Byłem zaskoczony pięknem owej smugi. Stworzyłem płonące skrzydła i podleciałem ku górze. Nareszcie- pomyślałem w duchu. Wydostałem się z dziwnej jaskini. Jednak na górze nie było przyjemniej. Szczęście znikło tak samo szybko jak pojawiło się na moim pysku. Miałem ochotę głośno wyć z wściekłości. „Muszę podlecieć do góry, muszę!”. Spiąłem się w duchu i podleciałem jeszcze trochę, aby lepiej się rozejrzeć po nieznanej mi krainie. Zrezygnowany i obolały położyłem się obok grubego jesionu.
Chciałem zasnąć, gdy nagle zauważyłem że cały płonę. Moje łapy zamieniły się w płynną lawę. Chciałem to powstrzymać, jednak nie mogłem. „Coś jest nie tak, co robić?”. Pytałem sam siebie, jakbym szukał odpowiedzi we własnym umyśle.
Zauważyłem, że topię wszystko co się wokół mnie znajduje. Stopiłem także drzewo, przy którym leżałem. Ogromny pień zwalił się z ogromnym impetem przygniatając mnie mocno do podłoża. Straciłem świadomość…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz