
       Targała mną mieszanina emocji, głównie stresu i niepewności.  Pamiętam, że tak samo czułam się, gdy po raz pierwszy miałam wygłosić moją przepowiednię. Nigdy nie akceptowałam w pełni tej mocy, wolałabym być czasem zwykłą wilczycą, na którą nie liczy całe stado. Jeżeli popełnisz błąd, cały ród ucierpi.
  - Jesteśmy spóźnione. – rzekła spokojnie Verna.
  - Wiem, staram się, ale zrozum, łapy są ciężkie jak ołów.
Verna zachichotała.
Po chwili ujrzałam jaskinię.  Obawiałam się, że nie przyjmą mnie dobrze. Dodatkowo, wataha wiosny też miała tam być. To już piekielnie okropnie.
  - Okej, nie bój się, wszystko będzie dobrze.  – znowu ta sama, spokojna Verna.
  - Mhm, ufam Ci. To co, wchodzimy?
Jasne kiwnięcie głową.
Wchodząc, uderzyło mnie jasne światło, zdziwiło mnie to. Chociaż… skoro Wataha Wiosny włada ogniem…
Ujrzałam jedną watahę, nie dwie. Wszystkie wilki wpatrywały się ze szczerym entuzjazmem.
  - Gdzie wataha wiosny? – rzekła zaniepokojona Verna.
  - Wyszła na polowanie, coś będzie prawdopodobnie też dla nas.  – odparła jedna z wilczyc.
  - Mhm. Verna na chwilę zamilkła, po czym dodała:  - Słuchajcie kochani, to jest nasza nowa wyrocznia, oczywiście o ile ją zaakceptujecie. Poznajcie Aoime.
Wystąpiłam niepewnie naprzód. Podniosłam łeb i odezwałam się cichutko:
  - Witam.
Pierwsza podeszła do mnie skrzydlata wilczyca, która przedstawiła się jako Perrie.
Położyła mi łapę na barku, jakby chciała mnie pocieszyć, spojrzała ciepło i przyjaźnie w oczy i przywitała się.
W ślad za nią poszły inne wilki. No, całkiem nieźle, pomyślałam. Oczywiście było mi niezmiernie miło.
  - To co? Może się ogrzejesz? – Tym razem zapytała Souvenir.
  - Mmm, jasne.  – odrzekłam niepewnie.
Zbliżyłam się do ognia, czułam, że niedługo będę miała wizję. Zawsze w ogniu widywałam różne sceny z przyszłości. Chciałam odwrócić wzrok, uciec, ale wtem, coś przykuło mą uwagę.
  - Wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona Verna.
  - O ile wizje są w porządku, to tak, daj mi chwilę.  – mruknęłam.
Ktoś zmierzał w naszą stronę, widziałam go i nie był to nikt dobry. Na myśl, że musiałam zburzyć spokój Watahy, zrobiło mi się słabo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz