środa, 26 czerwca 2013

(Wataha Lata) od Nikity

     Leżałam w jaskini nie wiedząc co robić. Zdawałam sobie sprawę o co poszła kłótnia, ale nie sądziłam, że będzie, aż tak źle. No cóż, może i mam gorszą przeszłość od innych wilków i mnie bardzo zmieniła, sprawiła, że jestem bardziej zamyślona, ale czy to jest, aż takie ważne. Po prostu miałam zbyt wielu wrogów w przeszłości, którzy byli naprawdę niebezpieczni i trochę się obawiałam, że mogę ich spotkać znowu, a także odczuwałam, że spotkania z nimi odcisnęły na mnie piętno smutku. Taka już jestem.
       A teraz Kondrakar chciał to zmienić, abym mogła się uśmiechać i żyć bez zmartwień, to było naprawdę miłe z jego strony i bardzo chciałabym, aby to było możliwe, ale niestety nie jest. Bardzo bym chciała tego, ale siostra miała rację, ja muszę uporać się z tym sama. Po prostu osoby, które powinny pozostać w mojej przeszłości oddziałują na to co się dzieje teraz w taki czy inny sposób.
       "Tsurumi Rumi" zamyśliłam się. Była dziwna, naprawdę, najprawdopodobniej była zabójczynią na kogoś zlecenie. Była jedną z wielu postaci, które przewinęły się wśród mojej wędrówki. Niemalże każdego dnia, albo nocy spotykałam jakiegoś wroga do czasu dołączenia do Dangerous Wolf.
        Kondro był już na szczęście od wczoraj w jaskini, ale ja i tak przeważnie milczałam, albo udawałam, że spałam. Teraz otworzyłam oczy i wymknęłam się na samotną wycieczkę, aby odnaleźć tą nieszczęsną harfę. Zamieniłam się w człowieka i zarzuciłam sobie futerał na plecy. Nie miałam ochoty jej wyciągać.
I co teraz miałam robić? Jak ich pogodzić?
        Nie miałam ochoty na powrót do watahy i wodzenie potajemnie wzrokiem między tą skłóconą dwójką. Wdrapałam się na wysokie drzewo i pospiesznie zbudowałam sobie na jednej z ukrytych gałęzi mini- legowisko. Wilki przeważnie ukrywają się na dole, bo nie wdrapujemy się tak dobrze na drzewa (co prawda mamy skrzydła, ale jakoś to tak zostało), dlatego oczekiwałam, że będę mieć kilka dni, aby uporać się z tą sprawą.
      Zauważyłam, że robi się już ciemno i westchnęłam ciężko. Moja siostra była zbyt uparta inaczej by było już po sprawie, a tak czekamy, aż wybuchnie wielka bomba i pojawią się kolejne kłopoty. Do tego ja zwiałam z swego rodzaju "pola bitwy", aby odetchnąć od burzliwej atmosfery między nimi.
Nie znaleźli mnie przez następne 16 dni (dopóki mi się nie znudziło obozowanie i nie wróciłam), ale domyślałam się, że dali mi spokój, bo ja chodzę swoimi drogami. Miałam nadzieję, że się (Kondrakar i Verna) pogodzili przez ten czas.
     Następnego dnia zauważyłam, że kilka wilków szukało kogoś, ale to chyba nie byłam ja tą poszukiwaną. Patrzyłam na nich jak nieudolnie kogoś poszukują, aż w końcu to mi się znudziło. Zwinnie skakałam z gałęzi na gałąź, aby przemieścić się poza ich polem widzenia. Nagle się potknęłam, ale złapała mnie jakaś ręka. Spojrzałam w górę, ale nikogo nie zobaczyłam, wydawało się, że zawisłam w czasie i przestrzeni. Niewidzialna osoba mnie wciągnęła.
 - Kim ty jesteś? - Zapytałam nieufnie, ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.
Po chwili przestałam wyczuwać jej obecność, ale nie sądzę, aby to był ktoś z DW. No cóż... Raczej by się wtedy nie krył ze swoją obecnością.
Wróciłam na moją małą tajną "bazę" na drzewie, kiedy nadchodził wieczór, aby zaczekać na moment, gdy nikt mnie nie nakryje.
      Wreszcie mając pewność, że nie ma żywej duszy w promieniu kilometra ześlizgnęłam się i zamieniłam się w wilka, aby zapolować na jedzenie na najbliższe 5 dni. Po około godzinie z łupem na plecach skakałam między drzewami, aby powrócić do swojego obozowiska.
     Drugiego dnia było spokojniej, ale wciąż nie schodziłam z drzewa. Postanowiłam, że spróbuję sobie zrobić wygodniejszą przechowalnię na pożywienie oraz lepsze legowisko, a także maskowanie, aby nikt z dołu nie mógł mnie odkryć.
Zaczęłam od legowiska, starannie dobierałam kolory liści od dołu, aby utworzyły część planowanego maskowania. Po około 3 godzinach miałam coś co spełniało idealnie moje wymagania i było wygodniejsze od tego co posiadałam w jaskini. Położyłam tam futerał i zajęłam się moją spiżarnią na pożywienie. Tutaj praca zajęła mi, aż 5 godzin, ale starannie ją zamaskowałam i powiększyłam, że mogłam tam przechowywać jedzenia na około 17 dni. Ostatnie 5 godzin przeznaczyłam sobie na staranne zamaskowanie całego mojego przybytku. Wszystko było idealne.
Na jutro (3 dzień) zaplanowałam sobie kolejny dzień podczas, którego będę się przemieszczać na drzewach i wieczorne polowanie.

1 komentarz:

  1. SUPER BLOG! MAM GO W OBSERWOWANYCH WIĘC LICZĘ NA TO SAMO :
    domin-and-ania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń