niedziela, 23 czerwca 2013

(Wataha Mroku) Od Minsa

      Obudziłem się w środku nocy. Nie chciało mi się spać, więc wymknąłem się po cichu. Lubiłem samotność- przez większość życia byłem sam. I pomyśleć, że głupi wypadek zrujnował mi życie. Silne emocje związane ze wspomnieniami rodziny wywołały u mnie pierwszą od dwóch lat łzę. Łza skapnęła mi na mój naszyjnik który dostałem po ojcu. Nagle rozbłysł on bardzo jasnym światłem, które stopniowo stawało się coraz ciemniejsze, aż w końcu w środku kryształu zapłonął ciemny płomień. Nie wiedziałem o co chodzi, może to jakieś zaklęcie, które teraz dopiero się uaktywniło. Nie przejmowałem się jednak tym i maszerowałem dalej. Zaczął doskwierać mi głód, więc zacząłem szukać jedzenia. Po około pięciu minutach znalazłem krzak jagód, które choć na chwile zaspokoiły głód. Zaczął się świt. Ruszyłem w stronę jaskini. Gdy dotarłem na miejsce wyczułem obce mi wilki. Wszedłem ostrożnie do jaskini. Siedział w niej tylko Danatello.
- Cześć.- powiedziałem .
- Cześć.
- Ej słuchaj, nie zauważyłeś czegoś podejrzanego? Wyczuwam wilki nie należące do naszej watahy.
- A to pewnie Kondrakar i Nikita .
- Czemu tu są? -spytałem .
- Kondrakar pokłócił się z Verną i ukrywa się tu.
- A ta wilczyca?
- Przyszła go odwiedzić.
- Aha.
- Ale posłuchaj. Obiecaj, że nikomu nie powiesz o tym, że Kondrakar jest u nas. Rozumiesz?
- Jasne. Wiadomo o co poszło między nimi?
- Nie nie wyjawił tego powiedział tylko, że się pokłócili.
- Aha. Dobra miło się gadało, ale muszę lecieć.
- Gdzie?- spytał .
- Idę na nawiedzoną górę. Powiedz Naili, że wrócę jutro rano.
- Tak uczynię.
Wyszedłem z jaskini i ruszyłem w stronę nawiedzonej góry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz