sobota, 2 lutego 2013

(Wataha Lata) od Nikity

  Stałam wpatrzona w gwiazdy głośno wzdychając. Wiedziałam że za chwile przyjdzie mi podjąć ważną decyzje. Mimo że do tej pory dążyłam do tego spotkania za wszelką cenę, teraz straciłam pewność. Usłyszałam wycie wilków. Stojąc na Pochmurnym Szczycie obserwowałam Las Szeptów. Wtedy zalały mnie wspomnienia:
      Urodziłam się w watasze ,,Letniej Bryzy", obecnie nieistniejącej, teraz miałam dołączyć do ,,Watahy Lata". Mój pierwszy dom zniknął z powierzchni podczas napadu. Tyle przynajmniej się dowiedziałam.
,,Ocknęłam się wodzie, tonęłam. Czułam że już nie mogę dłużej wytrzymać.
-NIKITA!-Usłyszałam krzyk.-To ja twoja siostra Verna! Przypłyń do mnie!
Chciałam odpowiedzieć, ale zabrakło mi powietrza. Poczułam że opadam na dno, Chciałam krzyknąć jak najgłośnieje że tutaj jestem ale skończyło się zachłyśnięciem. Wtedy ogarnęły mnie wątpliwości. Kim była Verna? Kim byłam ja? Nic nie pamiętałam... Pochłonęła mnie ciemność.
   Otworzyłam oczy, nie bardzo kojarzyłam to miejsce. Zobaczyłam jedną z wilczyc obecnych w jaskini. Rozmawiała z kimś:
-Prawdopodobnie pochodzi z watahy ,,Letniej Bryzy", która została zaatakowana i rozbita w puch nad rzeką Rubikon. Przeżyła tylko dlatego że nikt jej nie zauważył. Jej rodzice prawdopodobnie nie żyją.
Zaatakowana? Moja wataha? Rodzice? Nie żyją? Verna? Kim ona jest?
Wołała mnie? Nikita? To chyba moje imię...
Odważyłam się wysunąć spod posłania i podeszłam do rozmawiających.
-Jak masz na imię?-Zapytała mnie jedna z obecnych w kręgu.
-Ja nie do końca pamiętam, ale...-zająknęłam się niepewna.-Chyba nazywam się Nikita. Znaleźliście innych? Verne?
-Byłaś tylko ty-pokręciło zrezygnowana głową.-O mało byś nie zginęła. Ale nie innych nie znaleźliśmy.
Poczułam wtedy przemożną chęć wskoczenia do morza i odszukania Verny. Tak wiem byłam wariatką... Musiałam się walnąć porządnie w głowę, kiedy byłam w wodzie. Wtedy spojrzałam uważnie w oczy wilczycy.  Nagle serce zaczęło mi niespokojnie walić, jakby chciało się wyrwać.
-Silna jest.-Powiedziała, po czym ściszyła głos.-Nada się do eksperymentów. Może ma ciekawe moce.
Jednak wystraszona uchwyciłam te szepty.
-Coś się stało?-Zapytała, niby niewinna.
-Nic. Nic.-I wtedy rzuciłam się do ucieczki. Wiedziałam że od tego zależało moje życie.
     W korytarzu natknęłam się na inną uwięzioną waderę. Była o wiele silniejsza ode mnie. Wpadłam na szalony pomysł.
-Uwolnię cię, jeśli mi pomożesz. Gdzie są kluczyki?-Zapytałam się, chociaż byłam na 99% pewna, że były w tamtej sali oraz że jeśli wrócę tam to mnie zadźgają(czy coś innego wymyślą, na pewno nie będzie to przyjemne). Ale co tam i tak gorzej już nie może być, a ja potrzebuje pomocy, sama mogę się błąkać w nieskończoność.
-Przecież pewnie wiesz. Wszyscy tam na początku trafiają.
Zrezygnowana, że miałam racje zawróciłam biegnąc na łeb i szyje. Kiedy wypatrzyłam małe wgłębienie w skale wcisnęłam się w nią. Po zaledwie minucie zobaczyłam tą wilczyce. Zatrzymała się i rozejrzała, uniosła łeb i zmieniła swoją formę. Jej miejsce zajął czarny basior.
   Ta sylwetka wydała mi się dziwnie znajoma. Poczułam, że zaczęłam tracić świadomość. Byłam przy ujściu rzeki, stałam razem z MonsterDreamem i Verną. Czarne wilki na nas napadły, ojciec chciała ich jak najdłużej przytrzymać, a matka skoczyła ku nam, i ze łzami w oczach wrzuciła nas do rzeki.
    I wtedy wróciła mi świadomość, reszty z mojego dzieciństwa nie pamiętałam, ale miałam siostrę Verne i MonsterDreama, miałam już cel. Nic nie mogło mnie zatrzymać. MUSIAŁAM się spotkać z moim rodzeństwem.
     Kiedy tylko zniknęli za następnym zakrętem, wybiegłam jak oszalała z kryjówki, miałam zaledwie kilka minut nim się zorientują co planuje zrobić. Kiedy weszłam do sali zwolniłam, byłam bardzo zmęczona, wciąż w końcu byłam szczeniakiem, a ten dzień był bardzo wyczerpujący. Wzięłam w pyszczek pęk kluczy i pobiegłam najszybciej jak mogłam.
     Kiedy uwolniłam samice, świat zawirował mi przed oczami. Ogarnęły mi mroczki i zanim się zorientowałam straciłam przytomność(mam nadzieje że po raz ostatni). Obudziłam się niesiona na grzbiecie samicy, spojrzałam w górę. Gwiazdy wydawały mi się tak samo niedostępne, jak moja pamięć czy rodzeństwo. Coś podszeptało mi żebym się tym nie martwiła. Miałam nadzieje i to było najważniejsze..."
    Otrząsnęnełam się ze wspomnień w momencie kiedy pobliska sowa pohukała. Rozejrzałam się po okolicy. Czułam że ten czas się zbliża, ale wciąż nie wiedziałam gdzie iść, w końcu ruszyłam przed siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz