Trzeciego dnia było spokojnie, ostatecznie nie wychyliłam
nawet głowy poza moje "gniazdko", miałam dużo czasu na moje rozmyślenia i
plany na przyszłość, a także na grę na harfie, kiedy nikogo nie było w
pobliżu. Zastanawiało mnie czy już się siostra pogodziła z Kondrakarem.
Tak naprawdę to najgorzej podczas tej kłótni czułam się ja, nie wiedząc
po której stronie barykady stanąć. Oboje mieli rację i oboje się mylili,
co było dla mnie dosyć dezorientujące.
Zamieniłam się w
dziewczynę oraz rozejrzałam się patrolując teren, a byłam w tym naprawdę
dobra, w końcu kiedyś byłam zwiadowcą,a umiejętności pozostały.
Następnie zaczęłam grzebać przy futerale harfy, aby ją wyciągnąć, ale w
pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że kiedy nim potrząsam wydaje
jeszcze jeden cichutki dźwięki, który do tej pory mi umykał. Zaczęłam
badać ten złoty futerał szukając jakiś przycisków, albo mechanizmów,
które by mi pomogły dostać się do ukrytej części futerału, aż w końcu
znalazłam mały przycisk, którego naciśnięcie powodowało zwolnienie
nacisku na określony fragment ścianki. Szybko wyjęłam tą wielką harfę i
położyłam obok siebie, aby odkryć co tam było schowane. Wyciągnęłam
piękny długi łuk i dwa noże: jeden krótki, drugi długi (oczywiście
wszystko było z platyny). Przyznam, że byłam tym zaskoczona i to bardzo,
ale ani jednym, ani drugim nie umiałam się posługiwać, więc chyba na
razie potraktuje to jako ozdobę.
Nie mając co z tym zrobić
ukryłam to w tym samym miejscu i włożyłam na swoje miejsce harfę
ostatecznie darowując sobie grę na niej, ponieważ się ściemniało i czas
był, abym wyruszyła na polowanie pod osłoną nocy. Szybko zsunęłam się z
drzewa (gałęzie rozrosły się zbyt gęsto, abym mogła polecieć) i
wylądowałam miękko na podłożu.
- Chwila zabawy na polowaniu i
muszę wracać - westchnęłam cichutko. - W końcu to najbezpieczniejsze i
najbardziej ukryte miejsce.
Miałam rację, nie wyróżniało się
niczym od innych terenów. Zamaskowałam nawet mój zapach dla tropicieli
znacząc go błotem i zapachem innych zwierząt. Ostatecznie wśród tej gamy
zapachów i kolorów byłam niewykrywalna.
Około godzinę
później wracałam z łupem na plecach, aby ukryć go w spiżarni, gdzie
będzie niedostępny dla innych zwierząt. To było ostatnie polowanie,
ponieważ przygotowałam się na dłuższy czas.
Położyłam się
spać patrząc w gwiazdy, tęskniłam do czasu spędzonego z innymi w
watasze, ale uznałam, że lepiej dać im jeszcze trochę czasu, aby ułożyły
się wszystkie sprawy. Spojrzałam na jeden z gwiazdozbiorów. Pegaz. Moja
szczęśliwa konstelacja. Zamknęłam oczy, aby zapaść w głęboki sen.
Obudziłam się przy pierwszych promieniach słonecznego dnia, ponieważ
coś mi nie grało. Nie wiedziałam co to było, dopóki nie otworzyłam oczu.
Ktoś tutaj był. Szybko zamknęłam je, kiedy dziewczyna odwróciła się w
moją stronę.
- No i mam tutaj moją małą nagrodę - usłyszałam jej
beztroski głos. - Jestem pierwszą łowczynią skarbów, która ją tutaj
znalazła. Pozostali łowcy będą mi zazdrościć, kiedy zgarnę dla siebie
premię.
"Pozostali łowcy", a więc było ich więcej. W sumie to
nawet lepiej, że się wyniosłam z jaskini, dobrze, że nie sprawiłam im
tego typu kłopotów.
Otworzyłam oczy i gwałtowanie się poderwałam
stając na chwilę na rękach, a następnie robiąc obrót, aby stanąć
normalnie na nogach. Po chwili zamieniłam się w wilka gotowa na podjęcie
ataku.
- Ech... - Westchnęła. - Nigdy nie jest tak łatwo, ale to czyni zadania ciekawszymi.
Ona również zamieniła się w wilka.
- Radzę darować ci takie wywody - powiedziałam. - Skoro za chwilę już nie będziesz żyć!
-
Nie masz nawet odrobiny litości - zakpiła sobie ze mnie. - I ktoś taki w
ogóle odważył się dołączyć do watahy. Tylko zabijanie ci w głowie,
morderczyni.
- Jesteś wkurzająca - udałam, że się nie przejęłam jej słowami.
Stałam
spokojnie czekając na jej atak, patrzyłam uważnie jej w oczy oceniając
jej pewność siebie i wiarę w jej siłę, była bezkresna, a więc albo
faktycznie była niezwykle silna, albo nie poniosła klęski, bo mnie nigdy
nie spotkała.
- Może mi powiesz o co chodzi z tą nagrodą i
łowcami skarbów - zaproponowałam. - Skoro i tak jedna z nas nie wyjdzie z
tego żywo.
- Wyznaczono nagrodę za twoją głowę - powiedziała. -
Najwyższą z możliwych. Za to co dadzą można by było kupić na własność
wszystkie góry na świecie i morza i jeziora oraz jaskinie. No cóż,
łakomy kąsek. Jestem jedną z wielu jacy ciebie szukają, tylko, że nikt
nie natrafił na właściwy trop. A oprócz tego zlecono ściganie ciebie wielu najlepszym asasynom.
-
Miło wiedzieć, że jestem tyle warta - burknęłam. - No cóż i dobrze
słyszeć, że ty jedyna natrafiłaś na prawdziwy ślad do odnalezienia mnie.
Jak ciebie odeślę na drugą stronę to będzie po sprawie.
- Jak śmiesz sądzić, że mnie w ogóle możesz pokonać! - Krzyknęła zdenerwowana.
- Jak na razie dużo gadasz i nic nie robisz - zwróciłam jej uwagę.
Rzuciła
się na mnie, ale ja z łatwością unikałam jej chaotycznych ciosów, kiedy
zmęczona wycofała się na chwilę powiedziałam, aby ją sprowokować (złość
sprawia, że przeciwnicy nie myślą i częściej popełniają błędy, a ich
ruchy stają się bardziej przewidywalne):
- Tak jak myślałam. Jesteś silna tylko w mieleniu gróźb swoim jęzorem. To było nudne, nawet nie mam zadrapania.
Domyślałam
się, że teraz wykorzysta swój najsilniejszy atak. Jak się okazało moja
intuicja podpowiedziała mi bezbłędnie. Patrzyłam na wielki rosnący słup
mroku i jej chory śmiech. Po chwili w łapach trzymała wielką włócznię.
-
Godne pożałowania - prychnęłam. - To jest żelazo, najgorszy ze
wszystkich możliwych metali jakie mogłaś przeciwko mnie zastosować.
Liczyłam
na to, że rozwalę je z łatwością podczas walki, taki metal nie jest
zbyt trwały, ale wtedy poczułam się jakby ktoś poraził mnie prądem. Moje
kąciki ust się uniosły w upiornym uśmiechu.
- To jest nie fair - powiedziałam. - Ja nie mam broni.
- Obchodzi mnie tylko nagroda, a nie zasady - odpowiedziała pyszałkowato.
- Nie pozwolę ci uzyskać przewagi - powiedziałam spokojnie. - Poddaj się, dopóki masz szansę.
- Że co? - Zdziwiła się. - Niby jak zamierzasz mnie pokonać?
-
Zmarnowałaś swoją ostatnią szansę - powiedziałam grobowym głosem i
wyciągnęłam przed siebie rękę. - Czas, aby zakończyć tą walkę nie
zważając na ofiary.
Z mojej ręki buchnęły pioruny, do tej pory nie
zauważyłam u siebie tej mocy, ale zrozumiałam co mój instynkt mi
podpowiadał. Metale się elektryzują i magnesują, a więc mogę z łatwością
odebrać jej broń. Siłą woli posłałam ku jej broni pioruny i sprawiłam,
że podleciała do mnie. Złapałam ją z łatwością. Wadera się cofnęła.
- Straciłaś ochotę do walki - zaśmiałam się ponuro. - Było się poddać, gdy ci to proponowałam.
Cofała się, dopóki nie natrafiła na korę drzewa.
-
Stąd nie ma ucieczki - dodałam zbliżając się do niej, aż podetknęłam
ostrze włóczni do jej gardła. Namagnesowałam metalową linkę w jej pasie i
sprawiłam, że ją obwiązała tak szczelnie, że nie mogła się ruszyć.
Opadłam zmęczona na posłania i spojrzałam na moje ręce, nie mogłam
uwierzyć, że posiadam, aż tak nietypową moc. Pioruny? Magnetyzm? Do tego
ta harfa oraz noże i łuk? Czy to są zbiegi okoliczności?
- Pioruny, co? - Westchnęłam. - To może być niebezpieczne, jeśli bym użyła tego w niewłaściwym momencie.
Spojrzałam
niechętnie na jej krzyki, abym ją wypuściła i stawiła jej dzielnie
czoła, a nie ją tak podstępnie wiązała. Dopiero co chciała przede mną
uciekać, a teraz posądzała mnie o tchórzostwo. Ona jest niemożliwa.
Machnęłam ręką, aby część sznura ją zakneblowała, tym samym ratując moje
obolałe uszy i być może zapobiegając wykryciu mojej kryjówki, ale jutro
i tak muszę coś z nią zrobić... Może jak ją porządnie zranię w głowę,
to zapomni o mnie i kim jest? Muszę jutro coś wymyślić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz