Jestem szpiegiem. Co
właściwie odkryciem za wielkim nie jest, no, ale nie każdy wie. Wracając
do tematu. Po wojnie nie odniosłem żadnych obrażeń, spokojnie więc
poszedłem na moje obowiązkowe zwiady, jako, że z innych watah szpiedzy
odnieśli jakiejś obrażenia i po prostu nie mogli iść. Zacząłem rozglądać
się za innymi wilkami. Nuż kogoś znajdę?...
Właśnie chciałem zawracać, gdy poczułem chłód od strony południa. To
znak, że wilcza zjawa jest niedaleko. Pobiegłem więc w tym kierunku, gdy
za mną usłyszałem warkot. Odwróciłem się i zobaczyłem piękną wilczycę z
chyba Watahy Lata. Miała bowiem skrzydła. Zjeżyłem się, co w moim
wydaniu było zmianą w pył, latający wokół mnie. Pojedyncze głazy, jak
zawsze, lekko lewitowały. W oddali zobaczyłem właśnie zjawę i drugą,
równie ładną samicę z tej samej watahy, co ta pierwsza. Rozmawiająca coś
krzyknęła do tamtej, ale ja nic nie słyszałem. Po prostu się na nie
gapiłem. W końcu któraś spytała jak mam na imię.
- Kim jesteś
?! - tutaj się na tę rozmawiającą trochę zdenerwowałem, bo nie lubię
zbytnio jak ktoś mi grozi. Nie ustawałem więc ze zjeżeniem sierści.
- Jestem Fallen. Byłem w lesie i usłyszałem głosy, nic więcej.
- Z jakiej watahy Cię tu przywiało ?!
- Z watahy Jesieni. Nie mam złych zamiarów. Rozmawiasz z duchami?
Tutaj jeszcze bardziej się na mnie zdenerwowała, ale powiedziałbym: "Takie są jedne z procedur - dowiedz się jak najwięcej".
- Nie twoja sprawa. - w końcu sobie poszła.
- Zaczekajcie, skąd jesteście? - krzyknąłem. W końcu procedury, ale w głębi chciałem dowiedzieć się o nich jak najwięcej.
- Z Watahy Lata. Żegnam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz